Wydane na konsolach Sega Mega Drive i SNES w 1994 roku Shaq Fu nie mogło pochwalić się zbyt pochlebnymi recenzjami. Niemałym zaskoczeniem był więc spory sukces uruchomionej w marcu 2014 akcji croudfundingowej w serwisie IndieGoGo, gdzie to zbierano pieniądze na sequel. Po pewnych opóźnieniach Shaq Fu: A Legend Reborn trafiło do sprzedaży na początku czerwca w wersjach dla konsol PS4, Xbox One i Nintendo Switch. Czy warto było jednak czekać na ten tytuł.
Fabuła w grze opowiada o Shaq’u, który to jest sierotą, odnalezioną przez pewną kobietę. Jedyną wskazówką dotyczącą jego pochodzenia było znamię na ciele. W młodości rówieśnicy dokuczali mu przez spory wzrost, jednak pewien starszy człowiek zwany Ye-Ye postanowił go wytrenować w starożytnej technice walki Wu Xing. Zabawę rozpoczynamy w momencie, gdy zamieszkiwana przez Shaq’a wioska została zaatakowana. Naszym celem jest oczywiście ocalenie jej i całego świata, co dokonamy dzięki rozprawieniu się z celebrytami. Jak mówi sam główny bohater, historia jest „zawiła i pełna dziur fabularnych. Pełna humoru i często przełamująca czwartą ścianę fabuła została przedstawiona poprzez nieźle animowane cutscenki.
Zanim jeszcze zdążymy zobaczyć menu główne gry, już możemy zauważyć pierwszy problem produkcji. Jest nim niesamowicie długi czas ładowania. Każdorazowe uruchomienie gry kończy się niemal dwu i pół minutowym oczekiwaniem, co przy pierwszym odpaleniu tytułu wyglądało, jakby się całość zawiesiła.
Pod względem rozgrywki mamy do czynienia z chodzoną bijatyką, która przez początkowe kilkanaście minut zapowiada się nieźle. System walki choć prosty, sprawdza się dobrze. Do dyspozycji mamy parę ataków, zaczynając od standardowego ciosu na Y, przez smash pod przyciskami ZL/ZR, po kopniak, najlepiej działający po wykonaniu najpierw paru podstawowych uderzeń. Oprócz tego do pokonywania wrogów możemy wykorzystać leżące gdzieniegdzie przedmioty. Podobnie jak to było w Raging Justice, tutaj również się one ekspresowo zużywają. Czasem dla drobnego urozmaicenia możemy podnieść jeden z dwóch power-upów, chwilowo transformujący bohatera w robota, czy kaktusa.
Choć sam system walki jest całkiem przyjemny, bardzo mocno zawodzi baza obecnych w grze przeciwników. Wrogowie powtarzają się niezwykle często, a że zwykle walczymy z kilkudziesięcioma w krótkim okresie czasu – wygląda to, jakby nasłano na nas całe wojska klonów. Napotykając kogoś nowego nieraz można zauważyć, że jest on wyłącznie reskinem znanego przeciwnika, nieznacznie różniącym się od oryginału. Jedynymi unikalnymi wrogami są bossowie.
Kolejnym problemem produkcji jest długość gry. Shaq Fu: A Legend Reborn wystarcza na około 2-3 godziny rozgrywki. Z drugiej strony jeśli twórcy faktycznie nie mieli pomysłu na przedłużenie produkcji to lepiej, że całość jest krótka, niż rozciągnięta na siłę dodatkową godziną tłuczenia klonów.
Ogromną wadą Shaq Fu: A Legend Reborn jest także zupełny brak trybu kooperacji. Niejedną tego typu produkcję o wiele przyjemniej gra się we dwie osoby. Sterowanie nie jest jakoś rozbudowane, by niemożliwe było przeniesienie całości nawet na pojedynczego Joy-Cona. Co ciekawe, przeglądając kampanię na IndieGoGo można znaleźć informację, że co-op miał się pojawić w produkcji. Nie jest to także jedyny brakujący element, obiecany podczas zbiórki pieniędzy.
Edycja dla konsoli Nintendo Switch została przygotowana nieźle. Poza strasznie długimi czasami ładowania nie ma zbytnio na co narzekać. Przez zdecydowaną większość czasu gra działa płynnie, a oprawa audiowizualna wypada ok. Sterowanie sprawdza się dobrze zarówno na Pro Controllerze, jak i standardowych Joy-Conach.
Identycznie jak Shaq Fu z 1994 roku, Shaq Fu: A Legend Reborn zawodzi. Choć początkowo produkcja zapowiadała się nieźle, ekspresowo zaczyna nudzić przez ogromną powtarzalność. Całość jest również nieco za krótka i brakuje w niej trybu kooperacyjnego.
Grę do recenzji dostarczyło Little Big PR Limited
Dodaj komentarz