Squishies to kolejna platformówka, jaka trafia na gogle wirtualnej rzeczywistości od Sony – PlayStation VR. Czy ma szansę odnieść sukces?
Squishies to produkcja o wiele prostsza już w samych założeniach od ostatniej – notabene wybitnej moim zdaniem – platformówki, w jaką grałem na VR – Astrobot: Rescue Mission. Nie spodziewałem się po Squishies podobnej jakości, ale to, z czym miałem do czynienia i tak przerosło moje oczekiwania.
Naszymi bohaterami są różnego rodzaju kolorowe stworki, właśnie tytułowe Squishies. Ich głównym celem życia jest dostanie się na linię mety, czy też przejście przez portal i przeniesienie się do kolejnego poziomu. W recenzowanej produkcji nie ma co szukać jakiejkolwiek fabuły. Po prostu jej nie ma i zostajemy ot tak rzuceni w świat różnobarwnych kulek.
Na naszej drodze staną oczywiście przeszkody. Wbrew moim oczekiwaniom nie są nimi rozsiani na 100 poziomach przeciwnicy. Mieszkańcy świata, w którym egzystują Squishies są bardzo mało konfliktowi i ani trochę nie uprzykrzają życia naszym bohaterom. Przyznam szczerze, że nie mam pojęcia, po co są oni wrzuceni na plansze, skoro nawet kontakt z nimi nie powoduje kompletnie niczego. Równie dobrze moglibyśmy ocierać się o powietrze – nie wyrządziłoby to krzywdy ani nam, ani niemu.
Podobnie nie dostrzegłem sensu w zbieraniu kryształów. Jest ich całkiem sporo na poziomach, nawet czasem trzeba wybrać okrężną drogę, by je wszystkie zdobyć. Tym bardziej, jeśli za punkt honoru postawimy sobie odnalezienie wszystkich ukrytych jaj. Jeśli jednak nie zależy nam na zdobyciu określonych trofeów, nie ma po co zbaczać z trasy. Co prawda po ukończeniu poziomu przyznawane są nam monety – ich ilość zależna jest od tego, czy doprowadziliśmy na linię mety wszystkie Squishies (a więc de facto czy właściwie przeszliśmy poziom), czy zebraliśmy wszystkie kryształy i czy zmieściliśmy się w stosownym (niewiadomym, musimy zgadywać, ile on wynosi) progu czasowym. Wszystko to sprawia, że grając w Squishies nie mamy poczucia obowiązku związanego z wymaksowaniem poziomu. Zamiast tego przechodzimy od planszy do planszy, walcząc jednocześnie z kłopotliwym sterowaniem.
Odbywa się ono za pomocą dwóch kontrolerów PlayStation Move. Po podłączeniu ich do konsoli i założeniu gogli zamieniają się one w dwa… no właśnie, jak to nazwać. Węże? Ryby? Cosie z funkcją ssania i dmuchania. Dodatkowo, naciskając odpowiednie przyciski na tych kontrolerach, możemy poruszać się po mapie w lewo, prawo, przed siebie, za nas, do góry i w dół. Mamy więc do czynienia ze standardem w wielu produkcjach przeznaczonych na PS VR. Tym, co go odróżnia jest dodanie wspomnianych wcześniej dwóch opcji. Naciskając spust na dowolnym z Move’ów możemy wyprowadzić podmuch powietrza, natomiast wciśnięcie przycisku z logo Move odpowiada za zasysanie powietrza. To właśnie te dwie czynności służą do przemieszczania naszych Squishies w świecie gry. Nierzadko musimy połączyć przeciwne kierunki ssania dwóch „węży“ – jednym dmuchamy, by popchnąć naszą kulkę w kierunku wzniesienia, natomiast drugim zasysamy ją, by w ten sposób umożliwić dostanie się w nowe, wyżej znajdujące się miejsce. Nie można też zapomnieć o odpowiednim dmuchaniu w żagiel tratwy tak, by przemieścić ją do brzegu. Następnie przemieszczamy w jej kierunku naszego „gniotka“ i płyniemy na drugi brzeg,uważając jednocześnie, by stworek nie spadł do wody. Każdy bowiem kontakt z wodą, lawą, czy upadek poza stały grunt powodują śmierć postaci i konieczność odrodzenia się w ostatnim punkcie kontrolnym. Najgorsza w tym wszystkim jest częstotliwość występowania zgonu kulek – nierzadko byłem wręcz wściekły,musząc kolejny raz przechodzić uciążliwy fragment. Sprawiło to,że nie wiem, jak taka gra może być kierowana do dzieci – a na to wskazuje kolorowa oprawa graficzna.
Sytuacji nie ratuje także problematyczne korzystanie z kontrolerów Move. Gra ma tendencję do częstego gubienia ich i błędnego śledzenia. Ostatecznie złapałem się na tym, że po uruchomieniu Squishies przez kilka minut byłem pozytywnie nastawiony do rozgrywki, ale uczucie to bardzo szybko zmieniało się w irytację i frustrację. Sterowanie jest jednym z najpoważniejszych minusów recenzowanej produkcji i powodem, dla którego nie ukończyłem gry. Nie byłem w stanie, mimo szczerych chęci, zmusić się do walki z wiatrakami.
Do poświęcania czasu produkcji nie zachęca też oprawa graficzna.. Mamy 2018 rok, a Squishies wygląda, jakby miało na karku co najmniej dwie dekady. Nie ma co woalować – jest zwyczajnie brzydkie. Sami zresztą zobaczcie jak wyglądają zrzuty ekranu. W goglach wyglądają one oczywiście jeszcze gorzej – nasza obecność w świecie sprawia, że widzimy obiekty dokładniej i bliżej. Nie dostrzegam żadnego argumentu mogącego stać w obronie takiej, a nie innej warstwy wizualnej.
Udźwiękowienie również nie zachwyca. Nie jest ono na szczęście tak słabe, jak grafika, ale słychać, że czegoś brakuje. Co prawda naszym poczynaniom towarzyszy wesoła muzyka, ale jednak brakuje ciekawych odgłosów otoczenia. Można by zadbać o dźwięki towarzyszące poruszaniu się kulek, odbijaniu się od krawędzi, czy poruszaniu elementów otoczenia, po których się toczymy. Niestety, udźwiękowienie jest niesamowicie oszczędne i nie działa na korzyść dzieła Brainseed Factory.
Pewnym plusem jest natomiast edytor poziomów. Jest on dość rozbudowany i stworzenie własnych plansz nie sprawia większych trudności. Warto zaglądać do tego trybu co jakiś czas po ukończeniu poziomów głównych, bowiem odblokowują one niekiedy dodatkowe elementy, które możemy wykorzystać w naszych dziełach. Możemy oczywiście również wrzucić nasze twory na serwer, a także pobierać i oceniać plansze stworzone przez innych graczy. To zdecydowanie spora zaleta gry.
Squishies jest niestety w ogólnym rozrachunku nie do końca udaną grą. Nie byłem w stanie jej ukończyć przez występujące często problemy z odpowiednim wykryciem kierunku, z którego dmuchamy i co jakiś czas gubiące się kontrolery. Nie zachęca także układ poziomów, który sprawia, że bardziej się frustrujemy niż cieszymy. Dodajmy do tego marną oprawę audio-wizualną i stanowczo zbyt wysoką cenę (ponad 100 złotych w PlayStation Store to kpina), a otrzymamy pełen obraz produkcji. Squishies to tytuł, który broni się jedynie dość dobrym i rozbudowanym edytorem poziomów. Nie jest to jednak coś, co mogłoby przykuć wiele osób na dłużej. Takich graczy zachęcam do czekania na Dreams, które również powinno dać upust ich twórczej wyobraźni.
Dziękujemy studiu Brainseed Factory za dostarczenie kodu recenzenckiego.
Dodaj komentarz