Oprócz wielkich wystawców Gamescom umożliwia małym niezależnym studiom pokazanie swoich gier. Mieliśmy okazję sprawdzić kilka „indyków”.
Pierwszym tytułem niezależnym, jaki zobaczyłem w akcji było Blasphemous od Team 17 i The Game Kitchen. Gra ukaże się na PlayStation 4, Xbox One i Nintendo Switch. Mogłem zagrać w tę produkcję na dużej konsoli albo na sprzęcie od Nintendo. Bez wahania wybrałem Switcha – Blasphemous to moim zdaniem idealna gra na przenośne urządzenie. Wcielamy się w niej w Pokutnika, który na swojej drodze do odkupienia będzie walczył z niezliczonymi zastępami przeciwników inspirowanych religią. Grafika reprezentuje pixel art, którego nie jestem zwolennikiem. Muszę jednak przyznać, że styl ten nie męczył mnie. Mało tego – im dłużej grałem, tym bardziej podobała mi się strona wizualna. Gra jest ukazana w widoku 2D, a walka koncentruje się na atakami mieczem. W odpowiednim momencie możemy też wykonać kontrę uderzenia oponenta, a nawet wykonać wykończenie. Nie brakuje zbierania przedmiotów zapewniających premię do statystyk i rozwijania bohatera. Ja na pewno czekam z niecierpliwością aż Blasphemous pojawi się na PS4, XONE i Nintendo Switch. Nastąpi to już 10 września.
Następną mała grą, którą sprawdziłem było Filament. Przejmujemy w nim kontrolę nad osamotnioną na okręcie kosmicznym osobą, której zadaniem jest dotarcie do wyjścia i opuszczenie tego miejsca. Rozgrywka skupia się na rozwiązywaniu zagadek logicznych, polegających na przeprowadzeniu robota trzymającego sznurek przez wszystkie punkty kontrolne. Brzmi to na razie łatwo, ale trzeba pamiętać, że utworzona linia nie może zostać przerwana, więc można zapomnieć o robieniu sobie wielu skrótów. A co powiecie na wprowadzanie dwóch i więcej robotów, które muszą wydostać się z pomieszczenia, trzymając się opisanych wcześniej zasad? Filament z czasem staje się bardzo trudnym tytułem, ale z pewnością znajdzie grono fanów. Póki co tytuł zmierza na komputery, ale twórcy nie wykluczają wydania gry na konsole w dalszej przyszłości.
Jako miłośnik skradanek nie mogłem przejść obojętnie obok El Hijo. W grze wcielamy się w kilkuletniego chłopca, który chce odnaleźć swoją matkę. Aby tego dokonać, najpierw będzie musiał przekraść się przez klasztor, uważając, by nie wykryli go mnisi. Mnie El Hijo nie porwało – skradanie jest wykonane zbyt prosto i omijanie strażnik… to znaczy mnichów opierało się na tak absurdalnych polach widzenia, że nie potrafiłem dobrze się bawić, spędzając czas z tą produkcją. Mam nadzieję, że zostanie jeszcze dopracowana, bo potencjał jest. Tylko wykonanie niestety kuleje. El Hijo ukaże się na konsolach PlayStation 4, Xbox One i Nintendo Switch jeszcze w tym roku.
Dodaj komentarz