Jeśli jeszcze nie czytaliście, to zachęcam was do zapoznania się z recenzją epizodu pierwszego, drugiego, trzeciego oraz czwartego.
Zazwyczaj przy produkcjach studia Telltale wystawiałbym ostateczny werdykt za cały tytuł w tym momencie. Twórcy przyzwyczaili nas do pięcioodcinkowych gier. Gra o Tron łamie ten stereotyp i po odcinku piątym czekamy na kulminację w odcinku szóstym.
O tym, że zbliża się koniec tej historii przekonujemy się praktycznie od samego początku epizodu. Wiele wątków powoli zmierza ku zakończeniu, gdzieś w oddali widać już kres przygód.
Oczywiście wynik jest daleki od przesądzenia, ale widać już, że postaci zbliżają się do siebie. O ile w poprzednich odcinkach każdy z członków rodziny Forresterów znajdował się w zupełnie różnych częściach świata, tak teraz widzimy, że są coraz bliżej siebie nawzajem. Za każdym razem gdy wydaje się nam, że czeka nas coś dobrego pojawia się jakaś przeszkoda. Pod tym względem gra wierna jest swojemu telewizyjnemu pierwowzorowi.
Mógłbym piąty raz z rzędu narzekać na oprawę graficzną, ale nie ma to sensu. Dalej jest to samo co wcześniej, czyli miernie.
Pomimo iż każdy z poprzednich odcinków kończył się mniejszym lub większym tzw. cliffhangerem, o tyle dopiero to zakończenie zrobiło na mnie aż takie wrażenie. Pierwszy raz odłożyłem Pada i nie mogłem się doczekać następnego odcinka. Ten epizod jest chyba najlepszym z dotychczas wydanych i wzbudził we mnie wielkie emocje, a o to w grach Telltale chodzi najbardziej. Trudno chyba więc o lepszą rekomendację.
Dziękujemy Telltale Games za dostarczenie gry do recenzji.
Galeria:









































Dołącz do dyskusji
Zaloguj się lub załóż konto, by skomentować ten wpis.