Jestem wielkim fanem Until Dawn. Kiedy dowiedziałem się, że na PSVR ukazało się Rush of Blood, musiałem zagrać. Czy było warto?
Już na wstępie moje gorące nadzieje zostały nieco ostudzone. Okazało się, że mam do czynienia nie ze standardowym horrorem, ale z produkcją z gatunku rail shooter. Oznacza to, że postać porusza się sama i nasze jedyne zadanie polega na zniszczeniu odpowiednich elementów na planszy. Brzmi słabo? Na szczęście Until Dawn: Rush of Blood takie nie jest. Ba, taka formuła działa na korzyść recenzowanego tytułu. Ale po kolei.
Fabuła łączy się z pewnymi wątkami z Until Dawn, jednak znajomość tej gry nie jest wymagana do bawienia się z Rush of Blood. Historia jest prowadzona na tyle umiejętnie, że ukończenie „podstawowej” gry sprawia jedynie, że dostrzegamy smaczki związane z wydarzeniami w wersji na PSVR. Naszego bezimiennego bohatera poznajemy w parku rozrywki (choć może bardziej pasowałoby określenie „parku strachu”). Przed nami znajduje się znany chyba każdemu mężczyzna, którego od razu kojarzy się z cyrkiem. Prowadzi nas przez całą grę, nie zdradzając jednak niemal niczego.
Muszę jednak przyznać, że jego animacje i nawet polski dubbing – którego jestem zazwyczaj zagorzałym przeciwnikiem – stoją na naprawdę wysokim poziomie. Po pewnym czasie okazuje się, że zostaliśmy poddani działaniu gazu. Wywołuje on u nas halucynacje, chwytamy broń w obie ręce i strzelamy do wszystkiego, co się rusza. Brzmi prosto? I takie jest w istocie, ale nie umniejsza to w żadnym stopniu zabawy płynącej z rozgrywki w Until Dawn: Rush of Blood.
Uruchamiając produkcję, możemy wybrać jeden z dwóch sposobów sterowania – za pomocą pada DualShock 4 lub dwóch kontrolerów PS Move. Od razu zaznaczam jednak, że jeśli nie macie ruchowych kontrolerów Sony, lepiej odpuśćcie sobie Until Dawn: Rush of Blood. Korzystając z pada, będziecie krzywdzili siebie i grę. Kontroler ten zupełnie nie oddaje emocji i przyjemności, jakie płyną z grania z użyciem Move’ów. Mając je w ręce poczucie immersji niesamowicie wzrasta.
Jak wspomniałem wcześniej, Rush of Blood to klasyczny „celowniczek”. Gramy w niego na siedząco i jedyne ruchy, jakie wykonujemy to rozglądanie się i celowanie trzymanymi w rękach broniami. Jednak to, co wydaje się proste w VR nabiera rumieńców.Na naszej trasie co rusz napotkamy obiekty, których musimy unikać – robimy to, wychylając odpowiednio głowę: w lewo, w prawo, w dół. Niesamowicie działa to na poczucie immersji. Dodajmy do tego niemal perfekcyjne śledzenie ruchu kontrolerów Move – naszych broni – a otrzymamy świat, w którym zatracamy się bez reszty.
Rozgrywka polega na strzelaniu do elementów oznaczonych tarczą i wyskakujących co i rusz przeciwników. Każdy celny strzał zwiększa poziom naszego mnożnika punktów, więc miłośnicy współzawodnictwa z pewnością będą mieli po co wracać do gry po jej ukończeniu. Na każdym etapie umiejscowione są specjalne znajdźki, których odnalezienie (nie wspominając o zestrzeleniu podczas jazdy) może nieraz sprawić niemały problem. Jest to jednak opcjonalne, więc nie poczytuję tego za wadę Until Dawn: Rush of Blood. Do naszej dyspozycji oddano nie za duży, ale wystarczający asortyment uzbrojenia (odblokowanego przez strzelenie w odpowiedniego koloru skrzynię). Mamy pistolety, strzelby, rewolwery, czy pistolety maszynowe. Niby niewiele, ale zdecydowanie wystarcza to do wprowadzenia odpowiedniego zróżnicowania.
Rush of Blood to horror, więc nie mogło obejść się bez elementów mających nas przestraszyć. VR naprawdę dodaje uroku tej grze. Mimo że większość „straszydeł” to zwykłe jump scary, to ujrzenie ich zaraz przed nami, w rzeczywistości wirtualnej, zdecydowanie potrafi sprawić, że nasze serce zacznie bić szybciej. Inne elementy mające wywołać lęk to oczywiście płacz dziecka, zniekształcone, oszpecone postaci, czy też gasnące nagle światło. Nie mogę jednak uznać tego za wadę, bo – bądźmy szczerzy – w Until Dawn na PS4 twórcy również posługiwali się kliszami gatunkowymi i, podobnie jak w Rush of Blood, pozwoliło to stworzyć charakterystyczny klimat.
Jeśli chodzi o sprawę wizualną, to jest naprawdę przyzwoicie. Postaci wyglądają odpowiednio dokładnie i, choć mogłyby nieraz być obdarzone lepszymi teksturami, oczy nie bolą od oglądania obiektów w grze. Udźwiękowienie również jest dobre – polski dubbing jest bardzo porządnie wykonany, a odgłosy wystrzałów brzmią soczyście i adekwatnie do tego, czego można się spodziewać po danych modelach broni.
Until Dawn: Rush of Blood to zdecydowanie produkcja godna uwagi i jedna z najlepszych gier dostępnych na PlayStation VR. Miesiące, jakie upłynęły od premiery ani trochę nie zaszkodziły tytułowi – dalej wciąga, a szybkie jazdy w dół wózkiem potrafią sprawić niekiedy, że żołądek przesuwa się nieco bliżej gardła. Jeśli miałbym jednym słowem określić recenzowany tytuł, na pewno byłaby to immersja. Szczerze polecam, nawet mimo tandetnego zakończenia. Rozgrywka skutecznie nadrabia fabularne niedoskonałości. Jeśli macie PS Move i PS VR, Until Dawn: Rush of Blood to pozycja obowiązkowa.
Dodaj komentarz