Cóż nowego przygotowało dla nas studio Artifex Mundi?
Jak zwykle, jest to przygodowa gra oparta na przepięknych grafikach i planszach z ukrytymi obiektami. Wszystko to opakowane jest całkiem ciekawą fabułą i okraszone zagadkami o różnym stopniu trudności. I jak zawsze, są też nowe mechanizmy, które odróżnią ten tytuł od innych.
Fabuła
Wcielamy się postać alchemiczki, która odpowiada na wezwanie króla i musi zbadać sprawę zaginięcia dziewczynki. W tym celu zbieramy tropy, rozmawiamy ze świadkami, znaleziskami dzieląc się ze strażnikiem. Odplątujemy historię, dowiadujemy się coraz ciekawszych rzeczy i pijemy wyszukane eliksiry sporządzone w podręcznym laboratorium. Nie zabraknie też pracy śledczych, czyli porównywania próbek krwi. Brzmi ciekawie?
W historii nie zabraknie znanych postaci, poznamy Czerwonego Kapturka, Robin Hooda, czy nawet czarownika Merlina. Będzie też Wiedźma w Domku z Piernika. Nasza bohaterka też trochę przypomni postać z bajki – Yzmę z Nowych Szat Króla, ze swoimi eliksirami na każdą okazję. Przyjdzie nam zmienić się w ślimaka, czy rybę. Wow. Sporo tego, nie?
Rozgrywka
Większość gry to będzie poruszanie się po planszach, tak typowych dla gatunku. Znajdywanie obiektów w stosach rzeczy i rozwiązywanie łamigłówek.
Zagadki typu Hidden Objects w sumie mnie tu irytowały. Tych „typowych”, gdzie mamy napisane nazwy przedmiotów i musimy je znaleźć było niewiele. Sporo było takich, gdzie trzeba było znaleźć kilkanaście sztuk czegoś oraz autentycznie diabelskie, gdzie były tylko zaznaczone kształty i trzeba było po nich odszukać odpowiedni przedmiot. No i nie wolno zapomnieć o tych, gdzie wśród dziesiątek symboli trzeba było znaleźć jeden konkretny. Oczywiście można te plansze pominąć i przejść do prostej gry w memory.
Łamigłówki były w większości banalnie proste. Poziom trudności odpowiadał raczej kilkuletnim dzieciom, niż dorosłym – chociaż w innych swoich tytułach potrafią zagiąć nawet starych wyjadaczy. Rozmawiamy tu oczywiście jeszcze o wybraniu poziomu Eksperta przed startem gry. Szkoda. Były dość różnorodne, od łączenia symboli w pary, przez układanie puzzli, po sekwencje do zapamiętania.
Ciekawym mechanizmem w Queen’s Quest 2 były walki i rozmowy. Mamy tam kilka opcji, kilka ścieżek i podejść. Zdecydowanie dodaje to trochę urozmaicenia do rozgrywki. Jeden strażnik dał nam nawet listę zadań.
Grafika
Jak zawsze, grafika jest świetna. Animacje 3D wyglądają coraz lepiej, ale planszom nie można nic zarzucić. Bogate w szczegóły, kolorowe, ze świetną grą świateł – robią wrażenie. W świecie jest też pełno „dodatków”, elementów, które wcale nie musiały się tam znaleźć. Prawie na każdym ekranie znajdziemy jakiś element do kliknięcia, czy to będzie zabawka czy zwierzątko, na który możemy kliknąć, żeby się poruszył. Nie jest to ani trochę powiązane z fabułą – stanowi jedynie dodatek do dynamicznych plansz.
Sceneria zmienia się wielokrotnie, od wielkiego zamczyska, przez kanały w których mieszkają ślimaki, po ciemny las i kolorowe domy zwierząt. Jest na co popatrzeć!
Dźwięki
Oczywiście muzyka oraz pełen angielski dubbing. W produkcji znajdziemy też polskie napisy, choć ja gram z angielskimi. Każda postać ma swój głos, swój akcent, a każde zwierzę swój głos. To nic, że potrafimy rozmawiać z szopami – wszyscy alchemicy potrafią, prawda?
Podsumowanie
Queen’s Quest 2 to kolejna gra Artifex Mundi. Nie ma się co oszukiwać i czarować – jeśli spotkaliście się z kilkoma ich produkcjami, to dobrze wiecie, czego się spodziewać. Poza paroma nowościami, 85% gry jest wciąż takie samo. Czy to źle czy dobrze? Zależy od tego, czy jesteście fanami gatunku.
Jeśli zastanawiacie się nad grą dla 10-letniego dziecka, którego nie przerazi widok krwi – super. A może jesteście trochę starsi i chcecie grę na jeden wieczór – jasne. Jeśli przeszliście w swoim życiu już wiele przygodówek tego typu – może to ma sens? Niewymagające łamigłówki są trochę rozczarowujące, choć robienie eliksirów jest zdecydowanym plusem.
Queen’s Quest 2 dostępna jest na konsolach Xbox One i PlayStation 4 od 22 lutego.
Za grę dziękujemy Artifex Mundi.
Dodaj komentarz