Czy japoński taktyczny RPG z klimatem rodem z Gry o Tron może pozytywnie zaskoczyć? Domowi stratedzy, nie przegapcie Triangle Strategy!
Muszę przyznać, że z początku miałem co do produkcji pewne obawy. Pojawiła się na zapowiedziach jako Project: Triangle Strategy. Nazwa pasowałaby bardziej do jakiejś gry logicznej, niż fabularnej. Tytuł niewiele się później zmienił i ostatecznie Triangle Strategy trafiło 4 marca do sklepów. Jeżeli macie wątpliwości, czy jest to coś dla Was, to serdecznie zapraszam do mojej recenzji.
Fabuła
W grze wcielamy się w młodego lorda, który podlega jednemu z trzech głównych królestw regionu Norzea. Serenoa Wollfort, bo o nim mowa, ma wziąć polityczny ślub, który w zamyśle zacieśnia współpracę między wspomnianymi królestwami. Na mroźnej północy włada Aesfrost. Wydobywa i wykuwa się tam głównie żelazo. Na dalekim wschodzie Norzei, w pustynnym klimacie rządzi Hyzante. Kraina ta słynie z produkcji soli, z wielkiej saliny w centrum ich królestwa. Pomiędzy tymi dwoma regionami władzę pełni trudzący się handlem Glenbrook, którego jednym z lenników są właśnie Wollfortowie.
Widać więc, że zastosowano uproszczony model, gdzie każdy region z czegoś „słynie”. Na tym tle przedstawiono historię, gdzie podjęta zostanie oczywiście próba objęcia dominującej pozycji i zakwestionowania tego balansu. To oczywiście nie pierwsze konflikty w Norzei. Podczas przygody poznamy bowiem losy poprzedniej wojny, która rozdarła region trzydzieści lat wcześniej. Wątki królestw ich systemów panowania, głównych postaci oraz tych pobocznych są odpowiednio pogłębione. Tylko od nas zależeć będzie, jak bardzo zechcemy je poznać. Twórcom ze studia Artdink należą się duże słowa uznania za wymyślone wątki i przedstawione postaci. Widać, że dobrze to zaplanowano, rozciągając poboczne historie towarzyszy Wollforta, jak i główny wątek fabularny. W trakcie przygody ciągle dostajemy nowe skrawki informacji o dawnych i bieżących wydarzeniach. Nie czujemy też, że możemy już wszystko łatwo przewidzieć do końca rozgrywki.
Nasze wybory
Największą zabawą jest oczywiście pisanie własnej historii i w Triangle Strategy będziemy mieli do tego okazję. Po pierwsze, podczas licznych dialogów przyjdzie nam wybrać to co powie młody Lord. Nie wiąże się to z diametralną zmianą ścieżki fabularnej (na to przyjdzie jeszcze pora), ale zdobywaniem punktów w trzech kategoriach: użyteczności, moralności i wolności. Zebranych punktów nigdzie nie widać, ale zdeterminują one to ile i które postaci dołączą do naszej drużyny. A jest w czym wybierać, bo twórcy stworzyli aż 30 bohaterów. Podczas jednej rozgrywki poznamy oczywiście tylko część z nich. Rozwinięcie ich historii poznamy tylko, kiedy nasze wybory są odpowiednio moralne czy użyteczne, albo dostatecznie często wybieramy ich do boju.
Drugim z ważnych momentów kiedy mamy wpływ na fabułę, jest tak zwana waga wyroków. Główni członkowie naszej drużyny tworzą radę, która demokratycznie głosuje nad najważniejszymi decyzjami. Przykładowo może to być głosowanie nad miejscem, gdzie powinniśmy się udać z kurtuazyjną delegacją (Hyzante czy Aesfrost). Gdy fabuła zaczyna przyspieszać, wybory są już oczywiście o wiele poważniejsze. Jest to ciekawy mechanizm, ponieważ jeżeli chcemy popchnąć fabułę w stronę, która podoba nam się najbardziej… musimy do tego przekonać towarzyszy w rozmowie. Spacerując po okolicy, możemy zasłyszeć od mieszkańców fakty, które pomogą przekonać drużynę do naszych racji (choć też nie zawsze!). Jak więc widzicie, gra stawia duży nacisk na dialog. Trochę szkoda, że sami nie możemy wybrać o wiele śmielszych decyzji, jednak to przecież nie sandboxowa gra strategiczna z serii Total War.
Walka
Taktyczny RPG z rycerzami i magami — oczywiście to wszystko już było. W Triangle Strategy element ten jest mimo wszystko bardzo przyjemny. Ważne decyzje zaczynają się już na etapie wytypowania postaci, które wezmą udział w starciu (zwykle możemy wybrać od 9 do 12 postaci). Następną ważną rzeczą jest umiejscowienie ich na planszy. Każda z postaci dysponuje innymi statystykami i umiejętnościami, które wraz z rozwojem będziemy rozszerzać. Pomiędzy misjami będziemy mieli okazję awansować, rozwinąć broń, czy poszczególne perki bohaterów, nałożyć na nich magiczne amulety, a także zakupić magiczne mikstury. Widzicie więc, że czeka Was tu naprawdę sporo taktycznych decyzji.
Podczas samej walki liczyć się będzie nie tylko różnica wysokości czy flankowanie. Wpływ na starcie ma nawet to czy podłoże, na którym stoi postać jest zabłocone albo zamrożone. Magowie mają możliwość zmiany warunków pogodowych, wspomnianego zamrożenia i podpalenia podłoża, stworzenia tymczasowych barier. Inni bohaterowie mogą z kolei budować zasieki, dodawać kolejne drabiny… To było tak naprawdę dużym pozytywnym zaskoczeniem, ponieważ każdy znajdzie swoje ulubione synergie między postaciami, a także pomysły na dobranie się do przeciwnika.
Co ważne, na normalnym poziomie trudności, początkowe bitwy były przyjemną rozgrzewką, jednak z czasem (mniej więcej od połowy rozgrywki), stawały się bardzo prawdziwymi intelektualnymi wyzwaniami. Pojawiały się pierwsze straty, a także zwycięstwa „o włos”. W warstwie fabularnej jak i właściwej bitwie nie mam więc Triangle Strategy praktycznie nic większego do zarzucenia.
Kwestie wizualne
Teraz pozwolę sobie przejść do dosyć ważnego tematu, który łatwo właściwie zauważyć na załączonych do recenzji zrzutach ekranu. Jeżeli ktoś jest uczulony na pixelart, no cóż, musi dla Triangle Strategy albo się odczulić, albo ominąć ten tytuł. Mnie akurat 2.5 wymiarowy styl gry bardzo przypadł do gustu. Na czym to polega? Mamy trójwymiarowe mapy oteksturowane w niskiej rozdzielczości, z nałożonymi silnie pikselowatymi dwuwymiarowymi postaciami, przy czym zachowujemy całkowitą swobodę obrotu kamery. Do wszystkiego dochodzi głębia widzenia, sprawia to wrażenie, jakbyśmy oglądali małe bitewne makiety czy dioramy. We fragmentach filmowych, czy w kartach postaci znajdziemy zaś ich ładnie namalowane dwuwymiarowe podobizny. W tym miejscy warto zaznaczyć, że gra szczególnie dobrze prezentuje się w trybie przenośnym.
Niestety, podczas gry zdarzało mi się zobaczyć pewne zgrzytnięcia płynności, co przy mocno uproszczonej grafice jest silnie zastanawiające. Oczywiście pojawiają się głównie w momentach gdy na ekranie pojawia się animacja na przykład ognia (w dużej ilości), niemniej jestem pewien, że twórcy gry postarają się zająć tym problemem w kolejnych aktualizacjach.
Kwestie dźwiękowe
To, czego najbardziej się obawiałem, to bez wątpienia udźwiękowienie produkcji. I nie chodzi tutaj o muzykę, która okazała się naprawdę dobra. Przede wszystkim standardem już gier od japońskich deweloperów jest brak nagrywania ścieżki dialogowej, albo nagrywanie tylko części głównej linii fabularnej. Odetchnijcie z ulgą! Tym razem, nagrano nawet wiele z pobocznych dialogów! Jest to naprawdę duże ułatwienie, czytanie ton tekstu nigdy nie jest czymś bardzo przyjemnym, jak dobry by nie był.
Tym bardziej że postarano się na udziwnienie mowy drobnymi modyfikacjami. Porównałbym je do tych widzianych właśnie we wspomnianej Sadze Pieśni Lodu i Ognia, czyli Grze o Tron, a także w wielu innych książkach fantasy. Może to zaciemnić trochę obraz. Nie wiemy, czy to błąd autorów, czy może zamierzone słowotwórstwo, niemniej mam wrażenie, że w grze możemy napotkać parę błędnych konstrukcji zdań czy słów. Nie wszyscy aktorzy potrafili też oddać swoje postaci z równym zapałem, co czyni tę ścieżkę nierówną… jednak, aż boję się pisać te uwagi. Jak najbardziej powinniśmy widzieć więcej takiego podejścia do tematu, szczególnie w grach RPG, więc również w tym aspekcie Triangle Strategy u mnie mocno zaplusował.
Jeżeli jednak spodziewaliście się choćby polskich napisów, to niestety jak w większości dużych tytułów wydawanych na Switch ich tutaj nie uświadczycie. Jeżeli więc nie znacie języka angielskiego, na Waszym miejscu zastanowiłbym się przed wejściem w świat Triangle Strategy.
Podsumowanie
Triangle Strategy to odważna próba napisania ciekawej historii w całkowicie oryginalnym świecie. Stworzenie czegoś od podstaw, choć oczywiście czerpanie ze znanych kanonów jak Gra o Tron czy Final Fantasy Tactics. Zaproponowano przy tym ciekawy styl graficzny, przyłożono się do napisania dobrej historii… a do tego wszystko jest tak bardzo grywalne i przyjemne! Grę można przejść szybciej, ale jeżeli również lubicie wyciągnąć z historii jak najwięcej i chodzicie, gdzie tylko możecie słuchając wszystkich możliwych dialogów, to możecie liczyć nawet na około 40 godzin zabawy. I mówię tu tylko o jednej rozgrywce. Jest to tytuł, który jako miłośnik taktyki i strategii, mogę Wam z czystym sumieniem polecić.
Kod recenzencki dostarczył ConQuest Entertainment — oficjalny dystrybutor Nintendo w Polsce
Dodaj komentarz