Hideo Kojima to specyficzny twórca. Gracze albo bo kochają, albo nienawidzą. To nietuzinkowy twórca, który pozwolić może sobie na o wiele więcej niż inni. Przez lata związany z Konami i serią Metal Gear po fali kontrowersji i sporów z byłym pracodawcą opuścił szeregi korporacji i założył własne studio. Teraz premierę miała pierwsza jego produkcja wydana samodzielnie. Jak spisuje się ona w praniu?
Hideo Kojima ma pewną grupę ultra fanów, którzy kochają wszystko co ten człowiek wyda, więc nic co napisze raczej nie zmieni ich nastawienia do tego tytułu. Zresztą jest już kilka dni po premierze gry, a oni zamówienia przed premierowe złożone mieli od wielu miesięcy. Dlatego tekst ten kieruję raczej do osób, które nie do końca znają wcześniejsze gry Kojimy i być może wciąż wahają się czy to gra dla nich.
Czym jest Death Stranding? To pytanie zadawało sobie miliony graczy. Pewnie sami kiedyś, po zobaczeniu jakiegoś zwiastuna czy materiału głowiliście się czym ten tytuł tak naprawdę jest. Hideo Kojima uwielbia tworzyć materiały promujące swoje gry, które mimo iż długie i wypchane zawartością to nie mówią tak naprawdę nic i pozostawiają gracza z większą ilością pytań niż odpowiedzi. Pamiętam jak po pierwszym pokazie rozgrywki z gry ktoś opisał ją jako symulator Uber Eats na Islandii. I cóż, może z lokalizacją nie udało się trafić, tak to jedno zdanie w dużej mierze oddaje z czym mamy do czynienia.
Pokierujemy tutaj losami Sama, kuriera, granego przez Normana Reedusa. Przemierza on połacie ameryki zniszczonej przez tytułowe wdarcie śmierci. Wydarzenie to zniszczyło cywilizacją jaką znamy i sprawiło, że ludzie pozamykali się w swoich małych lokalnych bunkrach, bez kontaktu z resztą świata. Naszym zadaniem będzie więc odbudowanie relacji i komunikacji oraz stworzyć zupełnie nowe Miasta Zjednoczone Ameryki.
Przemierzać będziemy góry, wzgórza, polany, doliny i rzeki żeby dojść do kolejnych siedlisk ludzkich i połączyć je do sieci chiralnej. Na naszej drodze staną nie tylko niesprzyjające warunki atmosferyczne ale i gangi wrogich kurierów, które polują na nasze przesyłki. Ale to nie koniec, bowiem czasem na świecie pojawiają się tajemniczy wynurzeni, przy których musimy poruszać się cicho, aby ich nie zbudzić. Przed tymi ponad naturalnymi istotami ostrzeże nas ŁD, czyli płód, który nosimy przy sobie w specjalnym inkubatorze. Swoją drogą nie polecam grania w Death Stranding jeśli, podobnie jak ja, macie w domu małe dzieci. Za każdym razem gdy ŁD zostanie wzbudzony to wydaje z siebie płacz, który może lecieć do nas z głośnika pada. Nawet nie wiecie ile razy ja i moja Luba myśleliśmy, że to nasz syn płacze, a ostatecznie okazywało się, że to jednak dziecko w grze.
W przypadku gier od Kojimy nie sposób nie odnieść się do fabuły. Nie chcę oczywiście zdradzać za dużo, bo odkrywanie kolejnych tajników historii jest tym, czym gry tego twórcy ujmują miliony fanów na całym świecie. Oczywiście jest tutaj mnóstwo tzw „kojimizmów”, czyli elementów charakterystycznych dla tego Japończyka. Jeśli obejrzeliście jakikolwiek materiał z gry i nie odrzuciło was to co tam zostało pokazane, to już jest pierwszy krok do tego, aby się tą opowieścią cieszyć.
Fabuła jest intrygująca i wciągająca, ale typowo dla Kojimu pretensjonalna. Łączy w sobie elementy futurystycznej technologii przeplecione z metafizyką i ponad naturalnym klimatem. Poważne tematy z infantylną groteską i prostymi żartami. Jeśli nie macie problemu z takimi motywami jak chodzenie po świecie z wykrywającym duchy płodem zamkniętym w sztucznym inkubatorze czy tworzenie broni z własnego moczu i krwi to dacie radę wytrzymać tę opowieść. Opowieść, która dopełniona jest doskonałą grą aktorską. Gra wypełniona jest gwiazdami. Oprócz wspomnianego Normana Reedusa znajdziemy tutaj także Madsa Mikkelsena, Guillermo del Toro czy Troya Bakera. Wszyscy spisują się doskonale w swoich rolach i przerywniki filmowe ogląda się bardzo przyjemnie. A jest co oglądać, bo niektóre filmy trwają dość długo. Na szczęście można je pauzować (mało co irytuje mnie jak cut scenki, których nie możemy zatrzymać).
W samych superlatywach można się wypowiadać także o warstwie technicznej. Zarówno Audio-video jak i cały aspekt techniczny gry to najwyższa klasa. Widać, że kontakt z Guerilla Games i użycie ich silnika przyniosło doskonałe efekty. Gra wygląda niesamowicie. Jest to zdecydowanie jedna z najładniejszych, jeśli nie najładniejsza gra tej generacji. Wrażenie robią także animacje głównego bohatera. Nie wiem czy za motion capture odpowiadał w całości Reedus, czy do roli Sama użyto także innych aktorów, ale jakkolwiek by nie było odwalili kawał doskonałej roboty.
Gra działa płynnie, nie zalicza żadnych spadków animacji czy innych problemów, przynajmniej na PlayStation 4 Pro. Świat zaprojektowany jest z dbałością o szczegóły i nie raz zatrzymacie się by podziwiać widoki czy zrobić screena. Dopełnieniem tego jest niezwykle klimatyczna i doskonale dobrana ścieżka dźwiękowa. Utwory jakie Kojima wybrał do tej gry idealnie pasują do klimatu i kiedy tylko przemierzamy kolejne połacie terenu a z głośników zacznie dobiegać nowy utwór to wejdziecie całym sobą w ten świat.
Death Stranding to także pierwsza gra od Kojimy dostępna w języku polskim. Zarówno napisy jak i pełny dubbing sprawiają, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Sam grałem po angielsku, więc nie wypowiem się na temat jakości dubbingu, ale dobrze że taki jest. Fani Kojimy grający w pierwsze odsłony Metal Gear nie mieli takiego komfortu. Sam znam wiele osób, które musiały studiować cut scenki z słownikiem by zrozumieć co się dzieje. Teraz dla tych, którzy chcą dostępna jest polska lokalizacja. A jeśli tak jak ja, chcecie docenić oryginalnych aktorów głosowych to możecie śmiało grać po angielsku z napisami.
Kojima łamie utarte schematy w warstwie rozgrywki. Poruszanie się po światach gier dostępne było od prawie początków istnienia tego medium, ale nikt nigdy się nad tym bardziej nie zastanawiał. Twórcy gier oddawali nam do dyspozycji swój wirtualny świat i do kontroli dawali nam postać o określonych ruchach. Od zawsze chodzimy, skaczemy itd, ale nie zastanawiamy się jak to zrobić. W różnego rodzaju grach platformowych czy przygodowych po prostu idziemy przed siebie i nie zastanawiamy się nad tym czy nasza postać się nie poślizgnie, czy nie złapie równowagi. Biegając po świecie Assassin’s Creed nie myślimy o tym czy nasz bohater nie potknie się o wystającą dachówkę. W strzelankach poruszanie się to już w ogóle bezobsługowa czynność. Nie myślimy o tym jak wykonać dany ruch, po prostu go robimy i kierowana przez nas postać wykonuje nasze polecenia. W tym momencie wchodzi Kojima i stawia większość tego na głowie.
W Death Stranding jesteśmy bowiem kurierem i naszym głównym zadaniem jest dostarczenie przesyłek. Wydawać by się mogło, że jest to dość proste do zrealizowania, ale systemy jakie przygotowano do tego tytułu są niezwykle rozbudowane i skomplikowane. Przed wyruszeniem w trasę musimy nasze pakunki rozlokować na ciele kuriera. Trzeba przy tym zadbać by nie tylko go nie przeciążyć, ale żeby zachować odpowiednią równowagę. Jeśli środek ciężkości będzie przechylony w jedną stronę to przez całą podróż będziemy musieli iść przechyleni. Balansem postaci kierujemy za pomocą L2 i R2.
Idąc po świecie co chwila zastanawiamy się jaką trasę obrać. Czy iść krótszą ścieżką, ale bardziej stromą? Czy może obejść pagórek bokiem, co potrwa dłużej, ale będzie bezpieczniejsze? Jeden zły krok i wywracamy się niszcząc przy tym nasz towar. Schodząc z górki musimy wziąć pod uwagę, że obciążony Sam będzie dłużej hamował czy miał większy promień skrętu. Na nasz ruch wpływ ma też chociażby kierunek i prędkość wiatru.
W naszych wojażach możemy sobie pomóc za pomocą budowanych przez nas elementów. Drabiny pozwolą nam wspiąć się na skały, dzięki linkom opuścimy się w dół doliny. Z czasem odkryjemy kolejne elementy otoczenia i będziemy mogli tworzy mosty czy całe drogi. Z tym aspektem wiąże się także aspekt sieciowy tej gry. Nie mamy tutaj tradycyjnego multiplayera, ale zamiast tego nasz świat przenika się ze światami innych graczy. Co chwilę napotkamy na elementy wybudowane przez innych graczy, które zostały przeniesione do nas. Nie zawsze oczywiście wszystko jest pomocne, bo pozostawiona drabina może prowadzić do nikąd. Nie zmienia to jednak faktu, że cały system daje nam niezwykłe poczucie przynależenia do wspólnoty kurierów, którzy pomagają sobie nawzajem.
Elementy konstrukcyjne pojawiają się na obszarach, które połączyliśmy już do sieci. W nowo odwiedzanych lokacjach początkowo zdani jesteśmy jedynie na siebie. Oprócz infrastruktury gracze mogą także pozostawiać dla siebie wiadomości. Proste ikony poinformują nas o obozowisku wrogów czy wynurzonych. Możemy także zostawić dla innych graczy znaki, które odnowią nam zapas wytrzymałości.
Gra jest niestety dość powolna. Pierwsze kilka godzin to żmudne poruszanie się pieszo. Dopiero potem odkrywamy kolejne ulepszenia i udogodnienia aby w końcu odblokować pojazdy. Te jednak nie zawsze będą nam służyć, bo na samym szczycie gór jesteśmy znów zdani tylko na siebie.
I niestety rozgrywka w tej grze jest według mnie najsłabszym aspektem. Oczywiście chylę czoła przed pracą całego zespołu, ale co z tego że wymyślono tutaj mnóstwo mechanik, jak pod koniec dnia niekoniecznie są one wciągające i dające frajdę? Pierwsze kilkanaście godzin gry to wyprawa przez mękę i walka z całym tym systemem. Do tego dochodzi fakt, że większość gry to są właśnie typowe fetch questy. Przenieś przedmiot X z punktu A do punktu B.
Gry Kojimy nakłaniają do myślenia i do odpowiadania na pewne pytania. Ale jest jedno pytanie, które przyszło mi do głowy w czasie gry, które chyba niekoniecznie Kojima chciał we mnie wywołać. Ja chciałbym się z wami nim podzielić. Co tak naprawdę jest w grach najważniejsze? Sam się nad tym głowię od jakiegoś czasu. Czy gra z doskonałą oprawą, świetną historią, ale średnią rozgrywką może być dobra? Czy może jest tak, że niedoróbki w warstwie fabularnej, a nawet jej całkowity brak jesteśmy w stanie przemilczeć, jeśli gra się świetnie? Co mi po doskonałej opowieści jak nie czuję radości z tego co dzieje się pomiędzy przerywnikami filmowymi?
Metal Gear Solid V, ostatnia gra Kojimy i Konami, kulała pod względem opowiadanej historii, szczególnie w porównaniu do innych odsłon cyklu, ale za to pod względem rozgrywki była najlepsza. Grało mi się w ten tytuł wyśmienicie i przez to może zbyt entuzjastycznie odniosłem się do innych aspektów tamtej produkcji. Teraz mamy sytuację odwrotną. Wszystko w warstwie fabularnej, aktorskiej, technicznej jest na najwyższym poziomie, ale nie czułem radości z samego grania w Death Stranding. Z czasem można powiedzieć, że się do tego przyzwyczaiłem, ale nie wiem na ile było w tym autentycznej radości, a na ile trochę swoistego syndromu sztokholmskiego.
Zdaję sobie sprawę, że 90% dzisiejszych open worldów oferuje powtarzanie w kółko tych samych czynności, ale jednak to nie powtarzanie tych samych czynności w kółko jest ich największym problemem. W Far Cry, Assassin’s Creed, Spider-Manie czy Horizonie robimy w kółko to samo, ale to jak to robimy sprawia olbrzymią przyjemność, przez co w ogólnym rozrachunku gra się w te gry bardzo dobrze.
W zabawie w Death Stranding napewno nie pomaga interfejs, który jest zaprojektowany tragicznie. Multum tabelek, konieczność akceptowania wszystkiego, skomplikowanie całości połączone z dość niewielką czcionką daje mało komfortowe użytkowanie menu. A w nich spędzimy sporą część gry, kiedy będziemy odbierać czy zdawać kolejne przesyłki.
Dlatego mam olbrzymi problem z oceną Death Stranding. Najchętniej nie wystawiałbym tej grze żadnej oceny, bo cokolwiek bym nie wybrał czuje się źle. Ostatecznie sami musicie zdecydować co jest dla was najważniejsze. Bardzo szkoda, że gra nie doczekała się krótkiego grywalnego dema, które pozwoliłoby graczom ocenić czy ten nader skomplikowany, ale niestety dość nudny system rozgrywki jest dla was.
Jedno jest pewne – o Death Stranding mówić będziemy jeszcze przez wiele miesięcy. To gra, która zapisze się na zawsze w historii gier video i niewątpliwie warto się z nią zaznajomić, ale jednocześnie wiem, że nie jest to doświadczenie dla każdego.
Dziękujemy PlayStation Polska za dostarczenie gry do recenzji.
Rozgrywka:
Dodaj komentarz