18 września dzięki wydawnictwu Cenega na polskim rynku ukazała się kolejna gra przy współudziale największej federacji wrestlingowej na świecie – WWE oraz 2K Sports: WWE 2K Battlegrounds od studia Saber Interactive.
Fani tej rozrywki sportowej nie są zbyt mocno rozpieszczani przez dobre tytuły do ogrywania na swoich sprzętach. Lata świetności tego typu produkcji wydają się być mocno za nami (przez fanów z nostalgią wspominane są arcade’owe gry z dzieciństwa jeszcze spod starego brandu WWF bądź troszkę świeższe, sygnowane potyczką dwóch brandów: Smackdown vs RAW serii zapoczątkowanej w 2004 roku) . Można wręcz mówić o mocnej zapaści, gdy po niegrywalnej i zabugowaniej odsłonie WWE 2K20 federacja wraz z 2K Sports postanowiła wycofać się ze stworzenia następcy z numerem WWE 2K21. Nie oznacza to jednak braku walki o gracza lubiącego potyczki ringowe w 2020 roku. Tym razem postawiono na koncept bardzo zbliżony do WWE All Stars, czyli na walki karykaturalnych zawodników z mocnym naciskiem na czystą zabawę. I tak w nasze ręce trafił końcowy produkt, który mocno odcina się od flagowej serii. Czy był to dobry ruch ze strony federacji i firmy 2K Sports?
Jeśli chodzi o samych fanów wrestlingu, tym, co najmocniej trzyma przy tego typu sportowej rozrywce są przede wszystkim angażujące historie, charyzmatyczni zawodnicy i dobre walki. Jako gracz, a przede wszystkim wieloletnia fanka wrestlingu, powinnam być głównym odbiorcą, do którego skierowany jest tego typu produkt. Jednak trzeba zaznaczyć, że dla twórców nie był to podstawowy wyznacznik, bo pierwszym, co zauważymy po spędzeniu kilku godzin z Battlegrounds jest fakt, że to tytuł o bardzo niskim progu wejścia. Gra nie jest ukierunkowana tylko na fanów tego rodzaju walk. Prostota to idealne określenie, jakim można scharakteryzować cały zamysł studia – począwszy od bardzo uproszczonego menu, w którym możemy bardzo szybko rozegrać wybrany przez siebie tryb walki, po esencję tego typu gier – starć. Ogromną wartością dla osób mających dopiero przez ten tytuł pierwszą styczność z amerykańskim sportem jest wyjaśnianie zasad w formie krótkich komiksowych regułek. Niedoświadczonych graczy nie zrazi też – zwykle przy tych tytułach rozbudowany – wybór technik. Wrestlerzy jak i ich zdolności zostali sprowadzeni do prostych wyróżników dzielących ich na klasy, jak powerhouse czy high-flyer, przez co mimo bardzo przyjemnie dla oka stworzonych postaci i poprawnych odwzorowań pierwowzorów z WWE, dostajemy zawodników, których techniki zlewają się w jedną papkę. Warto podkreślić osobom, które na co dzień nie śledzą zmagań w federacji, że jest to ogromne zaniedbanie. Przykryto warstwą wizualną to, co najbardziej przyciąga.
Finishery, które są charakterystyczne dla odpowiednich wrestlerów i tego typu sportu, zostały zmieszane w formę losowych chwytów czy pseudoefektownych uderzeń i podbić. Nie ma mowy o jakiejś większej strategii, ani tym bardziej nie ma znaczenia kogo wybierzemy, bo 6 klas postaci walczy do siebie bardzo zbliżenie. Podczas walki mamy możliwość wspomagać się coraz bardziej szalonymi przedmiotami, jak gitara czy motocykl, lub, jeśli akurat walczymy w ringu pośrodku bagien, skorzystać z pomocy krokodyla i poczęstować go naszym przeciwnikiem. Kolejną nowinką, która ma urozmaicić rozgrywkę jest możliwość skorzystania z power-upów – przypisujemy sobie po trzy na każdą potyczkę. Mogą one wywrócić naszą rozgrywkę do góry nogami, bo umiejętnie dobrane stanowią dobre wspomaganie. Możemy na przykład przez określony czas leczyć obrażenia, przełamywać blok przeciwnika, czy zadawać mocniejsze ciosy. Na początku jednak dostaniemy tylko kilka podstawowych ruchów i, tak samo jak zawodników, resztę musimy odblokować spędzając czas w trybie kariery. Jest to ciekawe ubarwienie i tak mocno już zręcznościowej rozgrywki, ale przynajmniej w moim przypadku nigdy gra nie postawiła aż takiego dużego wyzwania, by miały mnie uratować z opresji. Być może młodszym graczom taka pomoc da znacznie więcej frajdy. Niestety nie oznacza to, że każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Przez dużą wtórność gracz grający samemu znajdzie tutaj niewiele zabawy.
Na start dostaniemy bardzo skromną pulę zawodników z federacji oraz tylko jedną arenę (po rozegraniu kariery jest możliwość odblokowania maksymalnie ośmiu), która pozwoli nam rozegrać kilka niezobowiązujących walk pojednycznych, tag teamowych czy steal cage matchy, choć tak naprawdę po godzinie samotnej gry i pierwszym zachłyśnięciu łatwymi wygranymi, możemy zrezygnowani wyłączyć konsolę. Dla kreatywnych przygotowano też możliwość stworzenia własnych zawodników i aren, ale również w bardzo okrojonej wersji, gdzie dostaniemy możliwość stworzenia zapisu tylko do trzech pomysłów. Oczywiście nie tak, że nasze zwykłe, wygrane mecze zostają przez grę niezauważone. Twórcy zadbali o popularny obecnie w wielu tytułach rozwój konta poprzez zdobywane punkty doświadczenia i kredyty, dzięki którym możemy zakupić nowych bohaterów. Warto nadmienić, że początkowo będą nabijać nam się bardzo szybko, więc możemy sprawnie poszerzać dostępną listę o kolejne postaci. Niestety, jeśli akurat nie będziemy mieli możliwości zagrania z żywym przeciwnikiem i odbijemy się od tysięcznego starcia z komputerem (z nawet identycznym co mecz udźwiękowieniem), nasze następne kroki skierują się w stronę trybu kariery i spotka nas… kolejne rozczarowanie.
Dostajemy przedstawioną w formie komiksu historię, w której wraz z legendami wrestlingu – Paulem Heymanem i Stone Coldem Stevem Austinem – udamy się w podróż do kilku lokacji w USA. Odwiedzimy na przykład Nowy Jork, wojskowy obóz treningowy czy Florydę w poszukiwaniu nowych talentów dla federacji. Przy każdym nowym miejscu swoje walki będziemy musieli rozgrywać nowym zawodnikiem, którego marzeniem będzie zostanie gwiazdą WWE. Całość rozgrywki opiera się na formie podobnej do tzw. drzewka rozwoju, gdzie wybieramy sobie drogę w zależności od tego, co chcemy odblokować. Mogą być to nowe power-upy lub zawodnicy. Bardziej niecierpliwi mogą obrać prostą ścieżkę do szybkiego skończenia rozdziału, choć do maksymalnego przejścia jednego z nich, wraz ze zdobyciem wszystkiego co tylko możliwe, potrzebowałam mniej niż godziny. Można szybko się domyślić, że na tryb kariery nie został położony nacisk. Składają się na niego krótkie, kilkuobrazkowe historyjki, które zupełnie nic nie wnoszą do całości, a rolą bohaterów z ringu WWE są tylko epizodyczne występy.
Reasumując, WWE Battleground zapowiadało się jako ciekawy eksperyment – odskocznia od znanych już na rynku tytułów, które mniej lub bardziej miały imitować potyczki z prawdziwych aren wrestlingowych. Jest to tytuł sprowadzony głównie do roli gry familijnej, imprezowej, która nie będzie zobowiązywała do długich posiedzeń. Niestety nie czeka tutaj znany syndrom najbardziej wciągających gier: chęci stoczenia jeszcze jednej szybkiej walki. Jeśli posiadacie młodsze rodzeństwo, owszem, efekciarskie uderzenia i możliwość przyłożenia zawodnikowi dmuchanym młotkiem mogą wywołać złudne wrażenie frajdy. Bardziej wytrawni gracze sięgną chętniej po znacznie bardziej wymagające bijatyki, pozwalające na tworzenie bardziej zaawansowanych kombinacji ciosów i charakterystycznych postaci. Jeśli chodzi o samych fanów wrestlingu… jesteśmy mocno sentymentalni i przywiązani do produktu, jednak chcielibyśmy się doczekać, by flagowa seria WWE 2K przestała być niegrywalnym zbiorowiskiem błędów, a WWE Battlegrounds zdecydowanie tego oczekiwania nam nie umili.
Recenzje przygotowała Monika Hodowicz
Kod na grę dostarczyło wydawnictwo CENEGA
Dodaj komentarz