Klasyczne krojenie wielkich bestii nie wychodzi z mody
W historii popkultury jest wiele tematów, które pobudzają wyobraźnię pomimo upływu lat. Mogą to być wiecznie żywe Zombie, które od debiutu w „Nocy Żywych Trupów” George’a A. Romero szturmem podbiły serca fanów kina grozy na całym świecie. To samo można powiedzieć, o ogromnych potworach. Na początku oczywiście były to przerośnięte zwierzęta, takie jak pająki, lecz z biegiem czasu otrzymywaliśmy coraz bardziej wymyślne monstra. Oczywiście w myśl zasady, że zawsze znajdzie się jakiś Azjata, który potrafi coś lepiej od Ciebie, Japończycy stworzyli z gatunku wielkich bestii sztukę. Dzięki serii Monster Hunter ugruntowali oni też spojrzenie na gry, skupiające się na walce przerośniętym orężem z jeszcze większymi przeciwnikami. Dzięki serii Capcomu powstały inne franczyzy, takie jak God Eater, i kiedy MH ruszył na podbój zachodu w odsłonie World, to Pożeracze Bogów trwają przy sprawdzonych mechanikach. Czy jednak taka wiara w stare mechaniki ma jeszcze rację bytu?
God Eater 3, jak nazwa wskazuje, trzeci raz wrzuci nas w buty tytułowych „Pożeraczy Bogów”. Studio MARVELOUS! nie poszło ostatnią ścieżką, którą wytyczyli koledzy z Capcomu i postawili na starą dobrą sprawdzoną formułę zabawy. Nim jednak przejdziemy do mechanik rządzących tym światem, chwila o historii. Gdybym miał określić co przypomina mi setting omawianej produkcji, powiedziałbym, że jest to Mad Max połączony z dużą dozą typowego anime z potworami, które wyglądają jakby od małego były szprycowane specyfikami mającymi pomóc w osiągnięciu wzrostu ciężarówki, lub wieżowca. W tym niezbyt przyjaznym świecie, gdzie ludzkość została zdziesiątkowana przez bestie kryjące się pod nazwą Aragami, jedynym lekarstwem na całe zło są wspomniani wyżej „Pożeracze Bogów”.
Jak to zwykle bywa w grach czerpiących ze starych schematów jesteśmy wybrańcem, który z grupą swoich zaufanych towarzyszy musi stawić czoło niebezpieczeństwu i jakże oryginalnie – uratować świat. Sama fabuła nie należy do zbyt wyszukanych, jednak dzięki postaciom naszych przyjaciół, które od razu zyskują naszą sympatię jak i przez całkiem ciekawy setting kolejne karty historii odkrywa się z przyjemnością. Zarzutem tutaj może być tylko fakt, że całość rozwija się relatywnie wolno, co może mniej cierpliwych graczy odrzucić. W ogólnym rozrachunku jednak, pomimo wszechobecnych klisz znanych dla tego typu gatunku, opowieść może się podobać. Jeszcze warto wspomnieć o tym, że jeśli nigdy nie grałeś w żadną z gier spod znaku God Eater, to żaden problem, ponieważ terminal, który znajduje się w naszej bazie oferuje szybkie przypomnienie tego co działo się przed wydarzeniami z trzeciej części cyklu.
Dla wielu graczy, poza fabułą liczy się coś jeszcze, jeśli mówimy o takich tytułach jak God Eater 3. Mowa tutaj oczywiście o głównym daniu całej zabawy czyli walce z wielkimi potworami. W tym miejscu warto już powiedzieć jedną, bardzo ważną rzecz. Produkt od studia MARVELOUS! od strony gameplay’u nie ma nic wspólnego z Monster Hunter World. Najnowszy tytuł spod szyldu Bandai Namco, przypomina bardziej starsze odsłony kultowej serii żółto-niebieskich. Zapomnijcie więc o tym jak wygląda system walki z World. Tutaj otrzymujemy coś, co sprawi, że starzy fani siekania ogromnych potworów będą wniebowzięci. Przed każdą misją otrzymujemy wybór, którego członka drużyny weźmiemy ze sobą. Tutaj polecam, żeby zawsze w waszej drużynie był medyk, bo podczas niektórych walk pasek życia spada w zastraszającym tempie. Po przygotowaniu zostajemy wysłani na jedną z mniej lub bardziej korytarzowych aren, gdzie mamy jedno zadanie – zabić wszystko, co nie przypomina człowieka. I tak praktycznie cały czas. Produkcja mocno trzyma się klasycznych założeń, gdzie trzon rozgrywki polegał na misjach w których jedynymi zmiennymi są lokacje oraz gatunki stworów do ubicia.
Każda misja ma ograniczenie czasowe do 40 minut, jednak poza walkami z bossami, większość uda wam się ukończyć w 10. System walki również pamięta czasy starych Monster Hunterów. Ot mamy dwa rodzaje oręża; broń białą i palną. Ciekawym aspektem jest fakt, że oba nasze narzędzia są tak naprawdę ukryte pod jedną maską, a podczas walki można płynnie się między nimi zmieniać. Niestety wszystkie karabiny, strzelby i działa mają jeden duży problem, który skutecznie zniechęca do jakiegokolwiek używania ich. Mowa tu o modelu strzelania, który jest tak niepraktyczny, że lepiej podczas walki zmienić oręż sieczny na palny strzelić kilka razy na ślepo i wrócić do zamieniania wrogów na podroby.
Samo siekanie wrogów również nie należy do zbyt pasjonujących, ponieważ cały pojedynek opiera się na dwóch atakach, które podczas walki otrzymują jedynie dodatkowe efekty wizualne, przez co każde starcie wygląda podobnie. Nieważne czy jest to przeciwnik wzrostu standardowego bloku czy ciężarówki schemat jest dokładnie taki sam. Takie staroszkolne podejście do tematu ucieszy wszystkich fanów klasycznej szkoły wybijania zmutowanej fauny. Ba, sam słyszałem, że tytuł jest świetny bo oferuje właśnie takie mechaniki, a nie idzie drogą wytyczoną przez Monster Hunter World. Jednak dla wielu nowych graczy takie podejście do tematu walki może nie być zachęcające.
Tutaj warto dodać, że produkcja posiada komponent multiplayer. Polega on na tym, że podczas naszej samotnej zabawy, mogą nam pomagać gracze z całego świata. Z naszego terminalu możemy również wybrać specjalne misje, które rozgrywamy nawet do ośmiu graczy na raz. Osobiście uważam, że wspólne przechodzenie God Eater 3 z kimś do pomocy jest najlepszym dawkowaniem sobie tego tytułu. W myśl zasady, że w grupie raźniej bije się wielkie potwory (czy coś w tym guście), można wsiąknąć na wiele godzin. Jeśli jednak planujecie tytuł na samotne granie, to moja rada – ogrywajcie go w krótkich sesjach, ponieważ po dłuższych może on niestety nudzić.
W kwestii tego czym bijemy otrzymujemy spory arsenał zadawaniu bólu wielkim potworom. Miecze, lance, wielkie kosy, to tylko czubek góry lodowej. Każda broń prezentuje się fenomenalnie za sprawą oryginalnego designu, przez co aż miło patrzeć jak podczas walki przebijamy się przez wielkie ciała kolejnych przeciwników. W ręce graczy został również oddany rozbudowany system rozwoju praktycznie wszystkiego. Od umiejętności naszych towarzyszy po personalizację wyglądu protagonisty. Muszę tutaj oddać, że na początku systemy te są niezbyt interesujące, ponieważ bez żadnych ulepszeń, możemy przebijać się przez kolejne misje, jednak z czasem kiedy otrzymujemy coraz więcej surowców, a bestie stają się o wiele bardziej potężne, to wszystkie aspekty customizacji nabierają sens i sam łapałem się na tym, że przed kolejnymi walkami spędzałem trochę czasu w terminalu, żeby odpowiednio przygotować broń.
Od strony audiowizualnej tytuł prezentuje się nad wyraz dobrze. Stylistyka będąca mocno zakorzeniona w mandze i anime prezentuję się wybornie. Wszystkie postaci wyglądają, jakby były projektowane tak, aby mogły zostać użyte podczas adaptacji anime omawianej produkcji. Wszystkie areny prezentują natomiast akceptowalny poziom wykonania. Nie możemy liczyć na wodotryski rodem z Uncharted 4 czy Red Dead Redemption 2, jednak dzięki świetnie wyglądającym panoramom czujemy jak wielkie zniszczenia dokonały Aragami w tym świecie. Co do samych bestii, to prezentują się one kosmicznie. Widać, że Japończycy jak zawsze mają smykałkę do tworzenia zakręconych potworów i tutaj również to widać. No może poza zwykłymi przeciwnikami, którzy przemierzają areny. Oni przypominają najczęściej kolejne wariacje na temat krabów, co po pewnym czasie może nużyć.
W kwestii oprawy dźwiękowej, też nie można mieć zbyt wielu zastrzeżeń. Japońscy aktorzy głosowi dają radę wprowadzając w klimat całego świata (polecam tutaj na samym początku zmienić język dialogów z angielskiego), a muzyka idealnie dopełnia to co widzimy na ekranie. W tym miejscu jedynym minusem, jest fakt, że podczas przerywników filmowych często zdarza się, że muzyka jest o wiele głośniejsza niż to co mówią bohaterowie, przez co nie możemy zrozumieć co postaci mają do powiedzenia. Na koniec warto dodać, że piosenka, którą możemy usłyszeć podczas animacji otwierającej jest tak dobrze zrobiona, że nawet odpalenie tytułu po raz któryś z kolei, nie sprawia, że chcemy ją pominąć. Mało tego nakręca ona pozytywnie do całej produkcji, co w moim odczuciu jest bardzo na plus.
Przechodząc do konkluzji. God Eater 3, nie jest tytułem idealnym oraz na pewno nie jest dla każdego. Tutaj nie mamy do czynienia z Monster Hunter World, który od początku miał być skierowany do zachodniej publiki. Omawiana produkcja garściami czerpie z klasycznych odsłon od Capcomu co widać na każdym kroku. Od konstrukcji aren, aż po system walki, mamy tutaj do czynienia z polowaniem na wielkie potwory w staroszkolnym znaczeniu. Dla starych wyjadaczy mających znajomych do zabawy tytuł będzie wręcz idealny. Widać, że MARVELOUS! wolało skupić się na polerowaniu sprawdzonej formuły zabawy bez większych eksperymentów. Tym samym jeśli jesteś sympatykiem serii, to bez wahania możesz dodać do oceny dodatkowy punkt, jeśli jednak należysz do graczy, którzy nigdy nie mieli styczności z serią, to radzę poczekać na jakieś promocje. Jeśli do tego przekonasz znajomych do zabawy to na pewno nie będziesz się nudził, w wypadku gdy będziesz próbował przechodzić tytuł samotnie pamiętaj o zasadzie krótkich sesji, ponieważ po dłuższych posiedzeniach do zabawy zaczyna wkradać się monotonia.
Tytuł do recenzji dostarczyła Cenega
Dodaj komentarz