Mam dla Was tydzień z WGW. Oprócz szczegółowych wrażeń i opinii reszty Redakcji, postanowiłem pokazać całą imprezę również ze swojej perspektywy. Szykuję krótką serię, która ma zaprezentować różne spojrzenia na warszawską imprezę.
WGW to dla mnie impreza wielkich zaskoczeń. Jeżeli ktoś słucha podcastu, to wie, jakie było moje podejście do WGW. Mieliśmy spotkać się w większym gronie, ale od samej imprezy nie oczekiwałem praktycznie nic. Tymczasem przypadkiem wpadłem na krótkie pokazy nadchodzących hitów. Mała sala, ciemność, duży telewizor i kilka osób mówiących do mikrofonu… Wiedziałem, że zobaczę trailer sprzed miesiąca czy dwóch, ale grywalny fragment robił swoje. Horizon może nie różniło się w moim odczuciu wiele od poprzednich materiałów, jednak dzięki prezentacji Uncharted przekonałem się do czwartej odsłony. Dopiero widząc całość na żywo, zrozumiałem graficzne ekscytacje i dostrzegłem bardzo kuszący gameplay.
Zaskoczenia bywają też niestety negatywne. Mowa w tym przypadku głównie o oczekiwaniach graficznych. Zaczęło się od nowego Tomb Raidera, a skończyło na The Division. Oba tytuły brzydkie jak noc. Pierwszy „pacjent” to ładna Lara i koszmarne tekstury. Pojedyncze filmowe scenki, kiedy schylamy się pod jakąś przeszkodą, wyglądają ciekawie, ale jeżeli podejść już kilka kroków bliżej, to załamujemy ręce. Na szczęście ogółu broni gameplay, który zdaje się nie różnić wiele od poprzedników, co mnie osobiście zachęca. The Division z kolei jako jedyne zniechęciło mnie do siebie swoją prezentacją. Wrzucono nas do walki, nie mówiąc słowa o celu gry, a koniec nadszedł zupełnie niespodziewanie. Przeciwnik potrzebuje dwóch magazynków władowanych w głowę, żeby ostatecznie skapitulować. Całość sprawia wrażenie bardzo chaotycznego.
Najmilszym wspomnieniem jest zdecydowanie Ratchet & Clank. Grałem trochę na Vicie i wiem, jak relaksujące są te gry, ale nie spodziewałem się, że grywalne demo nadchodzącej części sprawi mi tak dużo przyjemności. Różnorodność broni, ciekawe użycie elementów otoczenia, świetna, kolorowa grafika… Jestem na tak.
Wreszcie punkt programu, którego twórcy nie mogli przewidzieć, ale mogli się spodziewać. Klimat. Nawet sobotnie kolejki i tłumy dzieci czekających na Izaka postrzegam jako duży plus. Całe to wędrowanie między stoiskami, spotykanie znajomych twarzy, rozmawianie z twórcami… Dla takich rzeczy warto raz na jakiś czas wstać od konsoli i wejść między ludzi. Bowiem mimo pozornie dużej hali, czy imponującej strefy PlayStation, czujesz się jak u siebie w domu.
Dodaj komentarz