Ostatnio znów odpaliłem Rocket League. Może nie wciąga mnie na setki godzin jak Destiny, ale ostatnia wizyta na serwerach uświadomiła mi znacznie więcej.
Regularne aktualizacje
To chyba podstawowa zasada multiplayera. Dodana zawartość nie jest nawet aż tak istotna, bo przypomina nam o dawnych, dobrych czasach spędzonych w grze ze znajomymi. Czytamy newsa o nadchodzącym trybie mutatorów. Poczekałem, zainteresowałem się, pograłem maksymalnie dwa razy. Zupełnie nie dla nie. Nie wyłączyłem jednak gry. Zmieniłem tryb, wróciłem do gier rankingowych i znów zapragnąłem zyskać sławę i kobiety, zostając profesjonalnym graczem Rocket League.
Czasami dodają wspaniałego DeLoreana, a innym razem średnio użyteczne samochody. Nieważne co następnym razem wpadnie w nasze ręce przy okazji kolejnego patcha. Ważne, że gracze znów usłyszą i wrócą do gry.
Spójrzcie na ten teaser
To jest zwiastun dodatku do gry, w której trzeba strzelić piłką do bramki za pomocą zdalnie sterowanego samochodziku. Doskonały przykład, który obrazuje, jak dużo można wyciągnąć z nowej mapy i dwóch nowych aut. Muzyka, klimat, przykucie uwagi do detali… Świetna robota.
Szybki dostęp do gier rankingowych
Niedawny błąd (spowodowany niestety innymi czynnikami) Valve w Counter Strike’u i jednocześnie duża zaleta gry Psyonix. Cyferki. „Włącz już te rankedy” to najczęściej powtarzane przeze mnie słowa w kierunku Konrada, z którym zazwyczaj gramy w Rocketa. W końcu te normalne mecze są tylko dla rozgrzewki. Każdy z nas chce walczyć o punkty, a jeżeli nam się tak zamarzy, możemy zacząć przegrywać nawet w pierwszej godzinie naszej przygody z tym tytułem. Nie musimy wbijać dziesiątego poziomu czy męczyć się w trybie dla jednego gracza. Ograniczenie z jednej strony buduje motywację, ale z drugiej może zrobić wiele złego. Tutaj w moim odczuciu zabiłoby przyjemność dla mniej hardcore’owych zawodników.
Easy to learn, hard to master
Doskonale widoczne na wspomnianym przed chwilą trybie rankingowym. Strzel w bramkę przeciwnika. Brzmi banalnie. Gaz jest pod L2, analogiem skręcasz, czasem zbierzesz dopalacz… Możesz podskoczyć, zrobić salto i łatwiej uderzysz piłkę. Dalej nie ma w tym głębszej logiki, prawda? Swobodnie jeździsz sobie po mapach, czasem uda ci się wbić bramkę, a potem ludzie zaczynają latać. Drugie dno i główny powód, dla którego Rocket League staje się grą skillową, wymagającą na najwyższym poziomie równie dużego nakładu pracy co pozornie wielka konkurencja z PC. Kontrolowanie samochodu w powietrzu za pomocą umiejętnego wykorzystania dopalacza to czarna magia. Tymczasem kiedy do pada dorywają się profesjonalni zawodnicy, samochód lata płynnie jak w symulatorach.
Dodaj komentarz