Street Fighter V to kolejna odsłona z zapoczątkowanej przez Capcom w 1987 roku serii bijatyk. Czy nadal potrafi bawić? Dowiecie się tego z recenzji.
Street Fighter V oddaje graczom do dyspozycji 16 wojowników, z czego 4 – Necalli, Rashid, Laura i F.A.N.G – pojawiają się po raz pierwszy. Necalli swoim wyglądem morze kojarzyć się z aztecką wersją King-Konga, Rashid ma z pewnością arabskie korzenie, Laura pochodzi z Brazylii, natomiast F.A.N.G. jest magikiem niewiadomego pochodzenia. Jak widać, rozpiętość etniczna jest dość szeroka, więc każdy powinien znaleźć kogoś dla siebie. Jeśli jednak nie przypadły Wam do gustu, zawsze pozostaje 12 poprzednio istniejących w serii wojowników – Ryu, Chun-Li, Nashi, M. Bison, Cammy, Birdie, Ken, Vega, R. Mika, Karin, Zangief, Dhalsim, Alex, Guile, Balrog, Ibuki, Juri i Urien.
Tegoroczna część oferuje 5 głównych trybów gry – trening, przetrwanie, versus, grę sieciową oraz historię. O ile pierwszy z nich wydaje się oczywisty, o tyle następnym warto poświęcić nieco miejsca. Przetrwanie umożliwia wcielenie się w dowolnego bohatera i ma na celu ukończenie kilkudziesięciu coraz bardziej wymagających walk. Możemy tu ustawić jeden z czterech poziomów trudności (od łatwego do piekielnego), a po zakończonej rundzie spróbować ponownie lub wykupić ulepszenie. Z rundy na rundę przenosi się końcowy poziom zdrowia naszego wojownika, więc (gdy nie będziemy już mieli możliwości nabycia lekkiego przywrócenia zdrowia, kosztującego zdobyte punkty) w pewnym momencie starcia mogą sprawić spore wyzwanie, zwłaszcza na ostatnim poziomie trudności. Warto jednak przetrwać,
ukończenie wszystkich etapów odblokowuje nowy strój.
W kolejnym trybie, versus, mierzymy się z żywym przeciwnikiem. Jest to idealny sposób prowadzenia rozgrywki dla spotkań ze znajomymi i przyznaję, że niemałej rozrywki dostarczało mi walczenie z moją drugą połówką – potwierdza to tezę, że bijatyki są stworzone do grania ze znajomymi. Co jednak robić, gdy nie posiadamy takowych? Wtedy pozostaje oczywiście rozgrywka sieciowa, a więc mecze rankingowe i zwykłe. Warto jednak grać w te pierwsze – zwiększają one naszą rangę (zgodnie z nazwą) i sprawiają, że toczymy pojedynki z coraz to trudniejszymi żywymi oponentami. System dobierania gier nie sprawiał problemów na moim 4 Mb/s łączu, natomiast okazjonalnie występowały drobne spadki liczby klatek na sekundę. Jest to więc tryb dobrze wykonany, aczkolwiek należałoby go poddać drobnym szlifom.
Ostatnim trybem jest fabularny. Przedstawia on historię każdej z 16 dostępnych postaci, jednakże nie mogę powiedzieć, by mnie one porwały – ot, stanowią coś, co twórcy uważali za obowiązkowe do zaimplementowania. Wrażenia dopełniają liczby starć, które należy wygrać. Maksymalnie jest to 5 walk dla jednej postaci, natomiast w znacznej większości bohater lub bohaterka ma przed sobą jedynie 3 wojowników do pokonania. Jest to bardzo mało i chciałoby się móc walczyć więcej.
Na szczęście sama rozgrywka bardzo wciąga. Każda z postaci może kopać, skakać i uderzać pięścią – standardowo dla bijatyk. Gracz ma do dyspozycji także rzuty i specjalny pasek szału, który napełnia się, atakując oponenta i broniąc się przed jego ciosami. Można wykorzystać częściowo naładowany pasek, wzmacniając ataki, jednakże najbardziej druzgocące są specjalne ciosy, zabierające pełen wskaźnik – są one okraszone bardzo dobrze wyglądającą animacją i pozwalają przechylić szalę starcia na swoją korzyść. Ważne jest jednak to, iż, aby wykonać dany specjalny atak, należy wykonać specjalną kombinacje przycisków, więc należy się nieco wysilić.
Street Fighter V wygląda naprawdę dobrze. Podczas starć nasze oczy raczone są feerią barw, elementy tła są całkiem nieźle animowane, a każdy cios łączy się z kolorowym rozbłyskiem na ekranie. Oczywiście nie jest to realistyczne, ale współgra z przyjętą konwencją i stylistyką tytułu. Warstwa dźwiękowa również stoi na dobrym poziomie. Muzyka w menu dobrze pasuje do bijatyki, a postaci mogą mówić po angielsku lub japońsku. Sama gra jest zlokalizowana kinowo, chociaż są delikatne wpadki językowe.
Ogólnie Street Fighter V jest produkcją godną zainteresowania, jeśli nastawiacie się na grę sieciową (co istotne, można grać tak z posiadaczami wersji na PlayStation 4, jak i na komputery klasy PC). Jeśli jednak liczycie na pojedynczą rozgrywkę, szybko odkryjecie, że niewiele jest do robienia.
Dziękujemy firmie Cenega za dostarczenie gry do recenzji
Dodaj komentarz