Gdy myślę o serii Call of Duty, w głowie mam nie tylko czasem lepszy, a czasem gorszy tryb wieloosobowy, czy popularny Warzone. Wspominam też najlepsze momenty z oryginalnej trylogii Modern Warfare. Wydany trzy lata temu reboot serii był na tyle udany, że Activision zleciło Infinity Ward zrobienie kontynuacji – ta zachwyca niemal w każdym aspekcie.
W moim prywatnym rankingu gier z serii Call of Duty odsłony z Modern Warfare w tytule zajmują najwyższe miejsca. Z mojej perspektywy to najlepszy CoD, jaki istnieje. Bez sięgania do nieco nudnej i mocno wyeksploatowanej historii, a jednocześnie bez udziwnień w stylu biegania po ścianach, czy wsparcia sztucznej inteligencji w przyszłości. Współczesne pole walki jest tym, co lubię najbardziej, a ekipa Infinity Ward od lat pokazuje, że czuje się w tych klimatach idealnie. Oryginalna trylogia Modern Warfare była na tyle kultowa, że Activision z powodzeniem wydało pierwszą i drugą część raz jeszcze w formie remasterów. Ogrywałem je w ostatnich latach z wielką przyjemnością.
Reboot sam w sobie był zupełnie nowym, nieco bardziej kameralnym otwarciem. Wróciły kultowe nazwiska, na czele z Kapitanem Pricem i sierżantem Kylem „Gazem” Garrickiem. Sama historia zbudowana została wokół rosyjskiego konfliktu z fikcyjnym krajem, w który zamieszane zostały siły zachodu (przypomina Wam to coś?). Jak pewnie pamiętacie, końcówka kampanii sugerowała powrót kultowych bohaterów z oryginalnej serii, czyli „Soapa” i „Ghosta”. Ten drugi widnieje zresztą na okładce Modern Warfare II.
Terroryści i kartele
Task Force 141 faktycznie powraca w drugiej części nowego Modern Warfare, a wraz z nim bohaterowie znani z oryginału. Możemy więc ponownie wcielić się w „Gaza” współpracującego blisko z kapitanem Pricem, jak i w „Soapa”, czy w niewielkim stopniu w „Ghosta”. Kampania w bardzo klasyczny dla siebie sposób skacze pomiędzy lokacjami. Odwiedzimy tereny dzisiejszej Gruzji, Holandię, Hiszpanię, a nawet granicę Meksyku i USA.
Pod względem scenariuszowym nic Was w tej historii nie zaskoczy – o ile graliście w poprzednie części. Po stronie tych złych jak zawsze występują bliskowschodni terroryści oraz Rosjanie, wspierający Iran w konflikcie z USA. Nie da się jednak oprzeć wrażeniu, że – podobnie jak w jedynce – reboot Modern Warfare jest dużo spokojniejszy i nastawiony na tajne operacje. Wielokrotnie będziecie przeczesywać budynki w poszukiwaniu terrorystów oraz skradać się pod osłoną nocy. Gra kilkanaście razy sprawdzi również Wasz refleks (szczególnie na wyższych poziomach trudności). To nowe, nieco inne podejście do współczesnej kampanii w Call of Duty. Do mnie trafia jednak ono idealnie, podobnie jak przed trzema laty. Oczywiście są w tej historii momenty nieco mocniejsze, bardziej kontrowersyjne i na większą skalę. Ja doceniam jednakże Modern Warfare II za minimalizm, jak np. krótką, tajną operację w przepięknie zaprojektowanym Amsterdamie.
Opowieść w Call of Duty: Modern Warfare II
Jak zwykle w przypadku ostatnich odsłon Call of Duty, sama historia z powodzeniem mogłaby funkcjonować jako film akcji klasy B. Zawdzięcza to bowiem zatrudnieniu do głównych ról prawdziwych aktorów. Barry Sloane idealnie odnajduje się w roli odmłodzonego Kapitana Price’a, Warren Kole (Yellowjackets) gra dowódcę oddziału najemników Phillipa Gravesa. Natomiast Glenn Morshower (znany choćby z serialu 24 Godziny) pasuje do postaci surowego, bezwzględnego generała Shepherda. I nawet jeśli przesadzono z ilością ziarna w trakcie przerywników filmowych, to i tak całość wypada nadzwyczaj dobrze i bynajmniej nie przyszło mi do głowy, by je pomijać.
Nowości
Nie da się ukryć, że twórcy robili wszystko, by wrzucić do Modern Warfare II nieco świeżych elementów rozgrywki. W niektórych misjach do dyspozycji mamy plecak, a w nim np. C4 do wysadzania drzwi, granaty błyskowe, czy gaz łzawiący. To od nas zależy, w jaki sposób podejdziemy do wykonania misji i jakiego podstępu użyjemy, by zająć dany budynek. Niby niewiele, ale iluzja polegająca na poczuciu, że rozgrywka nie jest całkowicie liniowa ma w tym przypadku sens. W niektórych momentach gra pozwala nam poprowadzić dialog, wybierając ścieżki dialogowe bohatera, którym kierujemy. Niejako ma to przyciągnąć naszą uwagę w momentach nieco spokojniejszych, jak podróż z jednego miejsca na drugie. Gra ma też zaprojektowany całkiem udany model jazdy, który w kampanii będziecie mogli sprawdzić samemu.
Skradanie i wytwarzanie przedmiotów w Call of Duty
Wspomniany plecak przydaje się też w misjach, gdzie – niczym Joel z The Last Of Us – zmuszeni jesteśmy lizać ściany i szukać surowców do tworzenia narzędzi, które zapewnią przetrwanie. Tak, tegoroczne Call of Duty ma również elementy survivalu i skradanki. Oczywiście wszystko dobrane w odpowiednich proporcjach. Co warte podkreślenia, jedna z misji ma w sobie dość mocne nawiązania do Watch Dogs. Nie zdradzam jednak niczego więcej, przekonacie się sami, o co chodzi. Aby nie było zbyt łatwo, przeciwnicy nie są już tylko mięsem armatnim. Część z nich ma na sobie pancerze, przez co znacznie trudniej jest ich pokonać. Szczególnie, gdy nie dysponujemy odpowiednim uzbrojeniem.
Grafika
Trudno mi się też przyczepić do grafiki, która pod wieloma względami zachwyca. W niektórych momentach atakuje surowością, gdy przemierzamy spowite mgłą wybrzeże Hiszpanii. Z kolei innym razem zachwyca oświetleniem w amsterdamskim porcie. Z drugiej jednak strony animacje nadal nie są tak dobre, jak choćby w kultowych grach tworzonych przez Sony – takich jak God of War, czy The Last of Us. Widać to szczególnie po zachowaniu naszych przeciwników, którym zdarza się gubić pod ostrzałem. Jak zwykle fantastycznie wypada też udźwiękowienie. Bronie brzmią tak jak powinny, a i efekty dotykowe w padzie Dualsense potęgują wrażenia ze strzelania.
Długość kampanii
Najważniejsze w temacie kampanii zostawiam jednak na koniec. Jak na standardy Call of Duty jest ona całkiem…długa, bo składa się z 17 misji. Na normalnym poziomie trudności spędzicie w niej średnio 7-8 godzin. Z kolei na wyższych poziomach będzie potrzebne nawet i 10 godzin. Wszystko dlatego, że przez skupienie na tajnych operacjach i częstym graniu samemu z niewielkim wsparciem łatwo wpaść pod lufę strzelby, czy zginąć od jednej kuli wystrzelonej przez snajpera. To inne Modern Warfare niż kiedyś. Tutaj nie ratujemy świata przed zagładą i nie jesteśmy świadkami kolejnej wielkiej wojny między mocarstwami. Konflikt przedstawiony jest na nieco mniejszą skalę. Przyznaję: czułem się dziwnie, zestrzeliwując irańskie drony (dobrze znane z ostatnich bombardowań Kijowa), które na swoim wyposażeniu ma Al-Katala.Jest to organizacja terrorystyczna, będąca jednym z głównych złych w kampanii.
Co najistotniejsze – to jeszcze nie koniec. Z niecierpliwością czekam na część trzecią, która domknie nową trylogię Modern Warfare. Nie miałbym niczego przeciwko temu, by w przyszłości Infinity Ward zajęło się czwartą czy piątą odsłoną tej podserii.
Miodne strzelanie to nie wszystko?
Zapewne doskonale zdajecie sobie sprawę, że ostateczną ocenę trybu wieloosobowego w Call of Duty Modern Warfare II będzie można wystawić za kilka miesięcy. To w końcu najważniejszy element całego produktu dostarczanego przez Infinity Ward. Na bieżąco będzie on poprawiany, ulepszany i wzbogacany o nową zawartość. Odsuwając jednak przyszłość na bok, tryb sieciowy w Modern Warfare II na dziś robi na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Nie będę ukrywał – nie jestem fanem nowych trybów, udziwnień i szukania w Call of Duty drugiego Battlefielda. W szybkiej grze w filtrach ustawione mam przeważnie dwa tryby: deathmatch drużynowy i dominację. To właśnie w nich bawię się zdecydowanie najlepiej. I tutaj jest podobnie. Już wersja beta zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie i wrażenie to utrzymuje się w pełnej grze.
Co według mnie jest największą siłą rozgrywki wieloosobowej w Call of Duty: Modern Warfare II? Wolniejsze tempo. Strzelanie i rozgrywka pasują do siebie idealnie, a gra zachęca nie tylko do biegania na pałę bez ładu i składu. Zaprasza również do nieco spokojniejszego, bardziej taktycznego podejścia. Nawet w zwykłych trybach TDM 6 vs 6 na zróżnicowanych mapach. Dzwoneczek zaznaczający strzały w głowę pięknie dopełnia ogólne odczucia ze strzelenia. Czytałem, że niektórym przeszkadza zbyt duże automatyczne celowanie. Ja bynajmniej nie jestem absolutnym weteranem, by dziś na to narzekać. Grałem w wersję na PS5, gdzie nie było problemów z cross-playem, aczkolwiek znajomi na Xboxie narzekali, że w wyniku błędu trafiają niemal zawsze na fanów klawiatury i myszki. Często w starciu z padem stawiało ich to oczywiście od razu na przegranej pozycji. To błąd, który Infinity Ward powinno szybko poprawić.
Tryby rozgrywki sieciowej
Ground War, czyli tryb mający przyciągnąć do Call of Duty fanów wielkich pojedynków z BF-a jest obecny, ale kompletnie mnie nie poryw. Być może też dlatego, że nie miałem wokół siebie zbyt często zgranej ekipy. Zwyczajnie nie tego szukam w tej serii i przyznaję, że już więcej zabawy miałem z bezkompromisowego nacierania na przeciwnika w Inwazji. Łatwiej tu rozwijać bronie, eliminując nie tylko graczy, ale też boty. Z kolei tryby z widokiem z trzeciej osoby to już intrygująca nowika, która jednak mi niespecjalnie przypadła do gustu (w niektórych momentach dość mocno przypomina The Divison). Nadal do wyboru mamy kilkudziesięciu operatorów. Należą do nich świetnie zrealizowane postacie z kampanii; w końcu każdy chciałby grać Ghostem, czy kapitanem Pricem. Znajdziemy także ponad 50 broni modyfikowanych w dobrze znanym rusznikarzu.
Special Ops, czyli tutejszy tryb kooperacji, niespecjalnie porywa na start. Proponuje graczom ledwie trzy misje rozgrywane (prawdopodobnie) na mapie do nowego Warzone 2.0, ale to przecież dopiero początek. Czekam na pierwszy raid, który ma zostać udostępniony w grudniu. Przeczuwam, że twórcy mają w zanadrzu jeszcze sporo pomysłów, by do trybu Spec Ops przyciągnąć nas na dłużej.
Umiejętności
Twórcy przemodelowali też nieco perki sprawiając, że dostęp do jednego z nich dostajemy mniej więcej w połowie danego meczu. Zwróciłem uwagę, że na minimapie przestali wyświetlać się gracze strzelający w danym momencie, dzięki czemu wsparcie BSP często jest kluczowe w najbardziej gorących momentach meczu. Inną nowinką jest możliwość wyboru bardziej klasycznego podejścia do killstreaków (czyli nagród za serię zabójstw) lub nowatorskiego scorestreaka (czyli punktacji, która rośnie nie tylko za zabójstwa, ale też wykonywanie innych akcji).
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że rozgrywka wieloosobowa w Modern Warfare 2 kierowany jest do bardzo szerokiego spektrum graczy. Być może obiera nawet kierunek na nowicjuszy lub osoby, które w ten tryb grały w ostatnich latach rzadko albo wcale. To z automatu sprawia, że weterani serii będą narzekać, krytykując działanie Infinity Ward i potrzebę dostosowania gry do każdego.
Menu w Call of Duty: Modern Warfare II
Nie do końca trafia do mnie konstrukcja menu gry, w którym dość trudno się połapać. Z Call of Duty Hub trafiamy na kafelkowy ekran, gdzie wyzwaniem jest odnalezienie kampanii i trybu Spec Ops. Są ukryte na samym dole serii wierszy skupionych na trybie sieciowym, które trzeba przewinąć. Gra też dość nachalnie sugeruje nam granie w nowe tryby, takie jak np. Ground War, czy Inwazję, zrzucając standardowy Drużynowy Deathmatch do filtrów w szybkiej grze.
Stawiam piwo każdemu, kto odnajdzie się w nowym rusznikarzu, który jest dla mnie zbyt chaotyczny. Nie do końca rozumiałem zależności w odblokowywaniu kolejnych broni, przechodzących w jeszcze inne formy tego samego uzbrojenia. Za każdym razem wydawało mi się, że moja konfiguracja klasycznego M4 (które przynajmniej na start jest aż za mocna), gdzie stawiam na celność, zasięg i obrażenia, kosztem mobilności i obsługi jest lepsza niż to, co proponuje mi gra.
Brakujące elementy
Zastanawiam się też, gdzie podziały się wszelkiego rodzaju odznaczenia, baretki za służbę, czy nawet medale np. za zabicie 1000 przeciwników tą samą bronią. O ile niedzielnemu graczowi jest to niepotrzebne, o tyle weterani lubią chwalić się przed znajomymi zdobyciem najbardziej pokręconych odznak.
Błędy też oczywiście są, a internet zalewany jest filmikami, które pokazują niekonsekwencję obrażeń w zależności od korzystania z danej broni, czy możliwość strzelania przez kilka (!) ścian. Traktuję je jednak jako klasyczne choroby wieku dziecięcego. Twórcy będą mieć co poprawiać w kolejnych aktualizacjach.
Podsumowanie
„Co ma dwie nogi i krwawi?” pyta w jednej misji Ghost swojego wiernego kompana Soapa, próbując podbudować go na duchu w jednej z misji w sercu Meksyku. Być może nieco przewrotnie, ale ten dialog jest dla mnie idealnym podsumowaniem nowego Call of Duty. To gra, która zdecydowanie stoi na dwóch nogach. Pierwsza z nich to rewelacyjna kampania, która po prostu trafia w mój gust. Strzela się w niej świetnie, historia wciąga, a jej kameralność i nastawienie na operacje specjalne podnosi poziom adrenaliny.
Jednocześnie rozgrywka wieloosobowa charakteryzuje się niespotykanym dotąd, idealnym wręcz balansem między strzelaniem, a rozgrywką. Strzelanie, poruszanie się, chowanie za osłonami w każdym z klasycznych trybów gry działa bardzo dobrze i niesie za sobą ogrom satysfakcji. Jednak nie da się oprzeć wrażeniu, że Modern Warfare II w trybie sieciowym nadal jest w…późnej fazie wersji beta. Na takim etapie gry nie mogą zdarzać się błędy dotyczące możliwości wyłączenia crossplaya (szczególnie w kontekście strzelanki, gdzie PC-towcy mają ogromną przewagę). Z kolei sam tryb rozgrywki wieloosobowej ma braki, które od razu dostrzegą wyjadacze. Właśnie! Gdzie jest tryb hardcore?
Mam jednak poczucie, że to dopiero początek. Prawdziwa zabawa zacznie się po 15 listopada, gdy wystartuje pierwszy sezon, a także Warzone 2.0. Oby wtedy Call of Duty potrafiło cieszyć wszystkich. Dziś Modern Warfare II docenią bardziej amatorscy gracze niż weterani serii.
Grę do recenzji zapewniło Activision.
Autorem recenzji jest Marcin Rączka
Dodaj komentarz