Adam Jensen kolejny raz pakuje się w problemy całego świata. Czy i tym razem, wzorem Buntu Ludzkości, uda mu się zwycięsko wyjść z prób losu? Dowiecie się tego z recenzji, do której to lektury zapraszam.
Naszego bohatera spotykamy po raz pierwszy w Dubaju, pełniącym rolę samouczka. Uczymy się tam skradania i pozbywania się oponentów, poznajemy podstawy mechaniki rozgrywki i uzyskujemy pogląd misji, jakie przyjdzie nam wykonywać. Już w samouczku nie obywa się bez celów dodatkowych, zadań pobocznych, eksploracji i hakowania, ale o tym wszystkim później. W Dubaju naszym zadaniem jest zabezpieczenie strony biorącej udział w handlu nielegalną bronią. Może się nam to oczywiście, typowo dla serii Deus Ex, nie udać, co będzie miało wpływ na tor, jakim potoczy się fabuła. Końcowe wydarzenia ze wspomnianego miejsca powodują, że Jensen przenosi się do Pragi, w której to ma zamiar dowiedzieć się, kto pociąga za sznurki. Oczywiście odpowiedź nie jest prosta i droga do celu jest kręta, z mnóstwem rozgałęzień.
Zarys fabularny Deus Ex: Mankind Divided wygląda tak, jak opisałem to w powyższym akapicie. Warto także wiedzieć (uprzedzam, że będzie to spoiler z Buntu Ludzkości, Rozłam Ludzkości jest bowiem kontynuacją pierwszych perypetii naszego byłego agenta SWAT), że Praga nie jest idyllicznym miejscem, bynajmniej. Wirus, jaki został wypuszczony na świat sprawia, że druciarze (osoby, które zmodyfikowały swe ciała, dodając do nich wszczepy) mogą ni z tego, ni z owego przeistoczyć się w oszalałe maszyny do zabijania i szerzyć zniszczenie. Dlatego też władze stolicy Republiki Czeskiej wydzieliły wszędzie strefy poruszania się zwykłych obywateli i wzmocnionych. Co i rusz na ulicach widzimy przeszukiwanie druciarzy, kontrole policyjne i sprawdzanie dokumentów umożliwiających poruszanie się po określonych sekcjach miasta. Poczucie zaszczucia i egzystowania na skraju rewolucji jest niesamowicie silne w dziele Square Enix. O ile Bunt Ludzkości cechował się typowo cyber-punkową wizją świata przedstawionego, o tyle w Rozłamie Ludzkości można zauważyć mariaż cyber-punku, post-apokalipsy i wydarzeń ze współczesnego świata – obcując z recenzowaną produkcją, trudno oprzeć się analogiom do sytuacji z uchodźcami.
Deus Ex: Rozłam Ludzkości jest, jak zwykle w serii, szalenie rozbudowaną grą. Na rozgrywkę składa się wiele czynników, które postaram się z grubsza przybliżyć.
Podstawowym jest poruszanie. Jensen jest w stanie wspinać się na przeszkody terenowe (które może sam układać, tworząc środowiskowe schody), przekradać się we włazach wentylacyjnych, opadać z wysokości bez odnoszenia obrażeń (po wykupieniu stosownego wszczepu), czy też skakać na wyższe niż normalnie wysokości (co również wymaga rozwinięcia). Animacje towarzyszące każdemu ruchowi są przy tym tak naturalne, że w DE:MD nie gra się. W tytule po prostu jest się Jensenem.
W świecie często napotkamy na przeciwników. Możemy pozbyć się ich, jak uznamy za stosowne. Wolisz przekradać się za plecami oponentów, nokautując ich jedynie w ostateczności? Śmiało, nic nie stoi na przeszkodzie. Preferujesz bardziej bezpośrednie rozwiązania? W takim razie masz do dyspozycji kilka rodzajów karabinów, granatów, pistoletów i amunicji. Broń dodatkowo można także ulepszać i montować w niej różnego rodzaju udogodnienia, takie jak celowniki, tłumiki, czy amunicję przeciwpancerną lub EMP. Od wyboru do koloru. Warto zaznaczyć, że w zasadzie nie ma różnicy, które podejście uznasz za lepsze – nie ma już większych różnic z ilości przyznawanych punktów doświadczenia w zależności od nastawienia do oponentów. Tym razem osoby traktujące Deus Ex jako pierwszoosobową strzelankę dostają niemal tyle samo punktów, ile duchy.
W świecie cyber-punku nie mogło zabraknąć hakowania. Na naszej drodze bardzo często staną terminale. Możemy włamać się do nich na dwa sposoby. Pierwszym z nich jest wykorzystanie urządzenia do automatycznego hakowania, zwanego omnikluczem (możemy je tworzyć, podobnie jak na przykład biobaterie). Jednakże ciekawszym (o ile na włamanie pomaga nasza wyuczona zdolność hakowania) rozwiązaniem jest siłowe przejście urządzenia. Jeśli nie znaleźliśmy nigdzie hasła, możemy zhakować zabezpieczenia. Naszym oczom ukazuje się wtedy prosta minigierka, polegająca na przechwytywaniu węzłów. Każdy z nich, w zależności od poziomu (od 0 do 5), niesie ze sobą ryzyko wykrycia naszych prób przez zapory sieciowe. Wtedy musimy się spieszyć, zanim licznik wskaże 0 sekund, co przełącza urządzenie na pewien czas w tryb blokady bezpieczeństwa, a nierzadko wywołuje także alarm. Możemy nieco ułatwić sobie hakowanie, stosując programy wstrzymujące licznik (Stop-Robak), czy między innymi Maskowanie, uniemożliwiające wykrycie przejmowania następnego węzła. Nie da się jednak zaprzeczyć faktowi, że podejmowanie prób kontrolowania wysoko-poziomowego interfejsu bywa bardzo trudne.
Deus Ex: Rozłam Ludzkości nie byłby produkcją należącą do gatunku cRPG, gdyby nie rozwój postaci. Za zdobywane poziomy doświadczenia otrzymujemy zestawy Praxis (możemy je także znaleźć w świecie, aczkolwiek są to bardzo rzadkie elementy). Te z kolei możemy wydać na wszczepy dla Jensena. W Mankind Divided występują także wszczepy eksperymentalne. Cechują się one tym, że może działać tylko jeden z nich jednocześnie, bowiem większa ilość aktywnych rozwinięć doprowadza do przeciążenia systemu. Rozwinięciami prototypowymi jest na przykład ładunek Tesli, rażący przeciwników prądem i ogłuszający oponentów. Jest nim także skóra ochronna Nosorożec, zwiększająca odporność na obrażenia, Jest ich o wiele więcej, ale nie zamierzam psuć Wam zabawy z ich odkrywania. Pozostają także oczywiście klasyczne wszczepy – szklana powłoka (niewidzialność), zwiększenie siły, oddycharka (umożliwiająca oddychanie wśród szkodliwego gazu), czy wyostrzenie wzroku, umożliwiające zauważenie przeciwników przez ściany. Naprawdę jest na co wydawać ciężko zarobione zestawy Praxis.
Nowością względem poprzedniej części jest podejście do bossów. W Buncie Ludzkości musieliśmy czasem stoczyć walkę z hersztem. Nie znaczy to, że niezbędne było zabicie bossa, ale nie było wyboru – trzeba było wziąć udział w starciu. Zapomnijcie o tym, uruchamiając Mankind Divided! Tę odsłonę można ukończyć, nie walcząc z ani jednym bossem – każdego z nich możemy przegadać i odwieść od walki. Dla mnie, jako dla fana skradankowego przechodzenia gry, jest to ogromny plus.
W recenzowanej odsłonie występuje także osobny tryb, zwany Breach. Umożliwia on wcielenie się w hakerów, pragnących zdobyć, za pomocą awatarów wirtualnej rzeczywistości, danych korporacji rządzących światem. Gameplayowo nie odbiega zbytnio od głównej gry, aczkolwiek rozgrywka jest uproszczona. Całość polega na zdobywaniu sektorów pamięci, aby pozyskać dane demaskujące wielkie konglomeraty z całego świata. Kierując postacią, złożoną z bloków danych, staramy się włamać do danego sektora, zdobyć określoną ilość terabajtów danych i uciec zanim na serwer zostanie nałożona blokada bezpieczeństwa. Breach jest prostą i przyjemną odskocznią od głównej gry, aczkolwiek nie spędziłem w nim dziesiątek godzin, bo jest to zwyczajnie zbyt prosty tryb.
Jeśli chodzi o warstwę dźwiękowo-wizualną, jest niestety nierówno. O ile graficznie na ogół nie ma się do czego przyczepić, a dźwięki broni są bardzo dobre i realistyczne, o tyle muzyce brak wyraźnego brzmienia, tak charakterystycznego dla Buntu Ludzkości. Głosy postaci i grane role nadal są na bardzo wysokim poziomie, jednakże muzyka została nieco zignorowana.
Podsumowując jednak, Deus Ex: Rozłam Ludzkości to produkcja szalenie udana. Nie pozwalała mi się od niej oderwać, zasypiając, myślałem, że obudzę się i pogram. Będąc w pracy już miałem w planach powrót do domu i włączenie konsoli. Deus Ex stał się moim życiem. Może i nieprzyjaznym, może i nieco depresyjnym, ponurym, ale ogromnie klimatycznym i wciągającym z brakiem jednoznacznie określonego stylu rozgrywki. Deus Ex: Rozłam Ludzkości jest grą niemal idealną. Polecam z całego serca.
Ocena portalu: 9.0/10
Dziękuję firmie Cenega za dostarczenie kodu recenzenckiego
Dodaj komentarz