Za nami kolejna edycja Festiwalu Fantastyki Pyrkon. Ten rok przyniósł kilka zmian, ale jak zawsze- można było się spodziewać dobrej zabawy.
Kiedyś się z tego śmiałam, ale w tym roku pierwszy raz dopadła i mnie- depresja pokonwentowa. Niech to będzie miarą klimatu tegorocznej edycji Pyrkonu. Ludzi było więcej niż w zeszłym roku (niestety przez to był problem z miejscem na sleeproomie, ale o tym dalej).
Na Pyrke dotarłam niestety dopiero w sobotę, razem z synem (niecałe 6 lat). Mimo że był to drugi dzień konwentu, około godziny 11 nadal były długie kolejki po bilety, na szczęście wszystko szło dosyć szybko i sprawnie.
Najpierw poszliśmy szukać miejsca na sleeproomie (tak! Da się tam spać nawet z dzieckiem, młody nie chciał słuchać o innej opcji), nie było łatwo, gżdacze co jakiś czas musieli pomóc w znalezieniu miejsca. Gdy udało nam się wcisnąć przy znajomych, nadeszła pora na cosplay. Bardzo podobała mi się idea strefy dla cosplayerów, gdzie można było dokonać poprawek na wystawionych maszynach do szycia, czy poprawić swoje rekwizyty. Kolejnym plusem były przebieralnie dla cosplayerów, niestety brakowało luster- dlatego wiele osób oblegało lustra w toaletach.
Po przebraniu ruszyliśmy zwiedzać. Jak zawsze, w pierwszej chwili aż przeraża ogrom atrakcji, terenu i liczba ludzi. Można poczuć ten niepowtarzalny klimat, który panuje również dookoła terenu imprezy, np. gdy spotyka się w sklepie cosplayerów na zakupach. Gdy już chciałam szukać interesującej mnie hali, to okazało się, że gdzieś zapodziałam swoją mapkę. Na szczęście z pomocą przyszła wygodna aplikacja Eventory (na iOS i Android), w której znalazłam szczegółową mapę imprezy i atrakcje.
Ciężko jest opisać wszystkie atrakcje, trzeba po prostu przyjechać i się przekonać. Kilka miejsc i stoisk szczególnie zapadło mi w pamięć. Na pierwszy ogień poszło Fantasium Creatium i jak mogliśmy przeczytać na stronie Pyrkonu- „Fantasium Creatium, to miejsce, w którym fantastyka łączy się ze sztuką. Tu prezentujemy wystawy przedstawiające zarówno znane uniwersa, jak i autorskie projekty utrzymane w fantastycznych klimatach.“. Oczywiście od razu rzucił mi się w oczy TIE- Fighter dzieła NoCrew (dodam, że model był w skali 1:1), poza tym był mój ulubiony Cantina Projekt i piękne stroje Padme autorstwa AT’s LALAland.
Później na chwilę zatrzymaliśmy się przy wystawie Wielkopolskiego Oddziału Gwiezdnej Floty (cichutko przyznam, że zawsze bardziej byłam za Star Wars). Gdy młody rozpoznał Enterprise, wystawca zaczął opowiadać o detalach modelu i pokazywał różnice. Widać było, że tę ekipę tworzą ludzie z pasją, których przyjemnie się słucha.
Gdy obejrzeliśmy już wszystko (było też kilku innych wystawców ze Star Treka, Gwiezdnych Wojen razem z Transformersami i Pokemonami), przyszła pora na strefę dla dzieci. Zastaliśmy tam duży domek z klocków, basen wypełniony klockami (akurat chyba lepszym pomysłem byłby z piłeczkami), na dzieci czekała też strefa z eksperymentami i inne atrakcje. Przed wejściem na strefę podajemy dane swoje i dziecka, otrzymujemy naklejkę z numerem na swój identyfikator i na opaskę dla dziecka. Przy każdym wejściu i wyjściu jest dokładna weryfikacja, dzięki czemu jest bezpieczniej, dodatkowo można swoją pociechę zostawić na strefie dla dzieci.
Ku uciesze syna (i mojej też) ruszyliśmy do strefy gier. Obok dużej strefy Nintendo, była strefa ze starymi konsolami i grami, idealna dla miłośników gier retro i tych, którzy chcieliby zobaczyć „Jak to kiedyś było..“. Mimo kolejek do gier, nie było problemów, a gdzieś w tle mignęła mi też strefa z zupkami Knorr.
Na Pyrkonie czas mija szybko. Za szybko. Ledwie zobaczyliśmy strefy z grami, zajrzeliśmy na chwilę do obwoźnej czytelni komiksów i ruszyliśmy do kolejnego punktu, który bardzo chciałam zobaczyć. Oficjalna Wioska Naruto w strefie Fantasium Suburbium. Non stop była oblegana, nic dziwnego- wykonanie było genialne, a dodatkowo działo się tam wiele atrakcji. Ku mojej uciesze, nie była to jednorazowa akcja, teraz na stronie Konoha Project możecie śledzić ich dalsze plany. Na Placu Marka, gdy robiło się ciemno, RedBull zapewniał dobrą muzykę i można było kupić napój mocy.
Jak zawsze, w nocy na sleeproomie było lekko przygaszone światło. Niestety w tym roku po hali, gdzie wszyscy spali, chodziła ochrona. Oczywiście to zrozumiałe ze względów bezpieczeństwa, niestety wiele osób się skarżyło na przykre sytuacje, gdy w nocy świecono po oczach latarkami osobom, które już spały, żeby sprawdzić, czy ktoś nie spożywa na tym terenie alkoholu. Kilkukrotnie też przechodząc obok ochrony słyszałam ich niestosowne komentarze odnośnie do cosplayerów. Wydaje mi się, że dobrze by było zaangażować w ochronę ludzi, którzy rozumieją klimat i zasady Pyrkonu- ochrona jest bardzo ważna, ale da się wszystko zrobić w bardziej przyjazny sposób. Kolejnym minusem było zaklejanie taśmą gniazdek w łazienkach- i tu wracamy do tematu cosplayerów. Telefony i powerbanki można było ładować w wyznaczonym miejscu (Pyrkon jest takim miejscem, że nawet można było zostawić podpięty telefon i zwiedzać dalej), jednak problem pojawiał się np. przy prostowaniu włosów. Potrzebne jest i lustro i gniazdko.
Czy na Pyrkonie na sleeproomie da się wyspać? Tak. Jeśli ktoś chce, to się wyśpi. Dodatkowo panuje tam niepowtarzalny klimat, gdzieś ktoś wyjmie gitarę i zacznie śpiewać, co jakiś czas wszyscy biją brawo, zaraz będzie ciemno i cała reszta, można powiedzieć, sleeproomowej klasyki. Pyrkon, to ludzie, tutaj wszyscy są na „Ty“, gdy na chwilę się gdzieś zatrzymasz w kolejce, rozmawiasz z każdym. Można poznać wielu nowych ludzi, pasjonatów, cosplayerów. W jednym miejscu spotykają się ludzie z wielu różnych fandomów, ludzie w strojach z Władcy Pierścieni obok szturmowców, czy shinobi z Konohy, ludzie w bardzo różnym przedziale wiekowym. Często rodzice przyjeżdżają ze swoimi nastoletnimi pociechami jako opiekunowie i sami świetnie się bawią i chcą wracać za rok i nawet szykować przebrania. Zauważyłam też, że ludzie bardziej doceniają cosplay, czerpią radość z oglądania i tworzenia. Przy okazji w kwestii cosplayu- moje serce skradł Nerdads swoim cosplayem z Ricka i Morty’ego razem z córeczką.
Ostatni dzień Pyrkonu to zwykle powolne zbieranie swoich rzeczy, pożegnania i zwiedzanie w biegu tego, co nam umknęło, lub na co nie starczyło wcześniej czasu. Zaczęliśmy od strefy wystawców, mimo niedzieli, nadal był tam tłum ludzi, który odstraszył nas poprzedniego dnia. A do kupienia było tam wszystko- przypinki, kubki, figurki, plakaty, książki… długo by wymieniać. Poza dużymi wystawcami takimi jak Yatta.pl czy Egmont było też wiele osób sprzedających handmadeowe ubrania, czy ozdoby.
Tego dnia zajrzeliśmy też do stanowiska Manty, przy komiksach. Można było spróbować swoich sił w rysunku na tabletach graficznych. Dalej szybko zwiedziliśmy całe Fantasium Suburbium (wcześniej dotarliśmy jedynie do Wioski Naruto), gdzie było też m.in. Old Town (postapo) i Ennorath- Wioska Tolkienowska. Zajrzeliśmy jeszcze do strefy gier bez prądu, gdzie mimo zbliżającej się godziny zakończenia Pyrkonu, przy stolikach nadal było wielu graczy.
Opuszczenie Pyrkonu to zawsze przykra sprawa. Po tych kilku dniach w zupełnie innym świecie, wśród innych pasjonatów, trzeba wrócić do rzeczywistości. W tym roku cena biletów na imprezę poszła w górę (chyba o ok. 20zł, dodam, że dzieci do lat 6. wchodzą za darmo), nie można było narzekać na mniejszą ilość uczestników- nawet wręcz przeciwnie. Atrakcje były dla wszystkich, bez względu na to, czy wolą klimaty kosmosu, elfów, anime, czy może szukają czegoś dla siebie. Na chwilę można zapomnieć o całym świecie, poznać nowych ludzi z całej Polski (a niektórzy przyjeżdżają z innych krajów). Było kilka minusów, o których już wspomniałam, ale też kłopotliwa była zbyt duża ilość atrakcji jednocześnie. Z jednej strony dobrze, gdy wiele się dzieje, z drugiej, czasem ciężko się zdecydować, które wybrać. Mimo tych kilku „ale“ tegorocznego Pyrkonu, wszystkie nikną przy klimacie całości. Jeśli jeszcze nie byliście- warto pojechać i samemu sprawdzić. Organizatorzy dbają o bezpieczeństwo, są pomocni, dodatkowo było kilka punktów medycznych (chociaż przy takiej liczbie osób, wydaje mi się, że mogłoby być ich więcej), zawsze gdzieś w polu widzenia byli gżdacze również chętni do pomocy.
Czy na Pyrkon można jechać z dzieckiem? Jak najbardziej. Młody się świetnie bawił nie tylko w strefie dla dzieci, ze smutkiem opuściliśmy Pyrkon i myślę, że wrócimy za rok.
Zapraszamy także do zapoznania się z relacją od Mateusza:
Dodaj komentarz