Zaginięcie Ethana Cartera, nazywane też symulatorem chodzenia po lesie, to gra polskiego studia The Austronauts, która we wrześniu 2014 zadebiutowała na PC. W lipcu 2015 pojawiło się wydanie PlayStation 4, a 19 stycznia 2018 (!) Ethan pojawił się na konsoli Xbox One.
Wersja Xbox One jest od dnia premiery ulepszona dla Xbox One X oraz posiada tryb swobodnego spacerowania po mapie, bez morderstw i tajemnic w tle.
Fabuła
Pojawiamy się na końcu tunelu, stąpając po torach umieszczonych w środku lasu. Nasze zadanie jest proste: odnaleźć Ethana Cartera. Tytuł mówi nam o tym wprost i nie ma tu tajemnicy. Rozwikłanie tej sprawy będzie wymagało od nas cierpliwości i „nosa” do szukania wskazówek, które mogą być rozmieszczone dosłownie… wszędzie.
Nie ma przewodnika, który prowadziłby nas przez poszczególne etapy gry. Mamy tory, które mniej-więcej pokazują nam kierunek, który powinniśmy się poruszać, choć nie raz trzeba będzie zboczyć ze ścieżki.
Zbieramy szczątki notatek, rozwiązujemy zagadki i po nitce do kłębka, rozplątujemy historie powiązane z głównym wątkiem.
Są też na szczęście momenty bardziej logiczne i liniowe, gdy nie jesteśmy może prowadzeni za rączkę, ale przynajmniej wiemy, co mamy robić.
Rozgrywka
Już po kilku krokach natrafiamy na pułapki i poznajemy mechanizmy rządzące grą. Dowiadujemy się, że nasza postać ma „moce”, pozwalające jej wyczuwać historie stojące za elementami układanek. Często ujawnia nam to szczegóły dotyczące położenia wyczuwanego obiektu, a po dotarciu do zagadek ukazuje też szczegóły morderstw… Bo spotkamy ich na mapie kilka.
Grafika
Gra jest piękna. Mówię to z czystym sercem. Ogrywałam ją na FatOne, bo tak akurat wyszło, nie było więc HDR ani rozdzielczości 4K. Zaginięcie Ethana Cartera to najpiękniejsza gra, jaką widziałam. I nie przesadzam. Widoki są takie, że nie raz przemierzając karkonoskie lasy (bo inspiracją do miejsc były właśnie Karkonosze) po prostu staniecie na kupie kamieni i będziecie się rozglądać. Czy to w stronę zachodzącego słońca, czy na przepiękne góry w tle, przepiękną rwącą rzekę, czy co tam jeszcze Wam się spodoba. Bo wszystko jest dosłownie przepiękne. I pewnie jak będę już mieć XOX, to włączę tę grę tylko po to, by porobić jeszcze ładniejsze screeny, które służyć mi będą za jeszcze piękniejsze tapety.
Pośród tych pięknych scenerii zobaczymy też zwłoki, i nie mówię tu o kupce szmat, ale o pokrytych krwią „świeżych” zwłokach. W pierwszym z przypadków trafimy na odcięte nogi, a później krwawy ślad do miejsca, gdzie człowiek ten ostatecznie zmarł. Jest to „ostra” gra, nie w samym gameplay’u, ale właśnie w obrazach, na które przyjdzie nam patrzeć.
Muzyka i dźwięk
Bardzo klimatyczna, dodaje dodatkowego „smaku” całej tej mrocznej otoczce w wydawałoby się zwykłe jesienne popołudnie. Bo na dobrą sprawę, poza paroma drobnymi elementami, to nadal sielskie widoki, latające motyle i przebijające przez liście drzew nisko zawieszone słońce.
Zarówno polski jak i angielski dubbing brzmią bardzo dobrze. W polskiej wersji językowej co najmniej kilka głosów poznacie bez problemu.
Sterowanie
Nie ma ustawień. Poruszanie jest na analogach, wyczuwanie i akcje są pod A, a biega się wciskając RT. Reszta klawiszy leży i czeka. Ba, nawet skakania nie ma!
Ogólnie
Gra jest piękna. Powtórzę to pewnie jeszcze z kilka razy.
Robiłam do niej trzy podejścia. Jedno na komputerze, gdzieś w okolicach 2015 roku i dwa teraz, przed napisaniem tej recenzji. I wiecie czemu teraz dwa? Bo gra nie wybacza. Nie pozwala niczego przegapić i nie pozwoli Wam poznać historii dalszych miejsc zbrodni, dopóki nie rozwiążecie poprzednich. Nie dowiecie się o tym, że jesteście w ciemnej… Gra Wam nie powie, że coś nie działa, bo coś-tam. Zwątpicie w siebie dziesiątki razy, zabłądzicie w las, wrócicie się prawie na początek, do tunelu, szarpiąc włosy i myśląc – cholera, wychowywałem/am się na takich przygodówkach!
W tym momencie człowiek docenia, że agentka z Art of Murder nie opuszczała sceny, dopóki nie zrobiła wszystkiego, co wymagane do dalszej gry. I choć Ethan Carter nie opuszcza „scen”, bo gra ma otwarty świat bez ekranów ładowania (In your face Black Mirror!) to i tak gdzieś się powinno pojawić okienko mówiące „Hej! Łazisz już dwie godziny po lesie, a tę grę się da przejść w 90 minut. Idź pod takie drzewo i poszukaj kartki”. Nie ma żadnego systemu podpowiedzi, nawet takich, które znajdujesz w opcjach i trochę czujesz się winny, że pokonuje Cię gra. Nie ma! I bardzo tego brakuje.
Internet na szczęście dostarcza solucje, zarówno w formie wideo, jak i pisanej ze screenami, więc posiłkując się nimi, mogłam zrobić facepalm i trochę się przy okazji zirytować.
Historia w grze
Jest popieprzona. Naprawdę. Ale tak serio. O ile wiecie, demony i jakieś potępione dusze, tak jak Uśpiony, który jest antybohaterem tej historii, są w miarę normalne, zarówno w literaturze, filmach jak i grach. O tyle ten moment, gdy gonimy astronautę (tak wiem, pun twórców gry, studia Astronauts, ale no nadal) i wylatujemy w kosmos, w głowie robi się… dziwnie. Serio. Ale to znów ten moment, kiedy cała irytacja i zagubienie zastępują miejsca totalnemu oczarowaniu widokami.
Trudność…
No właśnie. Wspominałam już wcześniej, że sporo rzeczy nie jest jasnych. Później, gdy docieramy do domu z drzwiami-portalami jest jeszcze gorzej, a w kopalni to już naprawdę czarna magia (i z pięć zawałów w międzyczasie, bo „oo, a co to tam się tak świeci na żółto”).
Podsumowanie
Jeśli lubicie mroczne gry, ale mroczne fabularnie, a nie samym klimatem, to Zaginięcie Ethana Cartera jest pozycją konieczną. Jeśli jesteście przyzwyczajeni do gier jak Black Mirror (oczywiście pomijają loading screeny w nowym, których nigdy nie wybaczę), to jednak Ethan może okazać się za ciężki, trochę za dziwny i zbyt wolny, ale w kontekście otwartości. Po lesie, kopalni czy domach można się błąkać godzinami i nie wyolbrzymiam.
Problemem tej gry jest fakt, że świat jest otwarty, a rozgrywka bardzo liniowa. Na ten moment nie umiem powiedzieć, czy można tę grę przejść bez pomocy solucji – jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że nie. Zęby zjadłam na tego typu produkcjach, a co najmniej kilka razy nie wiedziałam, co ze sobą zrobić – bo i gra nie pomaga, ani ekwipunkiem, którego nie ma, ani dzienniczkiem, którego też nie ma…
I jasne, to jest gra na raz. Ale czego się można spodziewać, po grze tego gatunku? Gdy poznamy rozwiązanie historii, możemy ruszyć dalej ze swoim życiem, a przejście gry (bez solucji) to przygoda na kilka dobrych godzin.
Za grę dziękujemy wydawcy.
Dodaj komentarz