Stan przyszłości, nowa seria, jest już dostępna w ofercie Egmontu. Przyjrzyjmy się wobec tego albumowi poświęconemu Batmanowi.
Stan przyszłości to nowe niezwykle istotne wydarzenie w świecie DC Comics. Jest ono efektem zarówno Wojny Jokera (tutaj moja recenzja), jak i cyklu Death Metal. Moje wrażenia z lektury składających się na ten zbiór komiksów znajdziecie pod tym adresem. Nie wspominam o tych albumach bez powodu. Ich lektura nie jest może niezbędna przed zabraniem się za Stan przyszłości, ale jednak ułatwia zrozumienie niektórych wątków. Tyle tytułem wstępu – przejdźmy więc do analizy jakości nowych perypetii Mrocznego Rycerza.
Fabuła
Jak wspomniałem we wstępie niniejszej recenzji, aby dobrze poczuć się podczas lektury pierwszego Stanu Przyszłości, należy znać wydarzenia z wyżej wymienionych serii. W Stanie Przyszłości Bruce Wayne nie żyje według publicznej opinii. Nie znaczy to bynajmniej, że jest tak istotnie. Okazuje się bowiem, że Wayne – mimo że pozbawiony swojego majątku i pozycji – nadal stara się bronić Gotham. Aby tego dokonać, musi mieć oczywiście pewną metę – może to być nawet zapadła dziura z paranoidalnym współlokatorem. Oprócz niego w mieście działa nowy, czarnoskóry, Batman, który już od pewnego czasu występuje w komiksach DC. Działa on na szczęście po właściwej stronie i ma jasno określone zasady, zgodne z tym, co znają fani DC Comics.
W tle przewija się też zła korporacja finansująca Magistrat – specjalistyczną formację zwalczającą zamaskowane osoby. Sprawia to wszystko, że prezentowana opowieść jest nieco cyberpunkowa, co mi bardzo się spodobało. Zobaczymy też w akcji specjalną formację, składającą się w sporej części z dawnych przeciwników Mrocznego Rycerza. Mimo że często ich motywacje są dyskusyjne, to jednak dobrze wspominam czas spędzony z lekturą ich części komiksu. Nie można też zapomnieć o pojawiającej się pod koniec wersji Harley Quinn – choć jej wątek jest najsłabszy – aczkolwiek nie będę się wdawał w spoilery. Znajdziemy również interesujące rozwinięcie historii w części z Catwoman. Zachęcam oczywiście do zapoznania się z oficjalnym opisem komiksu ze strony Egmontu:
Przenosimy się do świata, w którym wszyscy członkowie Ligi Sprawiedliwości nie żyją, a do głosu dochodzi następne pokolenie bohaterów. Poznajemy nowego Batmana, Supermana, Wonder Woman oraz innych superherosów. Dowiadujemy się także, czym jest Magistrat. Poznajemy świat przyszłości, który jest czymś więcej niż alternatywną historią.
W Gotham pojawia się złowroga siła, z jaką członkowie batrodziny nie mieli jeszcze do czynienia. Magistrat – prywatna agencja nadzorująca przestrzegania prawa – kontroluje niemal wszystko: handel, prawa obywatelskie, wprowadza nawet godzinę policyjną. Funkcjonariusze Magistratu korzystają z nowoczesnej broni, taktyki wojskowej i technik inwigilacji, aby polować na działających w mieście bohaterów i złoczyńców. Zapewniają wszystkim bezpieczeństwo, choć takie postępowanie okupione jest znacznym ograniczeniem swobód obywatelskich. Mieszkańców Gotham chroni również nowy Mroczny Rycerz patrolujący ulice miasta… a dawni bohaterowie i złoczyńcy zaczynają współpracować, aby uwolnić miasto z rąk Magistratu! Jak to zwykle bywa, zawsze najciemniej jest przed świtem…
Ilustracje i kreska
Muszę przyznać, że w recenzowanym albumie bardzo spodobały mi się ilustracje. Rozświetlone neonami nocne Gotham prezentuje się świetnie. Nie jest ono jednocześnie przesadnie jaskrawe – to nadal mroczne miasto, które dla nikogo nie ma litości. Zagrożenie czyha z każdej strony i nawet pozorni sprzymierzeńcy mogą tylko czekać, by wbić nam nóż w plecy. Efekty pojawiające się na kartach tej niemal 400-stronnej kompilacji wyglądają imponująco, a zarazem niezwykle realistycznie. Stan przyszłości oferuje jedne z najlepiej narysowanych wybuchów, jakie widziałem w komiksach. Właściwie jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to byłoby to jedynie niekiedy umieszczanie ciemnych napisów na zbyt ciemnych tłach. Sprawia to, że czytanie tego komiksu w dobrze oświetlonym pomieszczeniu jest obowiązkowe. Jeżeli więc lubicie czytać komiksy po ciemku, to niestety recenzowany album Wam tego nie umożliwi. Tak naprawdę to jedyne zastrzeżenie, które mogę mieć. Pod każdym innym względem to doskonała propozycja i zdecydowanie jedna z najlepszych w portfolio DC Comics. Fabuła wciąga od samego początku i przedstawia nie tylko szeroko znanych przeciwników Batmana, ale i tych mniej popularnych. Jeden z nich występował w Arkham Knight, ale w przytaczanym dziś komiksie został on zaprezentowany nieporównywalnie lepiej. Choćby ze względu na niego warto sięgnąć po Stan przyszłości.
Podsumowanie
Stan przyszłości: Batman bardzo interesująco rozwija postaci znane z Wojny Jokera oraz Death Metal. Dawno aż tak nie wciągnął mnie żaden komiks i właściwie od pierwszych stron byłem niesamowicie ciekaw tego, co dalej spotka Batmana. Cyberpunkowe Gotham to prawdziwa perełka, a prezentowane wydarzenia – moim zdaniem – można potraktować jako rozbudowane wprowadzenie przed Gotham Knights. Jak zapewne wiecie, ta gra ukaże się na konsolach nowej generacji już 21 października. Co prawda Stan przyszłości: Batman nie korzysta z Trybunału Sów, ale to nic. Prezentowane wydarzenia mają potencjał na wprowadzenie nas w sytuację miasta z Rycerzy Gotham. To świetny komiks, do którego na pewno będę nieraz wracał. Wątki będą oczywiście kontynuowane już w październiku – wtedy to bowiem ukaże się Stan przyszłości: Superman. Nie ukrywam, że nie jestem fanem tej postaci. Jednak niech wyrazem tego, jak podobał mi się recenzowany dziś komiks będzie nie tylko to, że nie przeszkadzała mi w nim epizodyczna obecność Kenta. Mało tego: już czekam na premierę komiksu poświęconego Supermanowi! Nie spodziewałbym się tego!
Liczba stron | 384 |
Wymiary | 16,7 cm x 25,5 cm |
Scenarzyści | Paul Jenkins, Mariko Tamaki, John Ridley |
Ilustratorzy | Ben Oliver, Dan Mora, Laura Braga |
Tłumacz | Tomasz Sidorkiewicz |
Typ oprawy | miękka ze skrzydełkami |
Cena | od 83,55 zł |
Komiks do recenzji dostarczył polski wydawca, firma Egmont.
Dodaj komentarz