Kolejna odsłona Saints Row ląduje na konsoli Nintendo Switch. Czy „czwórka” jest godna zajęcia miejsca w pamięci Waszego sprzętu? Sprawdźmy.
Saints Row IV nie jest pierwszą częścią z cyklu Saints Row, która trafiła na przenośno-stacjonarną konsolę Nintendo. W minionym roku Switch dostał swoją wersję Saints Row: The Third, jednak nie obyło się bez problemów. Premierowa edycja gry nie mogła się szczycić płynną rozgrywką, a spadki nawet poniżej 20 klatek na sekundę były na porządku dziennym. Sytuację poprawiły łatki, ale niesmak pozostał. Na szczęście Saints Row IV: Re-Elected od samego początku może pochwalić się odpowiednim przyłożeniem twórców do aspektów technicznych. Kilkanaście godzin, jakie spędziłem z tytułem na potrzeby recenzji nie pozostawiły mi złudzeń. „Czwórka” nie powiela błędu poprzedniczki i od samego startu mamy do czynienia z płynną rozgrywką i nie występują spadki poniżej komfortowych 30 klatek na sekundę.
No dobrze, ale czym w ogóle jest Saints Row IV? Wersja wydana ostatnio na Nintendo Switch to edycja Re-Elected, co można uprościć do miana edycji Gry Roku. Oznacza to, że otrzymujemy podstawową grę, a także komplet wszystkich DLC i dodatków fabularnych, w tym Gat out of Hell. Sprawia to, że nieco mniej boli nieco ponad 150 złotych, jakie trzeba wydać na grę. Nie ma się co oszukiwać – recenzowany tytuł nie należy do najnowszych, więc można było mieć nadzieję na niższą cenę. Dobrze chociaż, że dostajemy pełne doświadczenie.
W Saints Row IV: Re-Elected wcielamy się w prezydenta Stanów Zjednoczonych, mierzącego się z zagrożeniem ze strony najeźdźców z kosmosu. Ich przywódca, Zinyak, nierzadko będzie wdawał się z nami w potyczki słowne, często przywołując tym samym uśmiech na naszych twarzach. Wracając do fabuły, to jeśli myśleliście, że poza tym dość absurdalnym początkiem reszta gry będzie utrzymana w poważnym tonie… Cóż, wyraźnie nie znacie serii od Volition. Saints Row można określić jako niesłychanie zwariowane GTA. Podobnie jak w przypadku dzieła Rockstara mamy do czynienia z otwartym światem, przepełnionym różnego rodzaju aktywnościami pobocznymi. W odróżnieniu jednak od wspomnianego cyklu konkurencji, w Saints Row nie ma właściwie żadnego zadania (czy to pobocznego, czy głównego), które da się określić jako poważne.
Sam początek gry wyraźnie daje znać, na co mamy się nastawić. Co powiecie na wspinanie się po pędzącej rakiecie przy wtórze „I Don’t Wanna Close My Eyes” od Aerosmith? Jeśli zastanawialibyście się, jak dostajemy się na Ziemię po wyprowadzeniu pocisku w kosmos, to odpowiedź jest bardzo prosta. Odczepiamy się od rakiety, po czym pikujemy w kierunku planety, ostatecznie lądując na fotelu prezydenckim i wygodnie się w nim rozsiadając. Absurdalne? Na pewno, ale właśnie ten absurd jest ogromną zaletą serii Saints Row. Nie będę Wam oczywiście zdradzał wszystkich odniesień, ale odwołań do popkultury jest istne zatrzęsienie. W pewnym etapie kampanii Zinyak niczym Morfeusz z Matriksa stawia nas przed wyborem, za który zostałby znienawidzony przez daltonistę. Mamy zadecydować, przez które drzwi chcemy przejść – czerwone, czy niebieskie. Innym razem weźmiemy udział w wyścigach jednośladów rodem z filmu TRON. Kiedy indziej będziemy paradować nadzy niczym bohaterowie Terminatora. Poboczne aktywności również są dziwaczne. Możemy wpadać pod samochody, aby naciągać towarzystwa ubezpieczeniowe na jak najwyższe odszkodowania. Jeśli to Wam nie odpowiada, to może spodoba się Wam możliwość brania udziału w wyzwaniach klubu walki lub sianie zniszczenia za pomocą czołgu, czy nawet statku kosmicznego. Mało? A co powiecie na zdobywanie wieży rodem z The Legend of Zelda: Breath of the Wild i serii Assassin’s Creed, czy też na przejmowanie posterunków? Fani szalonych zadań z pewnością znajdą coś dla siebie w Saints Row IV: Re-Elected.
W tej odsłonie przygód Świętych znajdziemy coś, co wyróżnią ją na tle pozostałych części z tej serii. Nasza postać w miarę postępu w kampanii nabiera nowe supermoce. Mają one niebagatelny wpływ na rozgrywkę. Pograjmy nieco, a odblokujemy super-skok, dzięki któremu pokonamy ogromne wysokości. Grajmy więcej, a odblokujemy sprint, dzięki któremu nie będziemy musieli zwracać uwagi na poruszające się po ulicach miasta samochody – będziemy je wręcz zdmuchiwać z naszej drogi. Dla miłośników latania również znajdzie się odpowiednia zdolność. Nie zapomniano też o umiejętnościach ofensywnych. Nie zdradzając wszystkiego, co gra ma do zaoferowania, mogę wspomnieć chociażby o ognistym podmuchu zapalającym oponentów, ataku zamrażającym przeciwników, telekinezie, czy potężnym tąpnięciu, wysyłającym naszych nieprzyjaciół w dal i nierzadko skazującym ich na pewną śmierć. Odblokowywanie nowych umiejętności i rozwijanie już istniejących jest czymś, co przykuje nas do ekranów na długie godziny.
Możemy też poprawiać parametry naszego Prezydenta. Wśród dostępnych ulepszeń znajdziemy między innymi zwiększenie maksymalnego poziomu zdrowia, możliwość korzystania z dwóch broni jednocześnie, dodanie nitro do pojazdów, czy większą premię w gotówce i punktach doświadczenia za wykonanie zadania. Nie będzie na pewno problemu z wybraniem ulepszenia, które chcielibyście zakupić. Pozostając jeszcze przy naszym bohaterze, warto zaznaczyć, że na samym początku gry tworzymy swoją postać. Edytor jest zaskakująco rozbudowany i pozwala wykreować istne dziwadło. Zobaczcie zresztą sami, co mi udało się stworzyć. Co najlepsze – nic nie stoi na przeszkodzie, by mężczyzna paradował w staniku, a kobieta w męskim ubiorze. Dodajmy do tego nieprzebraną ilość akcesoriów, które możemy przypisać do naszego protegowanego (jak choćby plecak z kotem, poruszającym łapkami, gdy biegamy) i mnóstwo tatuaży, którymi możemy obdarzyć Prezydenta, a otrzymamy obraz produkcji, w której każdy może stworzyć swoją własną, unikatową postać. Decydujemy także o jej animacjach podjudzania przeciwników oraz o głosie. Mamy do wyboru kilka wersji męskiego głosu, kilka żeńskiego oraz… Nolana Northa. Ja zdecydowałem się na głos tego właśnie aktora. Sprawdził się on bardzo dobrze w roli przywódcy Stanów Zjednoczonych, często komentując humorystycznie wydarzenia. Samo udźwiękowienie jest poprawne, ale zdecydowanie nie zapada w pamięci i nie jest czymś, dlaczego włącza się tę grę.
Niestety Saints Row IV: Re-Elected w wersji na Nintendo Switch nie jest produkcją idealną. Pomijam brak wsparcia dla ekranu dotykowego, ale ogromna szkoda, że gra nie ukazała się u nas w polskiej wersji językowej. Zdaję sobie sprawę, że język angielski nie każdemu może odpowiadać i może to istotnie wpłynąć na popularność tego tytułu w naszym kraju.
Strona wizualna produkcji jest dyskusyjna. O ile nie ma większego problemu, grając w recenzowany tytuł przenośnie, o tyle wsunięcie Switcha do stacji dokującej i wyświetlanie obrazu na ekranie telewizora, czy monitora uwypukla oczywiste cięcia graficzne i zastosowane oszczędności na jakości i rozdzielczości tekstur. Odniosłem też wrażenie, że sterowanie za pomocą samych joy-conów jest mało precyzyjne. O ile nie ma problemu z poruszaniem postacią (lewa gałka analogowa), o tyle celowanie prawą gałką było bardzo mało komfortowe i często kierowałem ogień w powietrze, zamiast od razu w przeciwnika. Nieporównywalnie lepiej sprawdzał się Pro-Controller i zdecydowanie polecam granie właśnie nim w Saints Row IV: Re-Elected. Warto zaznaczyć, że gra wspiera sterowanie ruchowe i dobrze się ono sprawdza w przypadku lekkiego poprawienia celowania.
Saints Row IV: Re-Elected to gra, przy której bawiłem się niesamowicie dobrze. Ogrywanie portu na potrzeby recenzji było dla mnie samą przyjemnością i złapałem się na tym, że grałem nie tylko, aby móc zrecenzować tę produkcję, ale też (a raczej przede wszystkim) dlatego, że zwyczajnie chciałem. Nie mogłem się doczekać ponownego wcielania się w Prezydenta i dalszego sprawdzania, co twórcy trzymają w zanadrzu. Jeśli lubicie gry z otwartym światem i cenicie absurdalne poczucie humoru, to Saints Row IV: Re-Elected jest dla Was idealną propozycją. Saints Row IV: Re-Elected to zwariowana przygoda, w której pewna jest tylko niepewność tego, co nas dalej czeka. Zdecydowanie warto zagrać i dać upust swojemu wewnętrznemu wariatowi.
Dziękujemy za dostarczenie kodu recenzenckiemu polskiemu wydawcy, Koch Media Poland.
Dodaj komentarz