Produkcja z uniwersum Warhammer, nosząca podtytuł Space Wolf, trafiła na konsolę Nintendo. Czy warto wydać na nią 72 złote?
Warhammer 40,000: Space Wolf to reprezentant turowych gier strategicznych. Rozgrywka może kojarzyć się z tą, z jaką mamy do czynienia w Mutant: Year Zero – Road to Eden. Jednak Space Wolf jest zdecydowanie prostszą grą. Występuje w niej nieco ciekawych mechanik, aczkolwiek poziom ich wykonania nie zawsze wywołuje dobre wrażenie. Zacznijmy jednak od fabuły.
W Warhammer 40,000: Space Wolf historia kręci się wokół znanego fanom uniwersum konfliktu między Kosmicznymi Marines, a Kosmicznymi Marines Chaosu. Nasi protagoniści, prawi żołnierze odziani w charakterystyczne niebieskie zbroje, wpadają w zasadzkę przygotowaną przez złych Marines Chaosu, odróżniających się czerwonymi zbrojami. Będziemy musieli stoczyć liczne walki dziejące się na przestrzeni 4 rozdziałów, aby wyjść cało z pułapki i móc dalej toczyć boje w imię Imperium.
Jak widać, opowieść jest sztampowa, nawet jak na standardy Warhammer 40,000 i nie uważam, aby ktokolwiek grał w tę produkcję, pragnąc poznać przedstawione w niej wydarzenia. Wizja świata jest jasna, ale nie oznacza to, że mnie porwała. Poprzednie produkcje z serii Warhammer 40,000 również nie były wybitnie ambitne pod względem kreowania świata. Jednak mimo tego odsłony takie jak Dawn of War, czy Space Marine zdołały przedstawić uniwersum na tyle odpowiednio, że można było odnieść wrażenia faktycznego działania innych realiach, kierujących się swoimi zasadami i regułami. W przypadku Space Wolf nie ma niestety o tym mowy – świat jest kreowany bardzo sztucznie, mało wiarygodnie. Ani trochę nie czujemy więzi z napotykanymi postaciami, a nasi podkomendni to zwykłe mięso armatnie, które na ogół bezproblemowo zostaje zastąpione innymi żołnierzami w kolejnej misji. Jeśli liczyliście na silne zżycie emocjonalne z bohaterami, to Warhammer 40,000: Space Wolf niemiło was zaskoczy.
Podobnie jak konieczność nieustannego utrzymywania połączenia z siecią, nawet grając w pojedynkę! Nie ma o tym mowy na stronie w eShopie, a sama gra nie przekazuje stosownej informacji. Wystarczy jednak utracić połączenie z Wi-Fi, a zobaczymy nieprzyjemny komunikat o błędzie i gra będzie się wczytywała dopóki połączenie nie zostanie przywrócone. Jest to dla mnie tym dziwniejsze, że tytuł wydaje się nie korzystać w żadnym stopniu na połączeniu z siecią. Nie znajdziemy tu wyzwań dziennych ani premii za logowanie się. W menu głównym znajduje się sporo opcji, ale żadna z nich nie usprawiedliwia wymogu bycia połączonym z siecią. To ogromna wada recenzowanej gry, która z pewnością może utrudnić mobilne korzystanie z tytułu podczas podróży.
Warhammer 40,000: Space Wolf to turowa strategia. Rozgrywka jest zbliżona do gier takich jak X-COM, czy Mutant: Year Zero – Road to Eden. Podobnie jak w wymienionych tytułach, tak i w Space Wolf nasze postaci mogą się przemieszczać po mapie w systemie turowym, na zmianę z przeciwnikiem. O ile jednak w Mutant: Year Zero – Road to Eden mogliśmy chodzić niezależnie od posiadanego wyposażenia, o tyle w Warhammer 40,000: Space Wolf zostało to rozwiązane inaczej. Wszelkie akcje wykonujemy, wykorzystując do tego karty. Te przypisane są osobno do każdego z naszych podkomendnych i dzielą się na 4 rodzaje: ofensywne, defensywne, lecznicze i ruchu. Problem polega na tym, że mamy bardzo mało kart ruchu i bardzo często musimy poświęcić jedną z kart ofensywnych na koszt zmienienia pozycji. To bardzo słaba decyzja ze strony twórców, studia HeroCraft. Ogromnie problematyczna jest też konieczność ustawienia naszych żołnierzy w odpowiednim kierunku, aby móc zaatakować oponentów. Kończąc przemieszczanie się, wybieramy stronę, w którą z 4 stron kwadratu, na którym stoimy mamy się odwrócić. To z kolei decyduje o możliwościach dalszych ataków, a nierzadko doprowadza do sytuacji, w której musimy wykonać sztuczny ruch, na ten sam kwadrat, na którym jesteśmy, tylko po to, aby móc odwrócić się w inną stronę i zaatakować innego przeciwnika. Jest to bardzo dziwne rozwiązanie.
Pozostając jeszcze przy zmienianiu miejsca, nie mogę nie wspomnieć o czymś, co bardzo mnie zaskoczyło. Mogłoby się wydawać, że im wyższe i im bardziej osłonięte jest miejsce, w którym jesteśmy, tym wyższa jest szansa na trafienie przeciwnika oraz tym mniejsza jego na zadanie nam obrażeń. Do tego przyzwyczaiły nas bowiem gry z tego gatunku, nie wspominając o zwykłej logice. Nie ma to jednak zastosowania w Warhammer 40,000: Space Wolf. Tutaj o szansie na trafienie decyduje jedynie odległość od celu. Niesamowicie spłyca to taktyczne podejście do starć i jest zwyczajnie dziwne. Nie mogę zrozumieć, dlaczego Rosjanie zdecydowali się na takie rozwiązanie, ale rozgrywka dużo na nim traci.
Same misje nie są przesadnie długie, ale od razu polecam przejście do menu ustawień i zwiększenie prędkości rozgrywki. Początkowa prędkość animacji jest dość niska i oglądanie tych samych, wolnych ruchów postaci szybko zaczyna nużyć. Jednakże zwiększenie tempa do wartości wynoszącej około 1,5-1,65 bardzo korzystnie wpłynęło na dynamikę starć. Animacje wyglądają dość dobrze i wiarygodnie – rzeczywiście ruchy, jakie wykonują nasi żołnierze mogłyby być wykonywane. Nie mogę natomiast dobrego słowa powiedzieć o oprawie wizualnej recenzowanej produkcji. Warhammer 40,000: Space Wolf wygląda brzydko. Na modele postaci i otoczenia są nałożone bardzo niskiej rozdzielczości tekstury, co wygląda szczególnie słabo na przybliżeniach wykonywanych przy niektórych atakach. W Warhammer 40,000: Space Wolf bynajmniej nie gra się dla wrażeń wizualnych. Dla miłośników przechwytywania zrzutów ekranu mam też złą wiadomość – gra nie umożliwia zapisywania kadrów.
Z drugiej strony muzyka jest naprawdę dobra. O ile samo udźwiękowienie jest bardzo przeciętne – odgłosy wystrzałów i okrzyki bólu pokonanych postaci są bardzo generyczne i nie zapadają w pamięci – o tyle nie mogę tego napisać o muzyce. Ta jest odpowiednio podniosła, wręcz pompatyczna, ale pasuje do realiów i wizji uniwersum. Zdarzało mi się nawet zostawiać włączoną grę tylko po to, aby posłuchać ciężkich, mocnych brzmień, kojarzących się z muzyką filmową. To zdecydowanie jedna z najsilniejszych stron dzieła HeroCraft. Muzyka to najjaśniejszy punkt produkcji.
Wspomniałem wcześniej, że ruchy opierają się na stosowaniu kart. Te znajdujemy w skrzyniach umieszczonych na mapach (do których nie musimy docierać – na ogół jest to cel opcjonalny). Warto jednak starać się do nich dostać – często zawierają nowe, lepsze bronie, których możemy użyć na polu bitwy w nadchodzących starciach. Możemy też otwierać skrzynie, przeznaczając na to zbierane za wykonywane misje środki finansowe. Te zyskujemy także przechodząc wyzwania, polegające na pozbywaniu się fal przeciwników. Nie mogę też nie wspomnieć o możliwości personalizowania postaci – w grze występuje system rozwoju, dzięki któremu dodamy naszym Marines nowe umiejętności, nierzadko mające niebagatelny wpływ na nasze podejście do starć – możemy sprawić, że nasz szał wzrasta szybciej albo zapewnić sobie dodatkowy punkt akcji po określonym działaniu. Zdecydowanie warto dbać o wydawanie punktów rozwoju.
Warhammer 40,000: Space Wolf na pewno nie jest najlepszą grą ze swojego gatunku. Jako jego miłośnik bardzo czekałem na tę produkcję na Nintendo Switch. Ostatecznie okazało się, że podstawowy element taktyczny, jakim jest wpływ wysokości na szanse powodzenia ataków i obrony nie występuje w grze, a oprawa wizualna i konieczność ciągłego bycia połączonym z siecią skutecznie psują zabawę z rozgrywki. Bardzo żałuję też, że nie ma wsparcia dla ekranu dotykowego. Z drugiej strony mamy bardzo dobrą muzykę i wiele możliwości dostosowania postaci pod siebie, które znacząco wpływają na rozgrywkę i pozwalają stworzyć żołnierzy działających zgodnie z naszymi preferencjami.
Warhammer 40,000: Space Wolf okazało się niestety dość niedopracowaną produkcją. Z tytułem na pewno można się dobrze bawić, ale trzeba być przygotowanym na konieczność bycia połączonym z siecią i należy przymknąć oko na część rozwiązań. Jeśli jesteście fanami uniwersum, a dodatkowo lubicie turową rozgrywkę, to Warhammer 40,000: Space Wolf jest godne polecenia. Nie jest to gra dla każdego, aczkolwiek za 70 złotych warto dać jej szansę. Zwłaszcza jeśli macie z kim grać – tytuł wspiera dwuosobową lokalną rozgrywkę, w której gracze na zmianę przejmują kontrolę nad drużyną Marines.
Dziękujemy HeroCraft za dostarczenie kodu recenzenckiego.
Dodaj komentarz