Gdańskie studio Blue Sunset Games stworzyło niedawno produkcję przeznaczoną na konsolę Nintendo Switch – Assault on Metaltron. Sprawdźmy, czy gra może się podobać.
Assault on Metaltron to gra należąca do szufladki z napisem tower defense. Założenia gatunkowe są proste. W stronę naszej bazy zmierzają przeciwnicy, a my – zgodnie z nazwą kategorii produkcji – musimy bronić nasz wariant „wieży”. Oczywiście najlepszą obroną jest atak, więc do dyspozycji zostaje nam oddanych wiele różnego rodzaju budowli. Co prawda w Assault on Metaltron występuje zalążek fabuły, ale jest ona na tyle nieistotna i płytka, że szybko o niej zapomnicie. Można ją streścić w jednym zdaniu: „Hordy orków i armia ludzi najechała na planetę Metaltron, a naszym zadaniem jest ją obronić”. Muszę jednocześnie przyznać, że nie oczekiwałem po recenzowanej grze wielkiej, wspaniałej historii z prostego powodu. Przynależność gatunkowa sprawia, że brak interesującej, czy nawet jakiejkolwiek, historii nie miałby żadnego znaczenia. W tower defense liczy się przede wszystkim rozgrywka.
A ta jest na dość zadowalającym poziomie. Do ukończenia mamy 40 poziomów podzielonych na 4 obszary różniące się między sobą kolorystyką i, minimalnie, wyglądem jednostek przeciwnika. Możemy również wybrać tryb Skirmish, w którym sami wybieramy mapę i jej parametry. Jest to niezłe udogodnienie, pozwalające stworzyć misję taką, jakiej byśmy chcieli. Z recenzenckiego obowiązku muszę wspomnieć o możliwości grania w Assault on Metaltron we dwoje, wykorzystując jedną konsolę Nintendo Switch i chociażby dołączone dwa Joy-Cony. Brzmi to dobrze, ale niestety nie ma większego sensu. Powód jest bardzo prosty. Nasza bazowa ilość surowców służących do stawiania wieżyczek jest taka sama dla jednego, jak i dla dwojga graczy. Wybierając grę wieloosobową, myślałem, że każdy z nas będzie miał osobny budżet albo że będziemy grać przeciw sobie. Niestety, nic z tych rzeczy. Jedno wspólne źródło finansowania nowych budowli sprawia, że tryb rozgrywki wieloosobowej w obecnej formie jest zwyczajnie zbędny, podobnie jak druga osoba i lepiej grać w pojedynkę, samemu decydując, na co przeznaczamy zgromadzoną walutę.
Tym bardziej, że jest co kupować w Assault on Metaltron. Mamy podstawowe lekkie działa, ciężkie działa, wieżyczkę z moździerzem, broń spowalniającą przeciwników, wyrzutnię rakiet, miotacze (ognia i błyskawic), wieżę zatruwającą teren, przez który idzie oponent i najgroźniejszą wieżę Ultima. Razi ona wielu przeciwników na obszarze jej działania strumieniem zadającym ogromne obrażenia. Oczywiście ceny wieżyczek są różne – lekkie działo kosztuje 90 E, miotacz ognia 150 E, w Ultima aż 700 E. Możemy też stawiać wieżyczki wsparcia – wartą 75 E wytwórnię złota, kosztującą 170 E wieżę ogłuszającą (zatrzymującą trafione jednostki wroga w miejscu na kilka chwil, co pozwala następnie atakować je bez problemu innym wieżyczkom), czy chociażby radar, umożliwiający naszym wieżom celowanie w niewidzialnych przeciwników.
Nasze budowle możemy dodatkowo rozwijać, ulepszając jeden z trzech parametrów – zadawane obrażenia, czas potrzebny na wykonanie kolejnego ataku i zasięg rażenia. Każdą z wieżyczek możemy rozwinąć w ten sposób 5 razy, za każdym wybierając odpowiednie dla naszych preferencji parametry. Na ulepszania wydajemy albo zgromadzone (za zabijanie przeciwników i kończenie fal najazdów oponentów) pieniądze, albo… tańcząc, naszym robotem. Ma on oczywiście trzy rodzaje tańca, przypisane odpowiednio do zwiększania obrażeń wieżyczki, częstotliwości oddawania strzałów i zasięg rażenia. Przyznaję, że przez zdecydowaną większość czasu, jaki spędziłem z gdańską produkcją rozwijałem wieżyczki, tańcząc przy nich. Wolałem mieć pieniądze na stawianie nowych budowli. Warto też wspomnieć, że możemy je postawić tylko w miejscu, w którym stoi dość kuriozalnie wyglądające drzewo, jakich pełno możecie zobaczyć na zrzutach ekranu w tej recenzji.
Jeśli chodzi o stronę wizualną, to na pewno nie spodoba się ona każdemu ze względu na jej specyficzny styl. Moje pierwsze wrażenie nie było dobre – pstrokatość plansz uderzyła w oczy i czułem, że po pewnym czasie zastosowane barwy mogą męczyć wzrok. Nie myliłem się niestety i nie byłem w stanie grać w Assault on Metaltron dłużej niż 45 minut do godziny podczas jednej sesji. Notabene, czas potrzebny do ukończenia gry nie jest długi – każdą z 40 plansz możemy ukończyć w mniej więcej 5 – 10 minut. Od razu zaznaczę, że warto starać się osiągnąć wynik „Perfect” (nie dopuścić do dotarcia do naszej bazy żadnemu przeciwnikowi). Jedynie osiągnięcie takiej rangi w 28 poziomach odblokuje ostatnie 10. Niektórych może to zrazić.
Udźwiękowienie w Assault on Metaltron jest przeciętne i niczym nie zachwyca. Muzyka daje radę, jest odpowiednio dynamiczna, ale nie zapada w pamięci. Z kolei odgłosy broni są bardzo puste i brzmią bardzo sztucznie. Strona dźwiękowa z pewnością nie jest najsilniejszą stroną recenzowanej produkcji.
Assault on Metaltron może być ciekawą propozycją dla fanów gatunku tower defense, szukających prostej rozrywki do umilenia sobie czasu w podróży. W tytuł można grać oczywiście w trybie „zadokowanym”, jednak ja wolałem rozgrywkę mobilną – w taki sposób strona wizualna prezentowała się ciut lepiej, dzięki mniejszemu ekranowi i minimalnie mniej męczyła wzrok, choć i tak nie byłem w stanie grać długo za jednym razem, o czym już pisałem. Jeśli chcecie zagrać w tower defense w pojedynkę i nie przeszkadza wam kiepskie udźwiękowienie, Assault on Metaltron jest pozycją wartą rozważenia.
Dziękujemy Blue Sunset Games za dostarczenie kodu recenzenckiego.
Dodaj komentarz