Triangle Strategy wyznaczył nowy standard w grach typu HD-2D, który postanowiono zastosować w remake Live a Live. Czy oprócz grafiki znajdziemy tu ciekawą fabułę?
Przyznam szczerze, że Live a Live nie znajdował się na moim radarze. Owszem, wrażenie robiła na mnie urocza grafika, którą tak bardzo polubiłem w Triangle Strategy. Sam pomysł na grę jest bardzo ciekawy, ponieważ zawiera wiele rozdziałów, które możemy rozegrać w wybranej przez siebie kolejności. Rozdziały te rozbite są na różne okresy historyczne, toteż zawierają zupełnie innych bohaterów. Sam klimat tych historii, nie tylko jeśli chodzi o scenariusz, ale i rozgrywkę jest charakterystyczny dla danej historii. Zanim jednak przejdę do ich opisu, słów kilka o grze zmianach względem oryginału.
HD-2D vs pixelart SNESa
Live a Live wyszedł na SNES wyłącznie w Japonii. Najnowszy remake nie jest więc tylko odświeżeniem graficznym, ale również okazją do zaznajomienia „świata zachodniego” z tą produkcją. Skupmy się jednak na tym, jak prezentuje się Live a Live na Nintendo Switch. W przeciwieństwie do Triangle Strategy nie możemy co prawda zmienić kąta kamery, jednak nie jest to w zupełności potrzebne w rozgrywce. Sama gra urzeka połączeniem pixelartu oraz elementów grafiki 3D tła, z efektami: świetlnymi czy dymem, które uatrakcyjniają sceny walki. Całość wygląda świetnie i grafika jest jednym z filarów tej produkcji. Należy też pochwalić aktorów głosowych oraz to, że podłożono większość kluczowych dialogów. Niestety, gra nie posiada polskiej wersji językowej.
Walka
Żeby nie było tak cukierkowo, obok fabuły, którą zostawię sobie na koniec i grafiki, którą oceniam bardzo wysoko, w grze kuleje trochę system walki. Rozgrywany jest turowo i jak może już wiecie, jestem wielkim miłośnikiem taktycznych produkcji. Tym większy był mój zawód, kiedy okazało się, że pojedynki są w Live a Live dosyć powtarzalne. Z reguły, wybieramy w każdej turze najmocniejszy atak albo leczenie. Czasem zdarza się, że niektórzy wrogowie są odporni na niektóre ataki, a bardziej podatni na inne. Pojawiają się też pojedynki z bossami, które są zwykle większym wyzwaniem. Niemniej, z reguły, z wachlarza około 5-8 ataków, zostajemy z 1 głównym i 1-2 pomocniczymi, które przez cały czas stosować będziemy na naszych wrogach. W tym miejscu grze na zdrowie wychodzi podział na rozdziały. Jak tylko walka danym bohaterem staje się już nużąca, przechodzimy do kolejnej historii. Trwają one z reguły około 2 godzin. A skoro już o nich mowa…
Fabuła
To zdecydowanie, oprócz bardzo przyjemnej grafiki, najmocniejsza część produkcji. Mimo wszystko mam parę drobnych uwag i pod adresem fabuły. Najlepiej będzie to przedstawić, podczas opisu podstawowych rozdziałów. Po ich przejściu dostajemy dostęp do dwóch kolejnych, które spinają ze sobą wszystkie historie.
I
W teraźniejszości poznajemy wojownika, który chce zostać najlepszym mistrzem sztuk walki. Był to pierwszy rozdział, który poznałem i muszę przyznać, że postawił reszcie bardzo wysoką poprzeczkę. Wspominałem już, że walka w grze pozostawia trochę do życzenia. Jednak w tym rozdziale błyszczy! Nie możemy pokonać naszych przeciwników zbyt szybko, ale i zwlekanie może doprowadzić nas do porażki. Dlaczego nie kończyć walki najlepszym ciosem? Jak tylko nasi wrogowie użyją na nas swojego „firmowego” uderzenia, uczymy się go. Fabularnie gra nawiązuje do Street Fighter, gdzie niektórzy przeciwnicy przypominają bohaterów z innych gier czy popkultury (jak Hulk Hogan). Po przejściu tej historii ochoczo zabrałem się do kolejnej.
II
Po niedalekiej przyszłości, jako miłośnik science fiction obiecywałem sobie naprawdę wiele. Niestety, w moim odczuciu prezentacja postaci i upchnięcie zbyt dużej ilości wątków, w zbyt krótkim czasie po prostu nie zagrały. Tak, jak niesamowicie klimatyczny był rozdział z teraźniejszości, tak w niedalekiej przyszłości zabrakło „tego czegoś” Walki wielkich robotów, telepatia, historia z przeszłości i sierociniec, mogłyby zagrać, gdyby dano im więcej czasu. To historia, którą polubiłem niestety najmniej w całej grze. Tym bardziej że zacząłem się przy niej zastanawiać, czy mamy większy wpływ na opisywane tutaj scenariusze.
III
Z lekkim lękiem podchodziłem więc do historii o Shinobi z ery Edo, która mocno osadzona jest w kulturze wschodu, z samurajami i ninja na czele. Nasz bohater miał za zadanie zinfiltrować obcą twierdzę i to od nas zależy, czy zabijemy przy tym tabuny wrogów, czy będziemy działać z ukrycia. W tym rozdziale grafika HD-2D pokazała swój pazur. Miałem też wrażenie dużego wpływu na wydarzenia, gra zezwalała na ucieczkę i trzymanie się w cieniu, albo młóceniu wrogów jak rzeźnik.
IV
Czy pamiętacie film Walka o Ogień? Tak jak w nim, prehistoryczna opowieść nie ma dialogów. Spokojnie, widzimy dymki, które pokazują nam intencje postaci. Był to najbardziej dowcipny ze scenariuszy. Taka prehistoria ze szczyptą Flinstonów, czyli jednak bardziej z przymrużeniem oka. Przy graniu w tę historię doceniłem założenie gry. Faktycznie możemy przenieść się w przeróżne ery, a żadna z nich nie nadużywa naszej cierpliwości. Historie te nie są na tyle krótkie, byśmy nie mogli się w nie wczuć (no może poza opisanym wcześniej rozdziałem z niedalekiej przyszłości). Nie są też na tyle długie, abyśmy chcieli zmienić historię w jej trakcie, co zresztą gra nam umożliwia!
V
Podejrzewałem, że historia z dzikiego zachodu będzie jedną z moich ulubionych, ponieważ mam słabość do westernów. Skojarzenia z dobrym, złym i brzydkim i innymi klasykami są jak najbardziej na miejscu. Kreacja bohaterów jest bardzo dobra i szybko wszedłem w klimat rozdziału. Nasz protagonista jest poszukiwany żywy lub martwy, trafia jednak do miasteczka, na które mają napaść bandyci. W ograniczonym czasie musi zebrać zapasy oraz zorganizować mieszkańców do postawienia pułapek. Od tego jak będziemy w tym skuteczni, zależy ilu bandytów uda się wyeliminować przed finalną bitwą. Jedynym zgrzytem w tej historii są opcje dialogowe. Niektóre z nich będą się powtarzać aż do chwili kiedy wybierzemy określoną linię. Szkoda, ponieważ burzy to wrażenie wpływu na fabułę.
VI
Historia osadzona w Imperialnych Chinach niezbyt mnie interesowała. W efekcie tym bardziej zostałem przez nią pozytywnie zaskoczony! Poznajemy mistrza kung-fu, który wie, że zbliża się kres jego dni. W tym krótkim czasie musi znaleźć kandydatów na swoich następców i ich wyszkolić. Znowu mamy tu ciekawą konwencję walki. Nasz mistrz już niczego nie może się nauczyć. Z kolei trenując z naszymi podopiecznymi, zwiększamy ich statystyki i uczymy nowych ciosów. Bardzo udany rozdział.
VII
Na deser zostawiłem sobie historię z dalekiej przyszłości, po której miałem wysokie oczekiwania. Naprawdę się zdziwiłem, ponieważ jako fan filmów i gier w klimacie cosmic horror, dostałem to czego chciałem! Znowu możemy mieć skojarzenia z takimi filmami jak Alien, Aliens, czy Odyseją Kosmiczną. Na statku Cogito Ergo Sum powstało nowe życie, mały robot, w którego się wcielamy. Ponadto statek transportuje obcą formę życia, jednak czy to ona będzie największym zagrożeniem?
Podsumowanie
W Live a Live na pewno możemy nacieszyć oko świetną grafiką HD-2D. Jest tu jednak o wiele więcej smaczków. Historie przedstawione w grze są bardzo ciekawe i w przeważającej ilości udane. Nie jest to również mała gra. Po przejściu 7 rozdziałów przeniesiemy się do średniowiecza, gdzie w dwóch kolejnych poznamy zakończenie historii. Trochę szkoda, że czasem nie mamy większego wpływu na fabułę, chociaż przy ciekawych historiach byłoby to do wybaczenia. Live a Live mogła być perełką, która zdobyłaby komplet oczek, jednak sekwencje walki zbyt mało zmuszają nas do główkowania. Niemniej, kiedy robią się zbyt powtarzalne, zmieniamy historię na kolejną. Każda nich ma swój niepowtarzalny klimat i to właśnie dla tego elementu z czystym sumieniem mogę tę produkcję posiadaczom Nintendo Switch polecić!
Kod recenzencki dostarczył ConQuest Entertainment — oficjalny dystrybutor Nintendo w Polsce
Dodaj komentarz