Fani komiksowych superprodukcji Marvela nie mieli lekko. Pandemia pozamykała kina i tak naprawdę uśpiła nas w takim limbo na półtorej roku. Brak nowości ze świata MCU był dla mnie dokuczliwy. Owszem są ciepło przyjęte seriale na Disney+, ale serwis ten jest w Polsce niedostępny, a ja jednocześnie nie chcę bawić się w VPNy czy pomoc kolegów z Holandii żeby uzyskać dostęp do tych treści. Podobnie zresztą jak pewnie większość polskich fanów. Dlatego też Czarna Wdowa jest dla mnie pierwszym kontaktem z MCU od czasu premiery Spider-Man Daleko od Domu w 2019 roku. Niczym wygłodniały wilk poszedłem do kina zjeść tę owcę. Pytanie tylko czy zaspokoiła ona mój głód?
Oryginalnie Czarna Wdowa wydana miała być w marcu 2020. Przerwa między ostatnim filmem miała więc wtedy wynosić 9 miesięcy, a niewiele później miały debiutować kolejne produkcje. Natomiast wszyscy wiemy, że w tamtym okresie wybuchła globalna pandemia, pozamykano kina i wszystkie premiery filmowe przesunięto. Niefortunne zdarzenie, które według mnie nie powinno zasłaniać nam oryginalnych planów wydania filmu, bo w ocenie tego dzieła wydaje mi się, że były one kluczowe. Ale o tym za chwilę.
Natasza Romanoff, czyli tytułowa Czarna Wdowa, to uwielbiana przez fanów postać, która jest z nami praktycznie od samych początków MCU. Jej rola przez lata ewoluowała i nabierała znaczenia. W końcu stając się jednym z najważniejszych członków Avengers. W końcu postać ta dostała swój własny film. Od początku wiadomo było, że musi to być prequel, wszak Natasza umiera w Avengers Endgame oddając swoje życie w zamian za kamień dusz (mam nadzieję, że na tym etapie nie jest to już uznawane za spoiler). Twórcy więc musieli sięgnąć do przeszłości bohaterki.
Akcja filmu w dużej mierze toczy się przed wydarzeniami z Avengers: Wojna bez granic. Natasza jest ścigana przez Generała Rossa za złamanie protokołu Sokovii w trakcie Wojny Bohaterów. Musi ukrywać się i zacierać swoje ślady by uniknąć więzienia. W trakcie jednej z takich ucieczek mimowolnie Natasza zmuszona będzie do konfrontacji z własną przeszłością. Bohaterka będzie musiała zmierzyć się z dawnymi demonami i odbudować dawno zerwane relacje z przybraną rodziną.
Film próbuje nam pokazać bohaterkę w zupełnie innym świetle. Do tej pory znaliśmy ją tylko jako agentkę TARCZY i członkinię Avengers. Wiedzieliśmy o jej przeszłości, ale nigdy nie znaliśmy szczegółów. Tym razem dostaniemy odpowiedzi na kilka pytań, jak np. to co działo się w Budapeszcie. Zobaczymy też kilka scen z dzieciństwa dziewczyny. Poznamy też wspomnianą przed chwilą rodzinę bohaterki.
Natasza jako człowiek bez super mocy nie może pochwalić się umiejętnościami jak Thor, Spider-Man czy inni bohaterowie. Akcja jej filmu jest więc dużo bardziej nazwijmy to przyziemna. Bohaterka walczy z przeciwnikami, ale po wszystkim musi założyć bandaż czy wziąć leki przeciwbólowe (jest to nawet zabawnie skomentowane). Przez to film też nie ma w sobie takiej magii MCU. To opowieść o agentce, która szuka zemsty na swoim oprawcy. Teoretycznie gdyby wyjąć z niego całą otoczkę Marvela to można byłoby to sprzedawać jako zupełnie osobny film.
Czarna Wdowa to generalnie dobry film, ale pod chyba żadnym względem nie robi czegoś nowego. Po względem scenariusza to raczej generyczna opowieść o zbieraniu drużyny by pokonać tego złego. Ostatecznie też film niestety niewiele wnosi zarówno dla samej postaci Czarnej Wdowy, jak i szerszego MCU. Owszem nawiązań jest sporo, bohaterowie co chwilą rzucą tekstem o Kapitanie Ameryce czy Avengersach, ale faktycznej obecności tych postaci nie ma. Poza Generałem Rossem nie powraca tutaj żadna postać z innych filmów. Oczywiście dla części osób może to być super zaleta, ja niestety jestem przeciwnego zdania.
Film może spełniać rolę laurki czy ostatecznego pożegnania z postacią, ale na jego olbrzymią niekorzyść wpływa fakt przesunięcia premiery o te półtorej roku. Gdyby dziś był marzec 2020 to bylibyśmy wciąż na świeżo po Endgame. Emocje jakie wywołał ten film byłyby wciąż żywe i wciąż wspominalibyśmy Nataszę. Teraz ta magia, to przywiązanie już bezpowrotnie zostało utracone. Nie chcę mówić, że Wdowa mnie w ogóle już nie obchodzi, ale obchodzi mnie zdecydowanie mniej niż rok temu.
I według mnie w ocenie tego filmu nie można faktu przeniesienia premiery o tak długi czas pominąć. Pamiętajmy, że scenariusz pisany był z zupełnie innymi założeniami. Jestem przekonany, że gdybym ten film obejrzał kiedy był oryginalnie zaplanowany to moje odczucia byłyby zupełnie inne. I emocje jakie wywołałby ten film wtedy byłyby tymi, które oryginalnie twórcy zamierzali wywołać. Teraz dużo ciężej jest o taki sam efekt.
Nie do końca też pasował mi humor. Owszem, jest to typowo Marvelowy lekki dowcip, natomiast wydaje mi się, że nie pasuje on do sytuacji. W jednej chwili Natasza i Yelena wspominają o horrorach jakie przeszły w trakcie swoich treningów by chwilę później sobie z tego casualowo dowcipkować. Żarty są śmieszne i bawią, ale jak się chwilę nad nimi zastanowi to widać, że trochę to nie pasuje.
Być może zachodni widzowie, którzy mogą obejrzeć Lokiego, Wanda Vision czy Falcon and the Winter Soldier, będą mieli zupełnie inne doświadczenie z obcowania z tym filmem. Ja natomiast oceniam go jako widz mieszkający w kraju trzeciego świata, bez dostępu do tych seriali. Dlatego też, odpowiadając na pytanie zadane na samym początku tekstu, nie czuję aby mój głód został zaspokojony. Czuję jakbym zjadł dopiero przystawkę, w dodatku może nie najświeższą, a główne danie wciąż było przede mną. Dodatkowo strasznie boli oglądanie sceny po napisach, która nawiązuje bezpośrednio do serialu, którego i tak pewnie w najbliższej przyszłości nie obejrzę… Ostatecznie na film jak najbardziej polecam się udać, bo to wciąż MCU, natomiast na prawdziwe mięsko czekać pewnie trzeba będzie do premiery Shang-Chi czy Eternals.
Dodaj komentarz