Nie ukrywam, że jestem fanem serii Assassin’s Creed. Odświeżona wersja przygód Haythama i Connora spodobała mi się na PS4. Jak ma się sprawa z edycją przeznaczoną na Switcha?
Nie będę owijał w bawełnę – szału nie ma. Assassin’s Creed III: Remastered na Nintendo Switch cierpi na wiele problemów natury technicznej. Najważniejszym i zarazem najbardziej przeszkadzającym w rozgrywce są notoryczne spadki liczby wyświetlanych klatek na sekundę. Gra bardzo często może pochwalić się spadkami do wartości grubo poniżej 25 FPS. Na porządku dziennym jest przekraczanie granicy płynności. Przez to długie sesje z grą, w moim odczuciu, nie są możliwe. Jeśli włożymy Switcha do stacji dokującej, paradoksalnie jest gorzej. Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby jakaś produkcja działała lepiej poza „dokiem” niż w nim. W Assassin’s Creed III: Remastered problemy z utrzymaniem płynności są o wiele częstsze gdy wsuniemy konsolę do stacji. Miejcie więc na uwadze, że w recenzowany tytuł najlepiej grać w wersji mobilnej.
Warstwa dźwiękowa również boryka się z problemami. Nie spotkałem się do tej pory z żadną inną grą na Nintendo Switch, w której dźwięk by po prostu trzeszczał. Problem nie dotyczy głośników konsoli – czy grałem, korzystając ze słuchawek, czy wkładałem Switcha do stacji dokującej, aby dźwięk leciał z głośników telewizora nie byłem w stanie zażegnać tego problemu. Taka sytuacja nie występuje non stop. Ma to miejsce jedynie przy przełączaniu się między przerywnikiem filmowym, a faktyczną rozgrywką albo zaraz po załadowaniu misji albo sekwencji. Nie ukrywajmy jednak, w serii gier poświęconych skrytobójcom bardzo często mamy do czynienia z takimi momentami, przez co nie sposób nie zauważyć wspomnianego mankamentu. Podejrzewam, że powodem jest zbytnie obniżenie jakości dźwięku przez Ubisoft, mająca w zamyśla sprawić, że produkcja byłaby grywalna na Nintendo Switch. Wiedziałem, że wydanie Assassin’s Creed III: Remastered na ten sprzęt musi wiązać się z pewnymi cięciami. Nie sądziłem jednak, że będą one aż tak dotkliwe.
Grafika również nie zachwyca. Liczyłem się oczywiście z tym, że Assassin’s Creed III: Remastered na przenośnej konsoli Nintendo będzie musiał być w pewnych miejscach okrojony wizualnie. Jednak to, co zobaczyłem ogromnie mnie zaszokowało. Ta gra w edycji na Switcha jest zwyczajnie brzydka. Okalające tę recenzję zrzuty porównawcze mówią same za siebie. W większości przypadków „odświeżona” wersja na Switchu wygląda tak samo, jeśli nie gorzej, co tytuł uruchomiony w podstawowej edycji na komputerze. Mało tego, nierzadko na zbliżeniach podczas przerywników filmowych na silniku gry widać kanciaste palce postaci. W tę grę zdecydowanie nie gra się dla jej wyglądu. Przynajmniej w przypadku najnowszej odsłony.
Sama rozgrywka nie pozostaje oczywiście zmieniona względem poprzednich wersji. Dalej mamy do czynienia z trzecioosobową grą akcji, w której pierwsze skrzypce grają wspinanie się na budynki i drzewa oraz walka z wieloma przeciwnikami. Sterowanie jest bardzo dobrze przypisane i nie ma żadnego problemu z odnalezieniem się w schemacie. Zwłaszcza, jeśli graliście w inne gry z serii przed Origins i Odyssey. Pozytywnym zaskoczeniem okazało się wsparcie dla ekranu dotykowego. Korzystałem z niego głównie po to, aby uruchomić mapę. Wystarczy stuknąć palem w mini-mapę znajdującą się w lewym dolnym rogu ekranu, aby przełączyć widok na pełnoekranową wersję. Oczywiście nie zapomniano o osobach, które nie lubią tak włączać mapy (albo które korzystają z konsoli wsuniętej do stacji dokującej). Alternatywnie możemy nacisnąć przycisk + na joy-conie, a efekt będzie taki sam. Wersja na Nintendo Switch obsługuje też sterowanie ruchowe. Odpowiednio wychylając kontrolery jesteśmy w stanie celować. Tytuł wspiera też funkcję HD Rumble – dzięki odpowiednim wibracjom joy-conów możemy bardziej wczuć się w wydarzenia, które widzimy.
Assassin’s Creed III: Remastered na Nintendo Switch, tak samo jak w przypadku odświeżonych wydań na konsolach PlayStation 4 i Xbox One, zawiera też przygody Aveline, opatrzone podtytułem Liberation oraz fabularny dodatek Tyrania Króla Waszyngtona. Co ciekawe, nawet ta mniejsza odsłona cierpi na problemy trapiące „dużą” edycję. Nawet w Liberation, produkcji wydanej pierwotnie na PlayStation Vita, doświadczymy spadków FPS. Nie ma za to problemów z udźwiękowieniem.
Warto też wspomnieć, że „trójka” na konsoli Nintendo dostępna jest w polskiej kinowej wersji językowej. Jeśli jesteście ciekawi, co uważam o fabule w recenzowanej grze, pozwolę sobie zacytować odpowiedni fragment mojego testu wersji na PlayStation 4.
Historia w „trójce” skupia się na nowym bohaterze. Kończymy już z Ezio Auditore da Firenze (Assassin’s Creed II, Revelations i Brotherhood), a poznajemy Ratonhnhaké:tona – częściowo Indianina, a częściowo… Nie napiszę kogo, aby nie psuć nikomu zabawy z odkrywania jego losów. Zdaję sobie sprawę, że oryginał wyszedł niemal dekadę temu, ale jednocześnie mam świadomość, że dla wielu z Was nowe wydanie może być pierwszym zetknięciem z Assassin’s Creed III. Warto też zaznaczyć, że Ratonhnhaké:ton (tudzież Connor, bo i tak jest zwany) to ostatni prawdziwy asasyn w serii Ubisoftu. Nie stroni od skradania i korzysta z ukrytego ostrza (tak, wiem, Edward Kenway z Black Flag też z niego korzystał, ale jak na pewno pamiętacie, nie był on asasynem i nie kierowały nim odpowiednie pobudki). Warto też zaznaczyć, że nasz główny bohater, którego wspomnienia przeżywamy – Desmond – wyrusza na misje poza Animusem. Są one co prawda krótkie, ale dzięki temu nie nużą i jednocześnie wprowadzają małe urozmaicenie do rozgrywki, pozwalając rozegrać misje nie tylko w przeszłości. Powróćmy jednak do niej, aby nakreślić nieco bardziej naszego asasyna. Connor to zwyczajny człowiek, zagubiony w zmieniającym się dla niego za szybko świecie i postać, z którą łatwo można by się było utożsamić. Gdyby nie to, że jest takim mrukiem. Niemal każde zdanie, które wypowiada (przynajmniej w podstawowej grze) jest cedzone przez zęby. Nie byłem w stanie polubić tego bohatera siedem lat temu i potrafiłbym się do niego przekonać teraz.
Tu z pomocą przychodzi Tyrania Króla Waszyngtona. Kampania fabularna autentycznie wciąga, mimo prostych założeń i sprawia, że aż chce się poznać dalsze losy naszego Indianina. Tym bardziej, że Tyrania dodaje nowe sposoby poruszania się i walki – aż szkoda, że nie wykorzystamy ich w głównej grze. We wspomnianym pakiecie DLC występują też misje poboczne, ale niestety są one bardzo schematyczne i nie są urozmaicane w żadnym epizodzie z trzech tworzących Tyranię Króla Waszyngtona. Mamy tu przejmowanie konwojów z więźniami (podobnie jak w „podstawce”, polegające na wybiciu całego patrolu przeciwnika i otwarciu klatek z transportowanymi ludźmi), karmienie głodujących cywili (jedynie podchodzimy do nich i dajemy im zdobyte z przeciwników, skrzyń lub zwierząt surowe mięso), bronienie nieszczęśników przed atakiem watahy wilków lub oddziału przeciwników, zbieranie krystalicznych fragmentów wspomnień i otwieranie rozsianych skrzyń. Na całość dodatku składa się około 20 głównych misji, których ukończenie powinno zająć około 10 – 12 godzin. Jak już wspomniałem, na szczęście fabuła dodatku jest tak dobrze prowadzona, że śledzi się ją z ogromną przyjemnością. Nawet pomimo niektórych absurdalnych rozwiązań. Tu też Connor daje się lubić. Na pewno nie jest to postać elokwentna, ale jednak jego historia wydaje się być bardziej osobista niż w podstawowej wersji gry i łatwiej było mi się wczuć w rolę i zrozumieć motywacje, kierujące bohaterem. Pozostając przy długości kampanii fabularnych, zauważalnie więcej czasu jest wymagane do ukończenia głównej kampanii podstawowej gry – zanim zobaczymy napisy końcowe w Assassin’s Creed III, spędzimy z produkcją co najmniej 20 godzin. Czas ten możemy oczywiście wydłużyć, zbierając wszystkie znajdźki, czy starając się wykonać misje na 100%, wypełniając jednocześnie wszystkie opcjonalne cele.
Na sam koniec pozostaje odpowiedź na pytanie: czy warto zakupić Assassin’s Creed III: Remastered na Nintendo Switch? To zależy od Waszej sytuacji. Jeśli nie graliście do tej pory w żadną odsłonę, to nie radzę. Tytuł fabularnie czerpie bardzo dużo od poprzednich odsłon i nieznajomość ich może stanowić przeszkodę w zrozumieniu serwowanej w „trójce” historii. Jeśli z kolei graliście w poprzednie odsłony, nie macie PS4 albo XONE, to możecie zainteresować się edycją na Switcha. Jeśli jednak już macie tę grę na dużych konsolach, to w moim odczuciu kupienie jej na przenośno-stacjonarny sprzęt Nintendo nie ma większego sensu. Gra jest zauważalnie brzydsza, a notoryczne spadki liczby wyświetlanych klatek na sekundę nie ratują sytuacji. Niżej możecie zobaczyć krótki fragment rozgrywki przedstawiający spadki FPS i doczytywanie tekstur na naszych oczach.
Ta produkcja mogła być pełnoprawną częścią z serii o Asasynach na Switcha, którą powinien mieć każdy posiadacz tej konsoli. Jednak przez liczne błędy techniczne w obecnej formie mogę ją polecić jedynie miłośnikom serii lub osobom, które bez względu na mankamenty chcą zagrać na swojej hybrydowej konsoli w dużą grę z otwartym światem. Ten port zdecydowanie nie jest udany. Finalna ocena jest wypadkową zabawy z rozgrywki i jakości przeniesienia tytułu na Switcha.
Dziękujemy za dostarczenie kodu recenzenckiego Ubisoft Polska.
Dodaj komentarz