Z końcem września przychodzi ten piękny moment, kiedy na rynek trafia kolejna Fifa. Większość spodziewa się wyłącznie piękniejszego Messiego, a ci bardziej doświadczeni liczą na ulepszenie samej rozgrywki. Tym razem EA wymaga od swoich fanów częstego używania mózgu…
Zacznę od trybu offline, który można zgrabnie opisać w jednym zdaniu. Niewiele się zmieniło. Twórcy pokładają coraz mniejsze nadzieje w grze z komputerem. Inteligencja SI zmieniła się wraz z gameplayem, ale oprócz kilku nieistotnych, nowych turniejów w trybie menedżerskim, przyciągnąć może nas wyłącznie znudzenie. Możemy oczywiście pograć kobietami, ale te wielkie rozgrywki hucznie ogłaszane przez EA zostały wrzucone gdzieś w prawy dolny róg jednej z zakładek. Pozostaje więc poznać nową Fifę, pobawić się online i dopiero potem ewentualnie angielskim trzecioligowcem podbijać Ligę Mistrzów.
Najwięksi fani wiedzą, że najbardziej istotnym aspektem Fify jest jej mechanika. Pisałem o tym w swoim krótkim felietonie, co krótko opiszę w tym akapicie. Mamy do czynienia ze sporą zmianą względem poprzedniej odsłony. Tak jak zaznaczyłem na samym początku, gra wymaga od nas coraz więcej myślenia. Po raz pierwszy od zarania dziejów, zwycięzcą zostanie ten, który opanuje środek pola i wykorzysta swoją przewagę, żeby kilkoma celnymi podaniami dotrzeć do bramki. Podkreśla to nawet nowy rodzaj mocnego wbicia piłki pod bramkę przeciwnika dostępny po wciśnięciu kombinacji R1 oraz X. W tym przekonaniu utwierdza również Ultimate Team, gdzie nie możemy już kupować losowych pomocników, patrząc wyłącznie na ich zgranie. Nagle znaczenia zaczyna nabierać statystyka „passing”. Jedynym problemem aktualnej „mety” są stale irytujące strzały z dystansu. Poprzednio można było łatwo strzelać za kołnierz bramkarza, a teraz przycisk odpowiedzialny za podkręcanie piłki stał się tym, z którego nie warto zdejmować palca.
Tryby online doczekały się tak naprawdę dwóch znaczących ulepszeń. Sezony współpracy, wirtualne kluby, mecze towarzyskie online… Bez zmian. Moje ukochane sezony przechodzą za to delikatną renowację. Co prawda został ten stary tryb znany z poprzednich odsłon, ale pojawił się też coroczny turniej Fifa Interactive World Cup (FIWC), którego zadaniem jest wyłonienie najlepszego gracza na świecie. 90 meczów miesięcznie, oddzielny matchmaking i regularnie prowadzone rankingi. Zakładka „Turniej Live” może sprawić, że ludzie nie będą spędzali całego czasu, zbierając monetki na swój nowy skład. Skoro o tym mowa, Ultimate Team dostał Draft. Obok samej mechaniki jest to zdecydowanie najbardziej pozytywna zmiana. W tym trybie mamy za zadanie stworzyć skład z losowo pojawiających się na danej pozycji zawodników i wygrywanie nim meczy. Wyprzedzając narzekania malkontentów, w większości przypadków są to gracze na światowym poziomie. Prędzej spotka Was więc dylemat na poziomie Hazard czy Ronaldo niż wrzucanie pomocników na pozycje skrzydłowych.
Reszta gry idzie po prostu w tym samym kierunku. Graficznie nie mamy do czynienia z wielkimi rewolucjami, ale przecież do tej pory była taka jedna. Zawodnicy wyglądają podobnie, powtórki robią się jeszcze bardziej szczegółowe, animacje robią się coraz bardziej zaawansowane, a nasz polski komentarz dalej nadaje się do wyciszenia. Szpakowski z Laskowskim nagrali wszystko od początku. Wyleciały te głupie komentarze w stylu lecącej wolno muchy albo masakracji. W miejsce tego wskoczyły niedociągnięcia. Największy problem dalej stanowi połączenie ze sobą kilku sekwencji i odniesienie ich do sytuacji na boisku.
Tak czy siak, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to jest dobra Fifa. Po wprowadzeniu całego Ultimate Team nie spodziewałem się kroku w tę odpowiednią stronę, ale to się jednak stało. Sama „baza” gry dalej nie ulega zmianie. Dalej w menu gra dobra muzyka, tryb offline niczym do siebie nie zachęca i głównym źródłem rozrywki są tu FUT i sezony… Jednak aktualna mechanika daje nam nadzieję, że dalej może być nawet lepiej.
Dodaj komentarz