„Na współczesnej wojnie… Możesz zginąć jak pies, bez żadnego konkretnego powodu”
Kiedy odpalamy po raz pierwszy This War of Mine: Complete Edtion, jesteśmy witani takim oto napawającym optymizmem cytatem Ernesta Hemingway’a. Warszawskie 11-bit studios od początku zaznacza, że ich produkcja nie pozwoli nam wcielić się w żołnierza, który w pojedynkę ratuje świat, a zostaniemy wrzuceni w prezentację konfliktu zbrojnego jako szary cywil. Już sam koncept pokazuje, że będziemy mieli do czynienia z nowym rodzajem doświadczenia, ale od początku.
Tytuł warszawskiego studia początkowo debiutował 4 lata temu, ekskluzywnie na komputerach osobistych. Z biegiem czasu jednak, tytuł doczekał się dodatkowych treści oraz wydania konsolowego. I tak oto w 2018 roku, także posiadacze hybrydowej konsoli Nintendo, mogli poznać o co chodzi w tych wszystkich zachwytach na temat produkcji. Osobiście muszę przyznać, że edycja na Switcha była moim pierwszym kontaktem z This War of Mine. Pomimo tego, że tegoroczne 11-11: Memories Retold pokazało, że wojnę można przedstawić od innej strony, to na to, co przygotowali twórcy z 11-bit studios nie byłem przygotowany. Swoją przygodę rozpocząłem od wybrania trybu historii. Otrzymujemy tutaj predefiniowane scenariusze, w których musimy odkrywać rolę konkretnych postaci. Na ten moment jest dostępna tylko historia pod tytułem „Ojcowska obietnica”, jednak kolejne dwie historie mają pojawić się z czasem.
Tutaj warto od razu zaznaczyć, że wersja na Nintendo Switch posiada od razu aktywowany Season-pass, więc dostęp do pozostałych mikro-fabuł nie będzie obarczony dodatkowymi wydatkami. Wracając, omawiana historia toczy się wokół Adama oraz jego córki Amelii. Początek pomimo ogólnej beznadziei, nie zwiastuje tego, że sprawy mogą się jeszcze bardziej pogorszyć. Otóż, po 4 pierwszych dniach względnego spokoju, Adam zostaje ogłuszony we śnie, a kiedy odzyskuje świadomość dochodzi do niego, że jego córka została porwana. Od tego miejsca zaczyna się nierówna walka o strzępki informacji na temat swojej pociechy, połączona z chęcią przetrwania. Nie mamy tutaj do czynienia z bohaterskim czynami. W tym świecie zostajemy zmuszeni do porzucania człowieczeństwa, minuta po minucie. Z każdym kolejnym szabrowanym domem, bohater odczuwa coraz więcej wątpliwości, przechodzi pierwsze kryzysy, a także zaczyna zastanawiać się, czy wszystko to ma sens.
Jak każdy już widzi, This War of Mine nie ma wiele wspólnego z przyjemnym spędzaniem czasu. Tryb historii z miejsca daje nam po głowie depresyjnym klimatem oraz ogólną beznadzieją w jakiej znajdują się postacie całego dramatu. Jedyną cechą jaka różni wspomniany tryb od głównej części gry, jest fakt, że kiedy postać umrze to możemy dokonać szybkiego wczytania ostatniego stanu gry. Podczas swoistego przetrwania nie mamy już takich udogodnień. Oznacza to, że śmierć oznacza koniec gry. Nawet kiedy posiadamy odpowiednią ilość ludzi zdolnych do wszystkich zadań, takich jak budowanie, pilnowanie schronienia w nocy, czy poszukiwanie zasobów, to i tak w pewnym momencie, metaforyczne lustro zacznie pękać, a postaci zaczną coraz bardziej popadać w depresje czy różnego rodzaju choroby. Cały ten koszmar wojny został nam podany w bardzo prostych mechanikach, ponieważ za dnia interakcje ograniczają się do minimalnej ilości, na zasadzie budowania nowych elementów ulepszających schronienie takich jak różnego rodzaju kuchenki czy systemy zbierające deszczówkę lub rozmów z towarzyszami kiedy ci są w potrzebie. Od czasu do czasu mogą nas odwiedzić boahterowie niezależni z prośbą o pomoc lub chęć handlu, i tylko od nas zależy jak wtedy zakończy się konwersacja.
Kiedy zapada zmrok, a my postanowimy wysłać jedną z postaci w teren, to produkcja przemienia się w prostą skradankę. Pół biedy kiedy odwiedzana lokacja jest opuszczona, wtedy musimy się tylko martwić o pojemność plecaka, gorzej jest kiedy na naszej drodze pojawiają się inni ludzie. Wtedy gra daje nam dwa wyjścia; możemy wszystkich wymordować i zabrać co cenniejsze łupy lub odejść w pokoju zostając jednak z niczym. Instynkt przetrwania w takich momentach bierze oczywiście górę, jednak wtedy gra raczy nas czymś, co można nazwać „pozornym dostatkiem”. Polega to na tym, że po zabiciu i ograbieniu innych postaci wracamy do swojego schronu z wizją, że wyjdziemy na prostą, a towarzysze magicznie wrócą do pełni sił. Tak się jednak nie dzieje, ponieważ tytuł raczy nas różnymi niespodziankami kiedy wracamy z wypraw. I tak możemy wrócić do bazy, gdzie wszystkie nasze zasoby zostały rozkradzione przez bandytów albo jeden z towarzyszy uciekł zabierając surowce lub odebrał sobie życie ponieważ nie mógł znieść koszmaru wojny.
Niektórzy mogą być zdziwieni czemu poświęcam tyle czasu otoczce całej produkcji, a nie jej mechanikom. Powód tego jest prosty, tytuł w swoich założeniach jest produkcją nie skomplikowaną. Od czasu do czasu postaci nie słuchają naszych poleceń, jednak po czasie można się do tego przyzwyczaić. Pomimo tego całe sterowanie jest sensownie mapowane pod hybrydową konsolę i nie ma się do czego przyczepić. Z aspektów czysto recenzenckich, lepiej jest się skupić na oprawie audiowizualnej. Podczas rozgrywki towarzyszy nam melancholijna muzyka, która w połączeniu z oprawą potraktowaną efektem malowania ołówkiem, podkręca cały depresyjny klimat produkcji.
Fanom wersji na komputery może brakować możliwości tworzenia postaci na swoje podobieństwo dzięki zdjęciom, jednak otrzymany edytor w zupełności wystarcza. Podobnie można powiedzieć o kreacji naszego własnego scenariusza. Tutaj wybieramy do czterech bohaterów, parametry, takie jak to ile ma trwać konflikt i jak bardzo będzie on nieprzyjazny dla cywila. Sami też tworzymy mapę lokacji, które potencjalnie odwiedzi. Podczas kampanii stworzonych przez twórców lokacje pojawią się same i zależą od postaci, którymi kierujemy. Na koniec warto dodać, że sztuczna inteligencja wrogów podczas szabrowania jest dosyć prosta, co często możemy wykorzystać na naszą korzyść, więc dla wielu bardziej wprawionych graczy tytuł może szybko stać się monotonny ze względu na łatwość w oszukaniu SI.
Przechodząc do zwieńczenia całej tej wojennej historii. This War of Mine: Complete Edition to tytuł kompletny. Oferujący graczom zawartość, z całego 4 letniego cyklu życia produkcji, z wizją dodatkowych kampanii w przyszłości. Nie oznacza to, że tytuł jest pozycją dla każdego. Nie mamy do czynienia z produktem, który odpalimy po stresującym dniu w pracy bądź szkole. Produkcja warszawskiego 11-bit studios jest swoistego rodzaju doświadczeniem, które będzie nam cały czas zadawać pytania, na temat tego, co byśmy zrobili podczas wojny. Oznacza to też, że nie każdy będzie zadowolony z produkcji, a niektórych może ona po prostu wymęczyć swoją prostotą. Jeśli jednak szukasz doświadczenia, które w swoich założeniach próbuje czegoś nowego w konwencji gier wojennych, to kompletne wydanie This War of Mine na Nintendo Switch jest idealnym pretekstem, do zobaczenia koszmaru wojny na własne oczy.
Grę do recenzji dostarczyło 11-bit studios
Dodaj komentarz