Kolejny raz wcielamy się w postać gadającego goblina. Czy i tym razem perypetie Styxa wciągają i oferują wspaniały klimat? Sprawdźmy.
Styx: Shards of Darkness należy do gatunku skradanek. Jednak jest coś, co odróżnia tę produkcję od tytułów takich jak seria Splinter Cell, czy Dishonored. Jest to puryzm rozgrywki. Zapomnijcie o kontekstowych akcjach takich jak skok, czy zwisanie z krawędzi. Skacze się kiedy tylko się chce i to tylko od naszego wyczucia odległości zależy, czy dotrzemy odpowiednio daleko. Nie ma też co liczyć
na ułatwienia w postaci sięgania do brzegu platformy z minimalnie źle przewidzianego dystansu. Tu źle wymierzony skok oznacza bolesną podróż w dół. Nie uznaję tego bynajmniej za wadę recenzowanej gry. Jest to jej ogromny plus i sprawia, że wszelkie działania inne niż typowo skryte mogą nieść ze sobą wielkie niebezpieczeństwo.
Eksploracji nie ułatwiają Styxowi także przeciwnicy. Wystarczy, że zgasimy płomień pochodni, by – przynajmniej na wyższych poziomach trudności – momentalnie zainteresowali się miejscem. Nie da się jednak ukryć, że w ogólnym rozrachunku ich SI pozostawia wiele do życzenia. Co prawda potrącenie krzesła, czy dzbanka natychmiast zwiększa ich stopień zaniepokojenia, ale nie jest żadną sztuką wyprowadzenie ich w pole. Tu i ówdzie porozstawiane są stoły, pod którymi możemy się przemieszczać i skrzynie, czy beczki, do których możemy wchodzić. Oczywiście, jeśli przeciwnik będzie nas widział jak wchodzimy do danego obiektu, przeszuka go i nierzadko wyciągnie z niego i zabije. Jednakże bardzo łatwo jest uniknąć poszukiwań.
Tym bardziej, że jest czym tego dokonywać. Do dyspozycji naszego goblina zostało oddanych sporo narzędzi i umiejętności. Możemy tworzyć klona, by odwrócić uwagę przeciwników lub spróbować dostać się w pozornie niedostępne miejsca. Możemy rzucać szklanymi butelkami, by odciągnąć nieprzyjaciół w odosobnione tereny i ominąć ich lub zabić. Nic nie stoi także na przeszkodzie, by czasowo włączyć sobie niewidzialność i przekraść się tuż pod nosem strażników. Zróżnicowanie metod radzenia sobie z problemami jest jedną z największych zalet Styx: Shards of Darkness.
Podobnie jak niesamowity klimat. Świat mrocznego fantasy, w jakim toczy się akcja, pełen jest urokliwych zakątków, barwnych targów, ale i mrocznych i zdradzieckich zaułków czy ponurych, posępnych budowli. Wszystkie te elementy łączy przy tym tak spójna estetyka, że nie sposób odmówić przedstawionemu światu pewnego rodzaju magii. Pozytywnych wrażeń dopełnia humor wylewający się z produkcji. Często Styx zabawnie, acz dosadnie komentuje nasze fiaska, drwiąc z nas. Podczas rozgrywki natkniemy się także na mnóstwo easter eggów. Nie brakuje odniesień do takich gier jak Assassin’s Creed, czy God of War, przy czym są to odwołania subtelne i nienachalne.
Nowością w drugiej części przygód Styxa jest wprowadzenie systemu wytwarzania przedmiotów. Podczas naszej podróży będziemy znajdywali surowce. Możemy je później przeznaczyć na tworzenie przydatnych w przygodzie Styxa rzeczy – wytrychów, napojów życia i żywicy (swojego rodzaju „many”), kwasowych pułapek, strzałek i tak dalej. Naprawdę jest co budować.
Kolejnym nowym elementem jest tryb współpracy. Wykonując misje możemy wejść do menu i włączyć kooperację. Dostosuje ona naszą postać tak, by jej umiejętności pokrywały się ze zdolnościami kompana. Muszę jednak zauważyć, że dołączanie i tworzenie do sesji pozostawia nieco do życzenia. Jest bowiem często niewykonalne. Szukanie rozgrywki jest na pewno składową, którą należy poprawić.
Nie zmienia to jednak faktu, że Styx: Shards of Darkness to bardzo udana produkcja. Dobra warstwa wizualna, spójna i klimatyczna wizja świata to tylko niektóre z plusów. Jeśli jesteście skradankowymi purystami, którym nie przeszkadza dyskusyjne SI, Styx to produkcja godna sprawdzenia. Polecam.
Ocena portalu: 8.0
Dziękujemy firmie CDP za dostarczenie kodu recenzenckiego.
Dodaj komentarz