Dziś odbyła się premiera gry Farmagia od studia odpowiedzialnego za serię Harvest Moon. Czy dostaliśmy kolejny hit? Sprawdźmy.
Kiedy studio Marvelous zapowiedziało na jednym ze swoich pokazów grę Farmagia, wyczekiwałam premiery z utęsknieniem. Cała stylistyka oraz wykreowany świat produkcji wyglądał na bardzo interesujący. W dodatku przez to, że jestem fanką poprzednich dzieł, miałam zaufanie do autorów. Czy słuszne? Zobaczmy.
Fabuła
Felicidad to podziemna kraina, gdzie mieszkańcy oraz stworki żyją wspólnie. Dbał o nią rządzący krainą Magus Diluculum. Wraz z jego śmiercią rozpoczęła się jednak walka o władzę, w której prym wiedzie generał Glaza, mając u swego boku zastępy złych kreatur. Młody farmer Ten jest głównym bohaterem gry. Należy on do tytułowych Farmagia. Zajmuje się on hodowaniem oraz trenowaniem stworków. Wraz z przyjaciółmi decyduje się wykorzystać swoje umiejętności, aby stawić czoła złemu uzurpatorowi władzy. Pomaga mu też generał Nares, która zbuntowała się przeciwko Glazie.
Rozgrywka
Gra składa się z mieszanki trzech różnych gatunków: roguelite, symulatora rolnictwa oraz visual noveli. Pierwszy z wymienionych polega na przemierzaniu ciasnych korytarzy labiryntu, biorąc po drodze udział w walkach. Następnie wybieramy cel kolejnej ścieżki spośród areny z przedmiotami, nowe umiejętności dla naszego stada kompanów, a także miejsca z głównym przeciwnikiem lochów. Dodatkowo możemy natrafić na portale z szybkim powrotem do miasta i na gniazda potworów, w których pokonujemy kilka fal oponentów. Przed wyruszeniem do każdego labiryntu dostosujemy skład stad naszych stworków oraz wybieramy lidera, który nimi kieruje i ma unikalną możliwość pilnego umiejętność. Korytarze w głównej mierze znajdują się poza wioską, na świeżym powietrzu i składają się z mniejszych zamkniętych pomieszczeń.
Starcia
Walka opiera się na nasyłaniu należących do nas grup stworków na poszczególne bestie. Mamy do dyspozycji zwykły atak, łączący stada naszych podopiecznych w silny cios oraz specjalny, ładowany w trakcie pojedynku. Polega on na przemienieniu wszystkich kompanów w jednego potężnego stwora, który używa swoich umiejętności bojowych, takich jak pioruny, ale tylko przez bardzo krótki czas. Ponadto mamy również tarczę. Kiedy w odpowiednim momencie ją aktywujemy, w czasie wyprowadz żeania ataku przez przeciwników będzie się nam regenerowało zdrowie.
Oponenci nie grzeszą rozumem. Przez to często blokują się na przeszkodach. Dlatego moją ulubioną strategią było wykorzystywanie tego faktu i atakowanie ich z bardzo dużego dystansu, kiedy oni nie mogą się ruszyć. Samo sterowanie naszymi stworkami bardzo przypomina grę Pikmin. Każde stado ma ograniczoną do 15 liczbę stworków. Mogą one odblokowywać przejścia w labiryncie poprzez niszczenie przeszkód. Ulepszamy im statystyki takie jak obrona, czy siła ataku, trenując je na ranczu. Wykorzystujemy do tego zasób nazwany Zingy Jelly.
Brak wyzwania
Niestety, przez to, że produkcja należy do rodzaju przytulnych i relaksujących, nie ponosimy żadnych dotkliwych kar, gdy polegniemy w trakcie przemierzania korytarzy. Konsekwencje polegają na tym, że wynosimy z lochów mniej przedmiotów oraz regenerujemy mniej energii potrzebnej do wykonywania czynności na farmie. Musimy też odkrywać labirynt od początku, aby dojść do głównego oponenta. Natomiast jeśli przegramy pojedynek z najsilniejszym oponentem, to odradzamy się tuż przed wejściem na arenę. Przez to możemy próbować go pokonać do skutku. Najbardziej rozbawiło mnie to, że tytuł ten trochę przypomina stare JRPG-i. Spotykamy bowiem główną bestię (pokonaną wczesniej) jako zwykłego przeciwnika na dalszym etapie przygody. Tyle tylko, że w osłabionej wersji. Aby szybko nie znudziło się przemierzanie labiryntu, twórcy zaimplementowali zmienne warunki takie jak pora dnia lub limit czasowy. Ponadto deweloperzy wprowadzili wyzwania, za które dostajemy bonusowe nagrody. Mamy też ocenę ogólną naszych ataków.
Dodatkowo w miejscowości Centvelt, w której dzieje się akcja produkcji istnieje karczma Shuffling Sheep. Możemy w niej przyjąć misje poboczne zlecane przez mieszkańców. W mieście znajduje się również sklep, w którym możemy zaopatrzyć się w brakujące przedmioty oraz wytworzyć nowe, jak na przykład nawóz. Jego największym atutem jest to, że pojawia się tuż przed wejściem do głównego wroga. Dzięki temu mamy możliwość w pełni odnowić zdrowie za odpowiednią opłatą.
Farma
Drugi filar rozgrywki stanowi prowadzenie farmy. Polega ono na przekopywaniu grządek, sadzeniu naszych stworków, podlewaniu, plewieniu chwastów i nawożeniu. Do wykonywania wszystkich czynności zużywamy wcześniej wspomnianą energię EP. Zdobywamy ją za przechodzenie lochów. Trochę szkoda, że przesypianie do następnego dnia nie regeneruje jej. Gdy czekamy, nasz kompan, nie podlany, zatrzymuje się w rozwoju. Sprawę komplikuje jeszcze bardziej fakt, że wielu pomocników potrzebuje kilku dni growych, aby urosnąć. Przez to zmuszeni jesteśmy wracać do labiryntu, a co za tym idzie – sztucznie wydłużać czas rozgrywki. Oprócz dołączenia towarzyszy do stada zbieranie ich z pół służy również do badania każdej rasy stworka. Do ukończenia każdego badania potrzebujemy trzech zebranych okazów. Później możemy przejrzeć wyniki, żeby lepiej przygotować się do zwiedzania labiryntu. Ponadto, jeśli mamy za dużo egzemplarzy danego stworka, możemy je automatycznie sprzedać.
Nasiona zdobywamy również poprzez zwiedzanie lochów. Wszystkich stworków do wyhodowania jest ponad 70. Każdy z nich ma ciekawie zaprojektowany wygląd. W roli niektórych narzędzi rolniczych, np. konewki, występują także istoty. Farma ma też własne drzewko rozwoju, w którym odblokujemy nowe umiejętności, wydając odpowiednie punkty. Najbardziej brakowało mi w tej odnodze rozgrywki podstawowej mechaniki z innych symulatorów rolnictwa. Mam na myśli nawiązywanie bliższych kontaktów poprzez dawanie prezentów, a także zawieranie małżeństw. Brakowało mi również swobodnej eksploracji miasta.
Niestety cała gra oparta jest o menu, w którym wybieramy miejsce, do którego chcemy się udać. Trochę to boli, jeśli się popatrzy na inne dzieła odpowiedzialnego za tę grę studia. Trzecią odnogą rozgrywki jest visual novela. Jest przez twórców potraktowana najbardziej po macoszemu. Polega po prostu na rozmawianiu z różnymi postaciami, czemu towarzyszą statyczne obrazki. W grze spotykamy duchy elementów natury. Są to wiatr, woda, ziemia. Nawiązywanie bliższych przyjaźni poprzez rozmowę odblokowuje lepsze ataki wykorzystywane w walce. Niestety nie mamy możliwości samemu wybrać odpowiedzi. System relacji zwyczajnie nie istnieje. Gra nie ma niestety polskiej wersji językowej. Tytuł wystarcza na wiele godzin – pod warunkiem że staramy się wszystko odkryć.
Grafika
Oprawę wizualną można podzielić na dwie części. Pierwsza składa się z nieruchomych rysunków postaci oraz tła. Sami bohaterowie zostali zaprojektowani przez znanego rysownika mang, Hiro Mashima, i to widać na pierwszy rzut oka. Każda postać ma bardzo dużo szczegółów i przez to wygląda jak wyjęta rosto ze stron mang. Niestety poza mimiką, nic się nie rusza. To dowodzi, że twórcy najmniej skupili się na tym aspekcie tytułu. Druga część grafiki składa się w komputerowo wygenerowanych przestrzeni oraz postaci 3D. Same postacie i stworki w trójwymiarze wyglądają naprawdę dobrze poprzez dobór palety kolorów oraz detale. Na plus zasługują też animacje postaci.
Gorzej z samymi lokacjami, gdyż wyglądają jak z PlayStation 2. Drzewa przypominają scenografię tekturową w teatrze – pomiędzy nimi jest dosłownie czarna ściana. Najlepsze wrażenie wywarł na mnie filmik otwierający grę. Przypominał on czołówki anime z gatunku shonen. Ostatnią rzeczą, na którą warto zwrócić uwagę przed zakupem produkcji są szybko zmieniające się bodźce świetlne. Przez to gra zdecydowanie nie nadaje się dla ludzi, którzy cierpią na chorobę związaną ze światłoczułością. Dodatkowo kiedy na ekranie było dużo efektów specjalnych, to spadała liczba klatek na sekundę na konsoli Nintendo Switch.
Udźwiękowienie
Ścieżka dźwiękowa składa się w większości z muzyki orkiestralnej. Wiele utworów muzycznych jest skocznych i łatwo wpada w ucho. Do tego piosenka w filmiku otwierającym grę była dobrze wykonana i dowolne anime nie powstydziłoby się jej. Tytuł jest w pełni zdubbingowany, a aktorzy rewelacyjnie dobrani do poszczególnych postaci. Każdy z nich dał z siebie wszystko, a dzięki temu grając, czułam się jakbym oglądała kolejny odcinek serii typu Fairy tail. Dodatkowo zadbano również o dźwięki, które wydają nasze stworki. Przypominały mi one lekko odgłosy zwierząt. Możliwe ze w przyszłości wrócę do ich słuchania w wolnym czasie. Jeśli chodzi dźwięki efektów specjalnych, to były wykonane po prostu w porządku.
Podsumowanie
Przy grze bardzo przyjemnie spędziłam sporo czasu. Lubię odkrywać nowe wariacje gatunku symulatorów rolnictwa. Dzięki temu w pewien sposób można poczuć powiew świeżego powietrza. Tak jest też w przypadku Farmagii. Mariaż gatunku roguelite z prowadzeniem farmy wyszedł twórcom wyśmienicie, a rozgrywka wciąga. Na plus zasługuje fakt, iż to jest to nowa marka. Mam nadzieję, że wkrótce dostanie kontynuację. Niestety nie obyło się bez małych potknięć. Najbardziej przeszkadzają ubogo wyglądające lokacje oraz zrealizowane po macoszemu rozmowy. Ogólnie polecam produkcję fanom symulatorów rolnictwa. Dzięki niskiemu progowi trudności przy przemierzaniu korytarzy labiryntów rozgrywka nie stresuje, a sama hodowla stworków sprawia czystą przyjemność i relaksuje.
Kod recenzencki dostarczył wydawca Decibel PR
Dodaj komentarz