Poznajcie przygody łowczyni dusz i jej wiernego pieska Monty’ego!
Obey Me to chodzona bijatyka z widokiem izometrycznym od studia Error 404, wydana przez BlowFish Studios, w której wcielamy się w Vanessę Held – półdemonicę niższego kręgu, której towarzyszy piekielny doberman o przesłodkim imieniu Monty. Historia opowiada o konflikcie na linii Piekło – Niebo, planie naszego szefa (prywatnie brata samego Szatana) Lorda Ammona i wrzuconej w sam środek tego zamieszania głównej bohaterce. Brzmi to oczywiście dość sztampowo, jednak w tego typu grach to nie historia jest najważniejszym elementem. Jest za to cała masa przekleńst (czujcie się ostrzeżeni) i humoru w postaci naprawdę zabawnych dialogów! Mam jednak z tym tytułem pewien problem, bo to mogła być naprawdę bardzo fajna gra z dużym potencjałem na powracanie do tytułu aby uzyskiwać coraz lepsze wyniki. No właśnie – mogła, bo kilka rzeczy jednak w niej nie zagrało i mam wrażenie że zabrakło nieco czasu (a może i pieniędzy) aby ten tytuł doszlifować.
Obey Me oferuje rzut izometryczny (skojarzenia z Diablo 3 są bardzo na miejscu, jeśli chodzi o ułożenie i pracę kamery), a także grę solo, albo w tandemie (lokalny co-op dla dwóch graczy). Przy grze w parze jeden z graczy kieruje Vanessą, a drugi Montym. Tak – można grać psem! Jeżeli gramy solo, nasz psiak sterowany jest przez AI i wspiera nasze działania oraz umożliwia nam na tworzenie wspólnych kombosów. Jest to naprawdę fajnie rozwiązane i sztuczna inteligencja bardzo wspiera nas w czasie co trudniejszych walk. Grając we dwójkę polecam sprawdzenie obu postaci na samym początku gry. Vanessa i Monty dysponują różnym zestawem ataków, co jednocześnie wymusza nieco inny styl grania każdą z postaci. No i warto poćwiczyć łączone kombosy – to potężna broń, która często ratuje w podbramkowej sytuacji. Ostatnim elementem współpracy bohaterów jest fuzja. Vanessa i Monty łączą się ze sobą na pewien czas. W tej postaci Vanessa zadaje zwiększone obrażenia, dysponuje potężnym atakiem z piekielnej śrutówki i regeneruje swój pasek zdrowia.

W czasie walk z piekielnymi i anielskimi hordami korzystamy z rozrastającego się w czasie gry arsenału broni (w przypadku Vanessy) i wcieleń, do których dostęp uzyskuje Monty. Łowczyni rozpoczyna przygodę, walcząc mistycznym sztyletem, a po pewnym okresie do zestawu dołącza wielki młot, para piekielnych rękawic do walki wręcz i anielski zestaw miecz plus tarcza. Nasz doberman może zmieniać swoją formę – podstawowa to piekielny ogar, kolejne zaś to pies zarazy i forma boska. Wszystkie bronie jak i formy można rozwijać za pomocą zbieranych w czasie walk dusz. Poza duszami zbieramy niebieskie i czerwone kryształy. Niebieskie zapewniają nam dodatkową energię dzięki której możemy przeprowadzić fuzję, natomiast czerwona to odnowienie życia. Poza kryształami wszystkie poziomy pełne są dodatkowych znajdziek: fragmenty księgi czarnoksiężnika Crowley’a, radia grające niezbyt przypadającą do gustu głównym bohaterom muzykę, czy fragmenty astralnych kryształów, które zwiększają na stałe pasek życia.

Same walki są dynamiczne i wymagające. Przeciwnicy są dość różnorodni na przestrzeni całej gry i wymagają od gracza różnego podejścia. Czasami na arenie na której toczy się walka pojawiają się dwie lub trzy fale przeciwników pod rząd, należy więc nieustannie mieć się na baczności. Każda nasza walka jest oceniana po jej zakończeniu, co przekłada się na punkty i dodatkowe dusze do kupowania usprawnień naszych broni. Jeśli pamiętacie system ocen, chociażby z DMC to tutaj jest podobnie. Poza walkami ze zwykłymi przeciwnikami Obey Me obfituje także w dość sporą ilość walk z bossami. Te są dość zróżnicowane (niektóre podzielone na etapy i rozłożone na cały poziom), każda z nich ma jakąś mechanikę, którą trzeba rozgryźć aby pokonać danego bossa. Wszyscy fani gier arcade będą zadowoleni, gdyż jest to mechanika znana z klasycznych tytułów tego gatunku.

Poza walkami, poziomy pełne są różnego rodzaju przeszkadzajek łączących w sobie łamigłówki i elementy zręcznościowe. Miny, lasery, pojawiające się wieżyczki, energetyczne piły – Obey Me ma to wszystko. Najczęściej pokonanie tych fragmentów rozgrywki związane jest z dobrym wyczuciem czasu i skorzystaniem z fazowania jakim dysponuje Vanessa – jest to teleport na krótkim odcinku, dzięki któremu jesteśmy w stanie błyskawicznie przemieścić się po planszy.

I tutaj trzeba wspomnieć o tym uczuciu, że Obey Me nie jest do końca dopracowane. Projekt leveli na początku wydaje się ciekawy, proporcje puzzli i walk są dobrze wyważone. Jednak im dalej tym wszelakiego rodzaju łamigłówki i elementy zręcznościowe stają się strasznie wtórne i jest ich po prostu za dużo, przez co zaczynają być nużące. Łapałem się często na tym, że widząc kolejną serię wystających z ziemi kolców za którymi znajdowała się jakaś znajdźka po prostu sobie odpuszczałem – schemat jest bardzo powtarzalny i nie proponuje żadnego zaskoczenia i urozmaicenia rozgrywki. Drugim elementem o którym muszę wspomnieć jest nie do końca zoptymalizowana gra (możliwe, że to wina kopii recenzenckiej), częsty input lag, zacięcia się animacji i spadek FPSów były strasznie denerwujące, bo najczęściej pojawiały się w czasie walk i powodowały zgon po którym trzeba było zaczynać od początku. Ostatnią kwestią jest monotonność graficzna. Tak, to nie jest gra pełna wodotrysków, jednak wszystkie poziomy wyglądają jak złożone z podobnych do siebie elementów, a i stylistyka samych poziomów może nie przypaść do gustu graficznym purystom. Na osłodę – wszystkie wstawki rysowane pomiędzy kolejnymi poziomami wyglądają naprawdę fajnie (to miks komiksowej kreski i stylistyki starych arcade’owych gier z automatów).

Podsumowując Obey Me to trochę zmarnowana szansa na naprawdę porządną (nie wybitną) produkcję. Całość można przejść w ok 7 godzin, a wykręcanie coraz lepszych wyników na poszczególnych etapach, czy odnalezienie wszystkich znajdziek, spowoduje wydłużenie tej rozgrywki. Jest to fajna i lekka gra, dobra do gry w parze (zwłaszcza teraz w czasach pandemii!) ze świetnym humorem i nieźle dopracowanym gameplayem. Jeśli nie przeszkadzają Wam wymienione przeze mnie wcześniej minusy to nie wahajcie się z zakupem.
P.S. Po zakończeniu gry polecam zapoznać się z działem EXTRAS w menu głównym – poza grafikami i dodatkowymi skórkami jest tam świetnie opisana historia powstawania tego projektu!
Dziękujemy BlowFish Studios i Error 404 za dostarczenie kodu do recenzji
Przypomina trochę Redeemera co do którego miałem duże nadzieje (izometryczna bijatyka to naprawde fajny pomysł), ale Redeemer po solidnym początku zrobił się strasznie monotonny – fale przeciwników były coraz dłuższe, checkpoint coraz żadsze a nowi przeciwnicy przestali się pojawiać, do tego nowe bronie też nie zmieniały rozgrywki, a walka sprowadziła się do strzelania, bo przeciwników było za dużo i zadawali za duże obrażenia. Jak to wygląda w Obey Me? Gra zachowuje impet do końca jeśli chodzi o core gameplay? Wogóle jak się ma do Redemeera jeśli grałeś?
Nie, nie grałem niestety. Monotonne są sekwencje puzzlowo-zręcznościowe. Walk jest nieco mniej, a bieganie między laserami aby zaliczy kolejny zamek do otwarcia drzwi jest nieco na siłę.
Osobiście wolałbym więcej walk i lepszy balans ilości puzzli do aren.
Same walki do końca są dość wyważone – nie zauważyłem abym ograniczał się tylko do np 1 kombosa, którym da się wszystkich stłuc. Tutaj balans jest zachowany.
I tak – impet jest do samego końca w mojej opinii, zwłaszcza że pod sam koniec gry pojawia się 2ch bardzo interesujących bossów z ciekawymi mechanikami, jak i dodatkowe mechaniki niedostępne wcześniej dla postaci (ale nie piszę o tym, żeby jednak nie spojlerować).
Ogólnie – problemem jest za dużo elementów bez walki, które są monotonne i mam wrażenie że też nieco wydłużają rozgrywkę. Wolałbym zamiast nich (nawet jeśli to faktycznie wydłuży czas grania) dostać dodatkowe areny z walkami. Te przynajmniej są naprawdę zabawne – zwłaszcza w coopie. 🙂
A da się „farmić” ulepszenia postaci? Bo np. w Devil May Cry zawsze miałem ulubioną plansze pełną walk w którą grałem 50 razy więcej niż we wszystkie inne poziomy, własnie żeby nacieszyć się systemem walki
Czy da się „farmić”? Nie wiem – nie próbowałem. Choć jak się zastanowię, to są takie plansze, które są nastawione stricte na walkę, więc tam można sobie poszaleć.
Ale kończąc grę na Normalu miałem 2 bronie z 4ch na full i półtorej formy psa z 3ch. Wydaje mi się, że grając na Hardzie można za jednym podejściem na spokojnie mieć wszystko na maksa.