Studio Telltale Games podchodzi po raz pierwszy do przygód Mrocznego Rycerza. Czy jest to udana próba? Zapraszam do lektury recenzji, z której dowiecie się, czy warto wcielić się w Batmana.
Tytułem wstępu należy wspomnieć, że Batman: The Telltale Series po raz pierwszy korzysta z funkcjonalności nazwanej Crowd Play. Polega ona na tym, że podczas gry (jeśli oczywiście zaznaczymy tę opcję w menu) przy podejmowaniu decyzji będziemy widzieć wskaźnik procentowy. Będzie on oznaczał, jak rozkładały się wybory osób, które już mają za sobą dany etap. Można nawet wybrać, by gra sama wybierała najczęstszą opcję, aczkolwiek nic nie stoi na przeszkodzie, by samemu podjąć ostateczną decyzję. W moim odczuciu jest to niepotrzebny element, ale w żaden sposób nie psuje odbioru całości, więc nie ma wpływu na ostateczną notę, jaką wystawię najnowszym przygodom Batmana.
Sama rozgrywka powiela znane i cenione schematy z poprzednich tytułów Amerykanów, dodając jednak również nowe rozwiązania. Nie da się ukryć, że recenzowana produkcja to dzieło głównie „gadane” – lwia część czasu, jaki spędzicie z grą poświęcona jest rozmowom i wybieraniu kwestii dialogowych. Muszę tu jednocześnie pochwalić Telltale Games za zachowanie klimatu komiksowego pierwowzoru. Gordon, Batman, Alfred, Vicky Vale, Jack Ryder – każda z pojawiających się postaci brzmi i zachowuje się wiarygodnie i zgodnie z tym, czego można się po nich spodziewać.
Wzorem poprzednich części, i tu czasem przyjdzie nam spędzić kilka minut na przemierzaniu zamkniętych lokacji i szukaniu poszlak – w końcu Batman to największy detektyw świata. Wyraz temu daje także umieszczenie śledztw. Na miejscu zbrodni badamy pozostałości po przestępstwie i łączymy ze sobą pary faktów, by wydedukować, co zaszło. Poziom trudności tych sekwencji został na tyle umiejętnie dopasowany, że nie są trywialnie łatwe, ale i nie sprawiają większych problemów. Złoty środek zdecydowanie został osiągnięty.
Nieodzowną częścią gier tworzonych przez studio z Kalifornii są walki. W The Walking Dead było ich mało, w The Wolf Among Us już więcej, a w recenzowanym tytule jest ich zdecydowanie najwięcej z serii. Nie ma się czemu dziwić – Zamaskowany Mściciel to przecież wyszkolony wojownik, który często był zmuszony do toczenia starć. Cieszy tutaj to, że nie zapomniano także o cichym podchodzeniu do przeciwników i przesłuchiwaniach. Co jakiś czas mamy możliwość wyboru, w jaki sposób pozbyć się oponenta – czy rzucić go na stół, zaatakować z góry, z boku. Może to nie mieć wielkiego wpływu na fabułę, ale odczuwałem satysfakcję z zachowania w jeden sposób, który ja wybrałem, który nie został z góry narzucony.
Jeśli chodzi o kwestie wizualno-dźwiękowe, to nie ma się do czego przyczepić. Postaci brzmią bardzo dobrze (o dziwo głosu głównemu bohaterowi nie podkłada Kevin Conroy, znany z animacji, a Troy Baker, który jednak sprawdza się idealnie), muzyka jest przyjemna i stosowana do wydarzeń i nie ma zbędnych, czy nadmiarowych dźwięków. Co do warstwy graficznej, to na próżno spodziewać się po niej jakichś wodotrysków, feerii barw, czy miliona shaderów. Jest ona na bardzo wysokim poziomie w ramach przyjętej konwencji i stylistyki oraz komiksowego rodowodu.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, byłaby to długość gry. Zdaję sobie sprawę, że to jedynie pierwszy odcinek (szalenie wciągający i cechujący się dobrą fabułą, której poznawania nie będę wam psuł), ale półtorej godziny pozostawia niedosyt. Półtorej godziny, które bez wątpienia warto zagospodarować i spędzić z produkcją od Telltale. Fani Batmana będą zachwyceni. Nie mogę się doczekać drugiego odcinka, który bez wątpienia zrecenzuję.
Ocena portalu: 8.5
Dziękuję firmie Telltale Games za dostarczenie przepustki sieciowej
Dodaj komentarz