Już od wtorku na konsolach Xbox dostępne jest Grounded! Jak prezentuje się tytuł Obsidiana o zmniejszonych dzieciakach i morderczych pająkach?
Grounded to jedna z tych premier, które w teorii ekscytują ciut mniej – gra dostępna jest przecież w katalogu Game Pass już od ponad dwóch lat. W praktyce to jednak świetna okazja, by wreszcie dać się zmniejszyć i zmierzyć z czyhającymi na nas podwórkowymi wyzwaniami. Najlepiej nie w pojedynkę.
Fabuła
Mamy wczesne lata 90-te i informację w wiadomościach o czwórce zaginionych nastolatków. Jedynym, czym je łączyło była ta sama szkoła. Co się stało? Gdzie podziały się dzieciaki? Cóż. Trafiły do ogródka, zmniejszone do rozmiarów mrówek.
Wcielając się w jednego z czwórki nastolatków będziemy próbowali wrócić do domu. Po drodze oczywiście będziemy musieli dowiedzieć się jeszcze, dlaczego w ogóle zostaliśmy zmniejszeni oraz znaleźć sposób, by wrócić do oryginalnych rozmiarów.
Rozgrywka
Grounded to przygodowy surwiwal, w który, czekać na nas będzie główny wątek fabularny, misje poboczne i przypadkowe zadania i miejsca, urozmaicające całą rozgrywkę. Będziemy budować bazę, zbierać surowce oraz wyruszać na ekspedycje, podczas których popychać będziemy fabułę. Wszystko w obrębie podwórka, w którym spotkamy dziesiątki różnych kreatur. I tak, walka będzie jednym z głównych punktów rozgrywki.
Jak możecie się domyślać, w grze jest mnóstwo różnych mechanizmów i nie jest to tytuł, który przejdziecie „na raz”. Na szczęście, Grounded pozwala na tryb kooperacji do czterech graczy oraz sporą modyfikację poziomu trudności.
Do wyboru mamy widok z pierwszej i trzeciej osoby z pełną dowolnością przełączania się.
Ułatwienia dostępu
Wiecie, Grounded to gra w której jednymi z naszych głównych przeciwników z krainy insektów będą pająki. A arachnofobia jest dość popularną fobią, więc twórcy na samym początku rozgrywki pozwolą nam zastąpić modele pająków znacznie mniej strasznymi kształtami.
Poza tym mamy oczywiście mnóstwo opcji, które pozwolą nam cieszyć się rozgrywką nawet gdy mamy problem ze wzrokiem, słuchem i tak dalej. To jeden z „trendów” w Microsofcie w ostatnich latach, gdzie gry domyślnie startują z częścią ułatwień włączoną. Bo wiadomo, że łatwiej je wyłączyć, niż szukać w opcjach, gdy ich faktycznie potrzeba.
Mechanizmy
Okej, musicie wiedzieć, że Grounded to bardzo rozbudowana gra. I dzieje się w niej mnóstwo. Po kilkunastu godzinach spędzonych na „Podwórku” wciąż będziecie mieć możliwość, że mało widzieliście, nie mówiąc już o popchnięciu głównej (wymagającej) fabuły.
Po pierwsze, to gra z gatunku survival. Z lewej strony ekranu zobaczymy więc wskaźniki z poziomem zdrowia oraz staminą, a także tego, jak nasza postać jest najedzona i nawodniona. Jak się więc domyślacie, nie możemy biegać bez końca, a czasem potrzebować będziemy bandaży. Codziennie (bo w grze jest cykl dnia i nocy) będziemy też musieli jeść i pić, żeby przypadkiem nie zginąć.
Po drugie, pełno tu craftowania! W Grounded będziemy musieli sami wytworzyć wszystkie potrzebne narzędzia, meble, czy stoły, dzięki którym stworzymy jeszcze kolejne rzeczy. Zaczniemy (oczywiście) od pojedynczych surowców zebranych po mapie, jak kawałki trawy, drobne kamyczki, roślinne włókna czy żywica. A gdzie jeszcze samo odkrywanie ich!
Samo craftowanie podzielone jest na wiele różnych kategorii, od narzędzi, przez elementy uzbrojenia, po meble czy ściany. Bo oprócz tych faktycznie potrzebnych rzeczy możemy też budować dom pełen mebli roślinnego pochodzenia. Jak wiecie, fotele ze skóry jagodowej.
Po trzecie, mamy walkę…
Walka i „potwory”
Wśród przeciwników znajdziemy pająki, mrówki i inne insekty oraz roboty. Na szczęście (na razie) nie musimy walczyć z siłami natury, poza samym cyklem dobowym, który jedynie utrudnia widoczność. Swoją drogą – ciekawe, czy warunki pogodowe pojawią się w grze w przyszłości.
Wracając jednak do samych insektów i walk – sporo się tu dzieje. Mamy kilka różnych typów broni, które będą miały różne statystyki. Są zwykłe dzidy, młoty najeżone kolcami czy łuk, który pozwoli nam ranić przeciwników z dystansu. Oprócz rozmiaru zadawanych obrażeń, ważna też będzie szybkość i to, czy dana broń może ogłuszać.
Po pokonaniu przeciwników do pozbierania mamy loot – zazwyczaj „części” pokonanego insekta. Posłużą nam one później do tworzenia nowych broni, czy pancerza. I niestety, walczyć musimy nawet z biedronkami – nie dajcie się jednak zwieść pozorom – one też będą potrafiły nas nieźle „przerobić”. I dlatego właśnie dobrze jest w Grounded grać z kimś – w grze jest mechanizm powalenia i możliwość reanimacji. Całe szczęście!
W przypadku „śmierci” wracamy do gry w naszym miejscu do spania lub w miejscu startu gry. Tracimy nasz plecak i zostajemy jedynie z przedmiotami, które mieliśmy na szybkim wybieraniu. Reszta zostaje w miejscu naszej śmierci, w plecaczku, który będziemy w stanie później odzyskać – nie ma na szczęście limitu czasowego, a ikonkę zobaczymy na mapie.
Poszukiwania laboratoriów
Oprócz walk, eksploracji i tworzenia przedmiotów, ważna jest jeszcze oczywiście fabuła. Na początku będziemy musieli włączyć lasery w tajemniczej maszynie, a później już czekać nas będzie zbieranie taśm, przywracanie pamięci robotowi i eksploracja laboratoriów.
I uwierzcie mi, to ogromne wyzwanie i sporo łażenia po mapie! To nie tak, że możemy tak po prostu przejść z jednego do drugiego, o nie, nie! Praktycznie każda wyprawa to prawdziwe wyzwanie. I to jest świetne! Dzięki temu faktycznie mamy powód, by eksplorować mapę, budować bazę i w międzyczasie odkrywać coraz to nowe przepisy i przedmioty.
W laboratoriach często spotkamy też różne przeszkody – wiecie, ściany zaklejone przez pająki, małe roboty czy… innej natury problemy.
I kolejny raz to powiem: to nie jest bardzo prosta gra! Wciąż wymagać będzie sporo czasu i zręczności. Ale ile w zamian za to daje frajdy! Ile razy ja zginęłam? Nawet nie chcę liczyć. Na szczęście gra pozwoli nam też na spokojniejszą rozgrywkę…
Poziomy trudności
Podobnie jak Minecraft, tak i Grounded daje nam możliwości włączenia trybu kreatywnego. Możemy w nim tworzyć dowolne przedmioty nie martwiąc się o zasoby, ani poznanie wcześniej przepisów. Domyślnie nie będą nas też atakować wrogie insekty, o ile w ogóle wybierzemy wariant, w którym będą się pojawiać.
Mamy też opcję dostosowania opcji pod siebie, w ten sposób tworząc na przykład grę z przeciwnikami, którzy nie będą nas atakować, przepisy dalej będziemy musieli odkrywać i w spokoju eksplorować będziemy fabułę (w trybie kreatywnym wątek fabularny jest wyłączony).
Sterowanie i interfejs
Dobra wiadomość – Grounded na konsoli wspiera myszkę i klawiaturę!
Na kontrolerze… sporo się dzieje. Jest bardzo wiele akcji, wiele opcji szybkiego wyboru – mamy budowanie na szybko, mamy como-rose, gdie włączymy tryb foto czy zmienimy widok z pierwszej osoby na trzecią. Kolejne przyciski przełączą nam przedmioty w podręcznym ekwipunku, a jeszcze innych używać będziemy żeby posługiwać się bronią czy innymi rzeczami.
Poza tym, mamy pełno zakładek w menu i dużo dużo różnych widoków. Znajdziemy tam przede wszystkim nasz pełny ekwipunek (zawartość plecaka oraz podgląd zbroi), dostępne zadania (główne i dodatkowe), encyklopedię z odkrytymi przeciwnikami, podgląd mutacji (!), mapę i inne potrzebne rzeczy. W skrócie: jest tego sporo. I trochę zajmie przyzwyczajenie się, co kliknąć, żeby się gdzie dostać. Na szczęście, jeśli wkręcicie się w tę grę (a o to się nie boję), przyzwyczajenie się to tylko kwestia czasu. Który tej grze i tak trzeba poświęcić.
Grafika
Okej, Grounded robi wrażenie. Jesteśmy miniaturowymi dziećmi, poruszającymi się po (ogromnej) mapie pełnej ruszającej się trawy. Znaczna większość otoczenia będzie mogła być przez nas zniszczona, ale spokojnie, trawa odrasta. I choć może nie jest to bardzo realistyczne, wciąż naprawdę robi wrażenie. Szczególnie, że nie pamiętam ekranów ładowania, a całą mapę możemy zwiedzić bez żadnego z nich. Wszystko dzieje się instant, poza spaniem, gdzie kamera oddala się pokazując podwórko i upływ czasu – imponujący widok.
Zresztą, sami oceńcie.
Dla mnie ma to urok i wygląda dobrze. A zachowuje się jeszcze lepiej! Gra działa w płynnych 60-klatkach i nie ma żadnych spadków w wydajności.
Audio jest niezłe – większość stworzeń szybko nauczymy się rozpoznawać po dźwięku, mamy też sporo głosów w naszych małych bohaterach. Często zauważą oni obecność czegoś niedaleko i powiedzą o tym na głos. Z ważnych detali – w przypadku gry w kilka osób, teksty nadal są dokładnie te same. Niektóre gry wyrzucają różne hasełka o podobnym wydźwięku. A tak, sam dźwięk jest kierunkowy i pozwoli nam szybciej obrócić się w dobrą stronę, by zdzielić bronią natręte czerwone roztocza.
Nie zabraknie też drobnych dźwięków samego otoczenia, jak spadających kropli wody czy poruszającej się trawy. Zmieni się też muzyczka w tle, gdy będzie nas gonić coś groźnego, a detektor zagrożeń jeszcze nam dodatkowo zapika.
Czy powinniście sprawdzić Grounded?
Grounded to naprawdę zaskakująco dobry tytuł. Ja wiem, to Obsidian, więc czemu miałabym się dziwić. A jednak! Wiecie, pierwsze koncepty brzmiały jak gra przygotowana z myślą o dzieciach i ciut infantylną rozgrywką. I nic bardziej mylnego. To niezłe wyzwanie, sporo eksploracji i łamigłówek, głównie zręcznościowych, które będą wymagały faktycznego skupienia. I gdy mówię, że mapa jest ogromna, to naprawdę mam to na myśli! Po dwunastu godzinach w grze wciąż miałam wrażenie, że zwiedziłam może 20 procent.
Kto by pomyślał, jak wielkie może wydawać się typowe podwórko, gdy jesteśmy wielkości mrówki…
Grounded znajdziecie na konsolach Xbox One i Xbox Series, a także na PC. Od dnia premiery gra dostępna jest w katalogu Game Pass. Także przez chmurę, więc by sprawdzić grę potrzebujecie jedynie przeglądarki i dowolnego kontrolera.
Grę do recenzji dostarczył Xbox.
Dodaj komentarz