Wyprawa w przepiękną tropikalną scenerię, w pojedynkę, by odnaleźć zaginionego męża i jego ekspedycję. Co mogło pójść nie tak? Sprawdźcie recenzję Call of the Sea.
Grę rozpoczynamy od podwodnej sceny, w której próbujemy wypłynąć na powierzchnię. Niedługo później dowiadujemy się, że to powtarzający się sen głównej bohaterki — Norah. Już na pierwszy rzut oka oprawa graficzna w Call of the Sea miło nas zaskoczy.
Jasne kolory przebijające się przez głębię, wszechobecna gra światłem i niezwykłe kształty. Zjawiskowy widok na powitanie!
Fabuła
Wcielając się w Norę, wyruszamy na tajemniczą tropikalną wyspę w poszukiwaniu Harry’ego, męża naszej protagonistki. Mąż wraz z załogą wybrał się tam w poszukiwaniu lekarstwa na chorobę Nory, która objawia się plamami na dłoniach.
Przeglądając pozostawione w obozie notatnik przedzieramy się przez historię, dowiadując się, że trop Harry’ego był dobry i Norah nie jest jedyną osobą z tą dolegliwością. Czekać nas będzie szereg łamigłówek, by dotrzeć do sedna naszej rozgrywki.
Rozgrywka
Po mapie poruszamy się w pierwszej osobie, a interfejs jest znikomy. Przez większość czasu widoków nie zmąca absolutnie nic, a opcje pojawiają się dopiero w pobliżu interaktywnych przedmiotów.
Chodząc po świecie odkrywamy różne przedmioty, których Nora będzie po prostu używać — nie ma ekwipunku, jest tylko dziennik, który można przeglądać. Możemy wziąć coś i schować, ale jeśli będzie można przedmiot gdzieś wsadzić lub z czymś połączyć, samo się to uruchomi. Trochę upraszcza to rozgrywkę, bo nie ma typowego dla puzzli-przygodówek klikania po obiektach z nadzieją, że coś się połączy.
Przeglądając leżące notatki, zdjęcia i przedmioty, w dzienniku Nory będziemy składać historię oraz robić własne notatki, które pomogą nam w rozwiązywaniu zagadek. Tak, obecność czegoś w naszych notatkach będzie oznaczać, że przyda nam się to przy której łamigłówce. A tych jest mnóstwo! Niektóre od razu wymyślimy jak rozwiązać, inne będą wymagały dalszej eksploracji, a czasem może nawet posiłkowania się pomocą społeczności.
Łamigłówki
Nie są najprostsze. Wszystkie będą wymagały skupienia i uwagi, do tego umiejętności logicznego oraz abstrakcyjnego myślenia. Nie ma systemu podpowiedzi, ani informacji o następnych krokach. Nic w grze nam nie powie, że mamy wszystkie części do zagadki, którą napotkaliśmy kiedyś wcześniej. Niestety może to doprowadzić do frustracji, pomimo faktu, że historia w grze jest niezwykle ciekawa.
Na szczęście jest społeczność, są filmy na YouTube z pełną rozgrywką, a na ten moment pewnie i strona ze wskazówkami. Nie wiem znów, czy to mój prywatny problem, wynikający ze styczności z tytułami, które mają podpowiedzi/wskazówki czy w ogóle „listę zadań”, czy może powoli robię się za głupia na te gry z zagadkami. Pamiętam dawno temu strony z solucjami do przygodówek i chyba trochę tęsknię za oficjalnymi przewodnikami „w razie W”.
Oprawa audiowizualna
Gra bez wątpienia zachwyca na zrzutach ekranu. Różnorodność flory naszej tajemniczej wyspie dosłownie bije w oczy. Rozdziały w grze rozgrywać się będą w różnych porach dnia, dając nam trochę większe poczucie czasu (choć każda sekcja nie ma określonego limitu czasu, który można tam spędzić), w końcu na odnalezienie męża mamy tylko 3 dni!
Scenerie (a w raz z nimi światło i kolory) będą zmieniać się wraz z tym (niestety sztywnym) cyklem dnia. Mamy więc bardzo kolorowe poranki, skąpane w słońcu południa i wieczory oraz ciemne noce, w których mrok rozjaśniać nam mogą reflektory lub światła burzy. Nasza postać nie będzie miała latarki, więc musimy posiłkować się otoczeniem.
Najładniej prezentują się moim zdaniem poranki, kiedy kolory są żywe i nie mamy wrażenia, że ktoś przedawkował filtry w Instagramie. Nadal wygląda to dobrze i ładnie, ale nie aż tak radośnie. Ma to jednak jakieś logiczne podstawy, więc trzeba się po prostu przyzwyczaić.
Z irytujących rzeczy jeśli chodzi o samą grę światłem, „balans bieli” zmieniać się będzie drastycznie pomiędzy niektórymi miejscami, co nie wygląda za dobrze. Od chłodnych tonów możemy momentalnie przejść w scenę skąpaną smażącym wręcz żółtym światłem. Rozumiem, że wyszliśmy z dżungli na otwarty teren, ale „twardość” tego przejścia trochę rozczarowuje. Na Xbox Series X również.
Dźwiękowo mamy dubbing Nory, która czytać nam będzie notatki oraz reagować na otoczenie. Oprócz tego „muzykę” stanowić będzie tło, czyli dźwięki natury. Fale rozbijające się o brzeg, szumiące delikatnie palmy, czy śpiew ptaków. W zależności od scenerii usłyszymy też burzę czy deszcz oraz sporo „głosów” zagadek.
Brak muzycznego tła absolutnie nie przeszkadza.
Sterowanie
Minimalistyczny interfejs pokazuje nam sterowanie jedynie w chwilach, gdy wchodzimy w interakcje z przedmiotami. Nie ma tam zbyt wiele do oceny, bo wszystko po prostu działa. Jak w wielu grach, zebrane notatki będzie można obracać, a jeśli będzie sens to robić, poinformuje nas o tym ikonka na ekranie (której można przypadkiem zupełnie nie zauważyć). Sporo notatek będzie miało opcję odtworzenia „reakcji” oraz przeczytania jej głosem naszej bohaterki. Jeśli przedmiot wymaga notatki, Nora zrobi to bez naszej ingerencji.
Podsumowanie
Call of the Sea to tytuł, którego fabuła wciąga, więc będziemy zmotywowani, by przejść przez nawet najdziwniejsze łamigłówki. Zagadki są zróżnicowane i świeże, część z nich oparta będzie na dźwiękach, inne na obrazach, najprostsze będą polegały na znalezieniu jakiegoś przedmiotu korzystając z mapy lub wskazówek.
Oprawa wizualna jest ładna, choć nierealistyczny styl nie pozwala zachwycać się „aż tak”. Różnica między Xbox Series X a Xbox One X jest wizualnie niezauważalna. Oczywiście na nowej konsoli ekrany ładowania (i tak rzadkie) będą jeszcze krótsze, a wszystko działać będzie płynniej dzięki większej liczbie klatek.
Z ciekawostek, które trochę skradły moje serce, to możliwość manualnych stanów zapisu, obok tych automatycznych. Dzięki temu, nie musimy martwić się o dotarcie do konkretnego punktu przed zrobieniem sobie przerwy.
Call of the Sea dostępne jest na Xboxie od 8 grudnia 2020. Grę znajdziecie w katalogu Xbox Game Pass. Na Xbox Series zobaczymy oczywiście ulepszenia.
Grę do recenzji dostarczył Microsoft.