Zen Studios zaprasza na niebezpieczny rejs transatlantykiem! Jednak czy warto wyruszyć w taką przygodę? Zapraszam do recenzji!
W Dread Nautical wchodzimy w skórę jednego z czterech dostępnych bohaterów – detektywa, byłego członka Yakuzy, fanki gier komputerowych lub piosenkarki. Podczas podróży transatlantykiem o nazwie “Hope” tajemnicza siła porywa nas do innego wymiaru. Oczywiście naszym zadaniem jest przetrwać i rozwiązać zagadkę naszego zniknięcia.
Graficznie jest bardzo kanciasto, jednak jest to obrany styl przez twórców, który jest całkiem znośny. Zauważalny jest przede wszystkim na postaciach. Dzięki wykonaniu ich za pomocą małej ilości wielokątów (Low poly), wyglądają jak postaci z kreskówki. Od pierwszego spotkania z łatwością możemy się zorientować, z jakim typem będziemy mieli do czynienia. Nie rozumiem tylko, dlaczego podróżnicy mają zamiast rąk doczepione DWIE MACZUGI. Poza tym dziwnym faktem zarówno wrogowie, jak i sprzymierzeńcy wyglądają dobrze i nie odstraszają. Lokacje w grze są bogate w detale i bardzo ładnie wykonane, ale często powtarzają się na każdej mapie, pomimo że ta jest generowana losowo. Gra ma problem z utrzymaniem stałej ilości klatek i zauważalne są duże rwania animacji – zwłaszcza podczas przemieszczania się postaci, czy przesuwania kamery. Na szczęście grać można, jednak twórcy powinni szybko coś w tym temacie zrobić. W grze występują świetnie narysowane animowane przerywniki, które dopełniają opowiadanej historii.
W Dread Nautical możemy usłyszeć ciekawie skomponowane utwory muzyczne. Odpowiednio budują klimat, a muzyka jest właściwie stonowana. Można od niej wyczuć pewną głębię i tajemniczość. Bez wątpienia jest to najmocniejsza strona gry. Niestety nie towarzyszy nam przez cały czas, jednak pustkę po nich wypełniają ambientowe dźwięki. Wszystkie postacie mają podłożony głos, ale brzmią one zwyczajnie drętwo.
Walki odbywają się w systemie turowym. Jest on podobny do tego, co pokazał nam Firaxis w dwóch częściach X-COM. Tytuł nie wymaga od nas dużych taktycznych zdolności, ponieważ przeciwnicy nie grzeszą inteligencją. Jedynie trzeba mieć na uwadze stan naszego wyposażenia, ponieważ bijąc samymi gołymi pięściami nie zajdziemy daleko. Niczym w Breath of the Wild, posiadane przez nas bronie ulegają zniszczeniu. Odpowiednie rozporządzanie posiadanymi przedmiotami jest kluczem do zwycięstwa w walce.
W grze możemy rekrutować innych podróżujących spotkanych podczas wypraw. Nie dołączają do nas od razu – najpierw musimy zyskać ich przychylność, wykonując zadania, czy wybierając odpowiednią opcję dialogową. Czasami niektóre kwestie są wyrwane z kontekstu, przez co gracz nie raz musi zgadywać, jaką odpowiedź wybrać. Jednak dzięki nim możemy poznać losy ocalałych zanim doszło do tragedii.Postacie są trochę przerysowane i zachowują się dość stereotypowo, jednak przy kilku z nich udało się zachować jakąś głębię. W dużej mierze nie mają niestety niczego ciekawego do powiedzenia. Warto tutaj zaznaczyć, że na wyższym poziomie trudności potencjalni kompani mogą zginąć na zawsze, na normalnym zaś wracają do życia już w następnej rundzie. Można ten fakt wykorzystać do walki z przeciwnikiem, ponieważ NPC odwali za nas ciężką robotę. O każdą postać w naszej ekipie (również o naszego bohatera) musimy dbać, nie tylko ich rozwijając, ale też zapewnić im posiłek oraz uważać na zdrowie psychiczne.
Twórcy nie zapomnieli o systemie ulepszeń. Możemy rozwijać zarówno ekwipunek, jak i bazę oraz postacie w naszej ekipie. Poprawianie stanowisk w bazie daje nie tylko możliwość awansu grywalnym bohaterom oraz wyposażeniu, ale również pozwoli na rekrutację kolejnych ocalałych. Cały system jest klarowny i nie wymaga od gracza zbędnego wtajemniczania się w drzewo ulepszeń. Postacie mogą rozwijać 5 cech, powiększać liczbę miejsc w ekwipunku oraz odblokować swoją unikalną zdolność, która często ratuje sytuację.
Rozgrywka po kilku godzinach nudzi. Można odnieść wrażenie, że wpadliśmy w pętlę, w której najpierw uzbrajamy drużynę, po czym wchodzimy na piętro, czyścimy je z wrogów, wypełniamy po drodze kilka zadań, by na koniec przełączyć dźwignię w centrum dowodzenia i zacząć wszystko od nowa. Sytuację ratują losowo generowane mapy, ale niestety cierpią one na dużą powtarzalność pomieszczeń.
Dread Nautical to tytuł, który ma ciekawy pomysł, jednak wykonanie zawiodło na wielu płaszczyznach. Niemniej jednak można się dobrze bawić podczas krótkich sesji. Dla czekających na X-COM 2 Collection recenzowany tytuł może idealnie wypełnić czas przed premierą dzieła Firaxis.
Dziękujemy Zen Studios za przesłanie kodu gry do recenzji.
Dodaj komentarz