Real Heroes: Firefighter trafiło na hybrydową konsolę Nintendo. Czy warto dodać ten tytuł do swojej biblioteki?
Real Heroes: Firefighter to produkcja stworzona przez Epicenter Studios. Wcielamy się w niej w tytułowego strażaka i to jego oczami będziemy obserwować wydarzenia, dziejące się na przestrzeni kilku poziomów oferowanych przez grę. Misji jest bardzo mało i ukończenie recenzowanego tytułu nie powinno zająć więcej niż zaledwie 3 godziny. Jednak nie to jest największą wadą gry. Jeśli rozgrywka byłaby wciągająca, wspomniany czas byłby jedynie rysą na dobrym obrazie całości. Tak niestety nie jest.
Produkcja odznacza się specyficznym stylem – gra wygląda jak wprawiony w ruch komiks. Gruba kreska pokrywająca kontury przedmiotów i postaci sprawia, że można poczuć się, jakbyśmy obcowali z wprawionym w ruch komiksem. Niestety, bardzo szybko złudzenie to ginie. Zauważamy marnej jakości, rozmazane tekstury. Nie da się ukryć, że grafika nie jest najlepszym punktem Real Heroes: Firefighter. Mało tego, w moim przekonaniu wygląd gry jest jedną z jej najgorszych stron i nie sądzę, by ktokolwiek grał w ten tytuł dla doznań wizualnych. Sami zresztą rzućcie okiem na zamieszczone w tej recenzji zrzuty ekranu. Udźwiękowienie również nie napawa optymizmem. Co prawda w role strażaków wcielili się znani aktorzy (na przykład Michael Jace, czy Janette Goldstein), ale wypowiadane przez nich kwestie brzmią bardzo mało wiarygodnie. Nie czuję zżycia z odgrywanymi postaciami, a jedynie znużenie – wyraźnie słychać, że jedynie czytali oni przygotowane dla nich teksty. Nie mogę też pochwalić muzyki – przez całą grę nie usłyszymy niemal niczego poza wypowiadanymi kwestiami, czy przeciętnymi odgłosami gaszenia ognia lub siłowego otwierania drzwi. Melomani zdecydowanie nie mają czego szukać w Real Heroes: Firefighter.
Rozgrywka koncentruje się na wykonywaniu misji jako tytułowy bohater – strażak. Zaraz po wykonaniu krótkiego samouczka możemy wziąć udział w szeregu bliźniaczo do siebie podobnych liniowych misji. A to uratujemy kogoś uwięzionego w samochodzie, wyrywając drzwi, a to ugasimy płonący budynek, a to uratujemy z niego cywili. Jeśli liczyliście, że tym akcjom towarzyszą skoki adrenaliny i emocjonująca rozgrywka, podczas której mamy świadomość, że w każdej sekundzie ryzykujemy życiem, walcząc z wrogim żywiołem… muszę was sprowadzić na ziemię. Tak wypranej z emocji rozgrywki dawno nie widziałem. Spora w tym rola niemal całkowitej ciszy, w jakiej wykonujemy zadania, ale nie bez znaczenia jest też fakt, że wszelkie interakcje wykonujemy podchodząc do danego elementu i po prostu naciskając X. Zamienimy wtedy trzymaną siekierę, czy gaśnicę na przykładowy potrzebny łom, po czym wsuniemy go w drzwi i otworzymy je. Między przedmiotami możemy się swobodnie przełączać, ale nie ma to większego znaczenia. Nie ma możliwości ugaszenia pożaru na kilka sposobów – nie możemy przykryć płonącej kanapy proszkiem z gaśnicy, co to, to nie. Zawsze musimy użyć do tego pobliskiego hydrantu. Skutecznie zabija to immersję i pogłębia niechęć do gry.
Real Heroes: Firefighter to gra, przy której bardzo się męczyłem. Mogłoby się wydawać, że 3 godziny rozgrywki to bardzo mało. Ja jednak odniosłem wrażenie, że nawet ten czas to za dużo jak na opisywaną produkcję. W najmniejszym stopniu nie zdołała mnie wciągnąć, zamiast tego sprawiając, że nie miałem ochoty na dalszą grę. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy odkładałem konsolę, uznając, że później jeszcze pogram w ten tytuł. Jednak zamiast odkładania Switcha z przekonaniem i faktyczną chęcią powrócenia do ogrywanej produkcji, odkładałem konsolę zniechęcony. Ostatecznie udało mi się ukończyć tę grę, ale nie polecam jej nikomu. Przecież nikt nie lubi nudnych, męczących produkcji.
Dziękujemy Outrageous PR za dostarczenie kodu recenzenckiego.
Dodaj komentarz