Wiking, Aztek i Azjata spotykają się razem na imprezie
10 lat – w branży gier, taki czas urasta niemal do wieczności. Każdy kto interesuje się historią wie, że gry wideo ewoluują w mgnieniu oka i to, co jeszcze niedawno jawiło się jako fotorealizm, dziś wygląda jak niechlujna makieta zrobiona z kilkunastu poligonów. Są jednak tytuły, które mimo swojego leciwego wieku mogą nas pozytywnie zaskoczyć, pomimo upływu lat. Takim właśnie tytułem jest Swords and Soldiers.
Dla tych, którzy pierwszy raz słyszą o wspomnianej produkcji spieszę z krótkim wyjaśnieniem. Swords and Soldiers pierwotnie debiutowało na Nintendo Wii w roku 2009. Produkcja otrzymała dobre noty, co zaowocowało przeniesieniem na inne platformy takie jak PlayStation 3, komputery osobiste czy urządzenia mobilne. W 2019 roku, tytuł doczekał się kolejnej inkarnacji, tym razem na Nintendo Switch, co jest swoistym powrotem do korzeni marki. Osobiście do omawianej pozycji podchodziłem na chłodno, ponieważ na pierwszy rzut oka tytuł nie wygląda na produkt zbyt ambitny.
Podejście to zmieniło się po pierwszym odpaleniu omawianej produkcji. Proste i schludne menu główne w połączeniu z nastrojową muzyką zrobiło na mnie dobre wrażenie. Po skierowaniu kroków, do sekcji dla pojedynczego gracza doznałem drugiego szoku – otrzymujemy trzy kampanie fabularne. Wcielimy się w nich kolejno w Wikingów, Azteków oraz Chińczyków. Dodatkowo czeka na nas również czwarta kampania, jednak w niej również będziemy sterować jednostkami wikingów, przez co otrzymujemy pakiet – cztery kampanie i trzy nacje. Od strony fabularnej mamy do czynienia z prostą historyką, w której obserwujemy jak rzeczone frakcje walczą o pozyskanie boskich mocy. Historie, które składają się na całą fabułę, nie należą może do najbardziej wybitnych dzieł pisarskich, jednak cechuje je lekki humor, który pozwala nam obserwować wydarzenia z umiarkowanym zainteresowaniem.
Tytuł jednak ma dostarczyć nam wrażeń głównie w kwestii rozgrywki. Tutaj otrzymujemy klasyczną strategię czasu rzeczywistego, w której to musimy tworzyć jednostki, budować fortyfikacje i doprowadzić do zgładzenia naszego przeciwnika. Proste? Na pierwszy rzut oka tak, jednak produkcja nie należy do strategii w klasycznym tego słowa znaczeniu. Zacznijmy od perspektywy, ponieważ gra operuje w dwóch wymiarach. Z tego też powodu, rozmieszczenie nasze oraz naszych wrogów jest przez cały czas takie samo. Za każdym razem dowodzone przez nas jednostki znajdują się po lewej stronie planszy i my jako dowódca musimy sukcesywnie przesuwać wojowników w stronę prawą.
Na papierze nie brzmi to jak koncept szczególnie porywający, jednak twórcy pomiędzy klasycznymi zadaniami w stylu „idź w prawo i zniszcz wroga” zaserwowali nam kilka niespodzianek, gdzie cały koncept jest wywracany do góry nogami. Jakie było moje zdziwienie, gdy rozpoczynając nową misję dowiedziałem się, że otrzymuję tylko trzy jednostki, dwa pomniki Buddy i jedyne co mogę to replikować swoich żołnierzy, oraz ściągać na wrogów śmierć przy pomocy gradu ognistych strzał. W tych momentach Swords and Soldiers pokazuje pazur. Niestety twórcy popełnili duży błąd, ponieważ żeby dotrzeć do tych ciekawszych misji, musimy przedrzeć się przez gąszcz bliźniaczo podobnych aktywności, co przy dłuższych sesjach może być nużące.
Elementem, który zapewnił grze wolniejszy proces starzenia jest jednak coś innego niż rozgrywka. Chodzi oczywiście o oprawę graficzną. Dzięki obranemu stylowi, który na pierwszy rzut oka może kojarzyć się z klasycznymi kreskówkami, pomimo upływu lat wszystko wygląda schludnie i sprawia, że tytuł nawet pomimo 10 lat na karku nie odstrasza. Jest to również aspekt, gdzie szukanie wad byłoby zwykłym czepialstwem, ponieważ nie uświadczymy żadnych spadków płynności, a wszystkie tekstury (zwłaszcza w trybie przenośnym), są przyjemne dla oka, dzięki czemu nie mamy ochoty potraktować naszych oczu mikserem.
W kwestii oprawy muzycznej, również nie można dopatrzeć się żadnych uchybień, ot prosta ścieżka dźwiękowa, która umila nam czas podczas kolejnych partyjek. Istnieje cień szansy, że przy dłuższych posiedzeniach muzyka może się powtarzać, jednak produkcja została zaprojektowana pod krótką lecz intensywną rozgrywkę. Tym co bardziej ukuło moje uszy były odgłosy naszych wojowników. Niby nic strasznego, jednak przez zapętlone wręcz kwestie, podczas powtarzania niektórych etapów, bliźniacze komendy frustrowały zamiast zagrzewać do walki i budowania nowych jednostek.
Zdaję sobie sprawę, że cały tekst brzmi nad wyraz optymistycznie. Jest to podyktowane prostym faktem – Swords and Soldiers jest przyjemnym tytułem. Oczywiście nie stawiałbym go na piedestale, ponieważ u podstaw otrzymujemy produkcję prostą, gdzie wszystkie elementy od rozgrywki przez oprawę zostały na dobrym poziomie. Jeśli komuś potrzeba na Switchu gry, która byłaby klasycznym zabijaczem czasu między większym produkcjami, to opisywany tytuł jest wręcz stworzony do tego zadania.
Dodaj komentarz