Zarys rozgrywki Just Die Already przypominał prawdziwą jazdę bez trzymanki. Jak gra wypada po premierze? Zapraszam do recenzji!
Nie będę ukrywał, że wyczekiwałem premiery Just Die Already. Coś mnie urzekło na tyle, żeby zapisać ją na swoim radarze. Czy to dowcipna fabuła, umiejscowiona w niedalekiej przyszłości? Czy historia emeryta starającego się przetrwać po wyrzuceniu z domu starców? A może bardziej jego szalona lista rzeczy do zrobienia? Czy w końcu otwarty świat tylko czekający na nasz pomysł i działanie, aby wprowadzić do niego trochę chaosu? Wszystkie wyobrażenia warto jednak skonfrontować z finalnym produktem.
Staruszek na Nintendo Switch
Recenzowana produkcja ładuje się dosyć szybko do menu głównego, potrzebuje na to około 20 sekund. Co ważne, możemy w nim ustawić język polski. Od teraz wszystkie teksty w grze, poza teksturami (jak na przykład reklamy na ścianach), zostaną pokazane w naszym rodzimym języku. Na załadowanie samej rozgrywki potrzebujemy kolejnych 45 sekund, co jeszcze jest akceptowalne, zważywszy, że dalej nie zobaczymy już ekranów ładowania.
Po trafieniu do świata gry, od razu rzuci się w oczy grafika Just Die Already. Niestety wygląda ona chwilami podobnie nawet nie do gier z wczesnego etapu Xbox 360/PlayStation3, co nawet do produkcji z ery pierwszego Xboxa/PlayStation2. Pominę tutaj fakt, że czasem nasze oko wyłapie wczytywanie bliskich tekstur – nie to jest największym problemem w tym tytule. Co najbardziej kuje w oko, to nisko poligonowe modele, co więcej tekstury na nich marzą o większych rozdzielczościach. Widać to szczególnie mocno gdy jesteśmy w pomieszczeniach, kiedy wyjdziemy „na miasto”, już nie zwracamy na to takiej uwagi, oczywiście do czasu bliskiego spotkania z innymi postaciami i niektórymi przedmiotami.
Mam wrażenie, że twórcy nie chcieli zdecydować się do końca na specjalnie stworzony nisko poligonowy styl graficzny dla Nintendo Switch. Proces konwersji gry na przenośną konsolę Nintendo polegał raczej na okrajaniu istniejącej wersji gry z grafiki dostępnej na innym sprzęcie. Co jednak cieszy to fakt, że naprawdę osiągnięto stabilność systemową. Pomimo wielu efektów na ekranie, nie miałem wrażenia, aby klatki jakoś bardzo mocno spadały, choć na pewno nie są zablokowane na stałym poziomie.
Życie na emeryturze
No dobrze, muszę rozwinąć zarys fabularny. Jak już wiecie wcielamy się w staruszka w przyszłości. Możemy założyć, że to właśnie my, za parę/parędziesiąt lat. Budzimy się w świecie, w którym pokolenie millenialsów zajęte jest bardziej graniem na konsolach niż uczciwą pracą, nie ma więc komu harować na nasze emerytury.
Na domiar złego zostajemy wyrzuceni z domu starców. Naszym celem zostaje zdobycie biletów do nowego domu starości. Bilety zdobędziemy przemierzając miasto, ale również wykonując zwariowane zadania z naszej listy. Nie często, zdradzam zakończenie gier w które gram… ale powiem Wam, że dojście do końca gry i wykupienie upragnionych wczasów jest bardzo dużym zawodem. Zamiast kolejnej dużej lokacji zobaczymy coś bardzo małego, gdzie praktycznie nie zrobimy nic… no i napisy końcowe. To miał być żart twórców, ale lepiej przeznaczcie 50 biletów na ciekawą broń i przedmioty z niebieskiego automatu. O co chodzi z automatami?.
W grze oprócz zdobywania biletów, poprzez wykonywanie zadań odblokujemy również broń, przebrania i przedmioty, które następnie bez ograniczeń możemy pobrać z żółtych i czerwonych automatów. Jedynie niebieski automat, uszczupli nasz zasób zdobytych biletów. Co warto jeszcze zaznaczyć, jeżeli nie chcemy grać okaleczonym staruszkiem (albo nawet już umrzemy od obrażeń), to szybko odrodzimy się w niedalekim punkcie. Wszystko zdaje się więc wspierać szczęśliwą, niepohamowaną rozwałkę, która powinna przykuć nas na godziny przed ekran konsoli.
Rozgrywka
Coś tu jednak nie gra, nie jest to jedynie fałszywa nuta, a niestety cała fałszywa symfonia. Pomijam raczej słabe pierwsze wrażenie wizualne. Od samego początku napotykamy na przykład problem z wymierzeniem uderzeń przy korzystaniu z przedmiotów. Po eksperymentach z ciałem postaci odkryjemy, że ragdoll jest w tej produkcji dosyć przesadzony. Co więcej, dowiemy się, że nie ma problemu aby nasz staruszek biegał bez głowy, rąk czy w końcu toczył się jako sam korpus. Interesujący i krwawy zabieg, który z początku może bawić.
Po wyjściu na ulicę i pierwszych eksperymentach z otoczeniem i innymi mieszkańcami pogłębiła się moja opinia o silnie przesadzonej fizyce w grze. Niestety odbiera ona poczucie immersji i wcale nie sprawia wrażenia zwariowanego, jak życzyliby sobie tego twórcy gry ze studia Double Moose. Kiepska fizyka widoczna jest jak na dłoni przy próbie prowadzenia pojazdów, a skutera w szczególności. Coś co powinno być bardzo przyjemne, właściwie mocno irytuje.
Nie będę ukrywać, że miałem dobre, krwawe chwile przeżyte z Just Die Already. Parę pierwszych godzin było zwariowane i relaksujące. W grze znajdziemy spory oręż, możemy też w kreatywny sposób pozbyć się nieczułych na nasz los mieszkańców miasta. Odkryjemy też różne smaczki jak młot Thora, czy działko grawitacyjne podobne w działaniu do tego z Half-Life 2 i wiele, wiele innych.
Po pewnym jednak czasie, kolejne chwile spędzone z grą mogą się zacząć nużyć. Coś co mogłoby być świetnym zabijaczem czasu (teoretycznie wzięto do gry kwintesencję rozgrywki z klasycznych GTA!), robi się mało satysfakcjonujące. Dzieje się tak, poprzez kiepskie AI mieszkańców, wspomnianą fizykę, oraz modele obrażeń nie grywalnych postaci. Zamiast tracić kończyny, przeciwnicy po pewnym czasie rozpadają się na kawałeczki albo po prostu znikają.
Poza tym nasze ofiary po rozpadnięciu się, dosłownie w parę sekund wrócą na swoje dawne miejsce. Immersja w tych momentach bierze mocne zanurzenie i jest zjadana przez wielkiego rekina złożonego z nie więcej niż 30 poligonów.
Gra teoretycznie ma zakończenie po wykupieniu emerytury, ale jak już radziłem lepiej tego nie robić. Co prawda i tak możemy wrócić do poprzedniego obszaru rozgrywki, jednak zaoszczędzicie sobie zawodu.
Zjazd w domu starców
To co może trochę uratować grę, to opcje gry wieloosobowej. Wcześniej mieliśmy możliwość zagrania kooperacyjnego (co warto zaznaczyć gra wieloosobowa możliwa jest jedynie przez Internet). W czerwcu dodano bezpłatną aktualizację, która pozwala na grę PVP. Szkoda, że nie można pograć na jednej konsoli, ale twórcom i tak należy się uznanie za poszerzanie gry już po premierze. Zwiastun najnowszej aktualizacji możecie zobaczyć poniżej:
Werdykt
Jeżeli szukacie prostej, brutalnej rozgrywki na parę godzin, możecie rozważyć zakup tej gry. TNie ukrywam, że trochę się jednak Just Die Already zawiodłem. Głównie dlatego, że tytuł miał potencjał aby stać się czymś wyjątkowym i kultowym. Kolejno: fizyka, modele obrażeń przechodniów, szybkość ich odradzania się – zabierają dużo satysfakcji z tego jakby nie patrzeć Sandboxa. Do tego wszystko okraszone jest naprawdę mocno przeciętną grafiką. Nie będę ukrywać, że spory wpływ na ocenę końcową ma bardzo przystępna cena tytułu. Możecie ją nabyć już za 56 zł na Nintendo eShop. Jeśli planujecie grać w nią online z przypadkowymi osobami bądź znajomymi, możecie podnieść ocenę o kolejne pół bądź nawet cały punkt.
Kod recenzencki dostarczył The Double Moose Team

Dodaj komentarz