Konrad jest moją redakcyjną muzą.
Przez tę brodę brakuje mu niestety trochę kobiecości i licznych koleżanek od pozostałych dziedzin, ale nie narzekam. Nie o tym będzie jednak dzisiejszy artykuł. W całym swoim zmartwieniu o brak moich felietonów Konrad podrzucił mi tekst podsumowujący wypowiedź Kimmela o YouTube Gaming. Mój osobisty konik.
Jimmy Kimmel to ten z The Tonight Show, gdzie zaprasza gwiazdy Hollywood i wspólnie biorą udział w różnych wyzwaniach. Jest całkiem śmieszny. Lubię jego program ze względu na pokazywanie drugiej twarzy moich ulubionych aktorów, ale nic poza tym. Niedawno na rynek platform streamingowych wkroczył nowy zawodnik – YouTube Gaming. Przez moment zrobiło się na tyle głośno, że nawet osoby pozornie niezwiązane miały okazję się wypowiedzieć.
W dużym skrócie, Kimmel powiedział, że nie ma żadnego sensu w oglądaniu ludzi grających w gry. Porównał to do pójścia do restauracji i wzięcia kogoś, kto zje dania za ciebie. Na koniec kazał fanom gier po prostu w nie grać. Pomijam całkowicie ignorancję, jaką się wykazał podczas swojej wypowiedzi, ale tego słowami Wam nie opiszę. Wrzućcie sobie w YouTube odpowiednie hasło, na pewno odnajdziecie film z tysiącami przeklinających w komentarzach pokrzywdzonych internautów. Ja dzisiaj płakać jednak nie będę. Powiem krótko, dlaczego Kimmel może sobie wsadzić swoją opinię tam, gdzie światło nie dochodzi.
E-sport
Mogliście się przekonać na którymś z ostatnich odcinków podcastu, że trochę się na tym znam. Na Twitterze robię z okazji każdego meczu porządny spam, a całe środowisko śledzę już od mniej więcej dwóch lat. Podejrzewam, że szanowny Jimmy o istnieniu e-sportu nawet nie wiedział. Aktualnie są to największe kanały na wszelkich platformach. Nie muszę też tego za bardzo argumentować. Gracze powoli stają się celebrytami, wchodzą na rynek coraz większe pieniądze, a i sami gracze są w stanie się czegoś nauczyć od najlepszych.
„I tak w to nie zagram”
Ostatnie badania Steam pokazywały, że użytkownicy tej platformy mają naprawdę marne komputery i na nich właśnie grają. Oni stanowią to liczne grono, które często mam przyjemność spotykać na czatach Twitcha. „Nie stać mnie teraz na ulepszenie komputera”, „Nie znajdę pieniędzy na kolejny tytuł”, „Poczekam, aż stanieje”… Siadają sobie wygodnie, odpalają stream odpowiedniego użytkownika i patrzą, co wyprawia, momentami przeżywając grę razem z nim.
Oglądam show, a nie playthrough
To jest najważniejszy punkt dzisiejszego wywodu. Spędzam na Twitchu naprawdę dużo czasu. Czasami nawet więcej niż na YouTube. Gram sobie w nowy sezon Diablo albo World of Warcraft, a na drugim laptopie włączam stream kogoś, kogo przyjemnie mi się słucha. Czasem gra w coś zupełnie mi nieznanego, czasem w coś, co już dawno skończyłem. Znam go jednak na tyle dobrze, doceniam jego dowcip i umiejętności sprzedawania własnej osoby. Nie interesuje mnie za bardzo czy gra w symulator kozy czy Far Cry 4. Twitch bardzo łatwo zastępuje telewizję.
Prawda jest taka, że podobnymi argumentami można podważyć istnienie każdej instytucji. Nawet The Tonight Show Jimmy’ego Kimmela. Powodów na popularność platform streamingowych jest mnóstwo. Niektórzy ludzie na czacie szukają znajomych do wspólnej gry, inni wkręcają się w fajne community, będąc po prostu widzem danej osoby, a kolejni po prostu potrzebują oglądać coś do śniadania.
Dodaj komentarz