Dzięki Indigo Pearl Media mogłem sprawdzić Necromunda: Underhive Wars. Niestety, okazało się, że nie jest to udana gra.
Necromunda: Underhive Wars to kolejna produkcja korzystająca z bardzo bogatego uniwersum Warhammer. W odróżnieniu jednak od serii 40,000, w Necromunda poznajemy losy gangów toczących ze sobą podziemne walki. Ich głównymi, a w zasadzie jedynymi misjami jest walczenie o ekspansję i zdobywanie surowców, dzięki którym zwiększą swoje wpływy. Niewątpliwie recenzowana gra jest jedną z mroczniejszych z uniwersum i sam klimat jest sporym plusem tej produkcji. Szkoda jednak, że sama fabuła nie zachwyca i szybko przestajemy zwracać uwagę na pokazywane wydarzenia. Nie pomagają w tym także scenki przerywnikowe. Ich celem jest oczywiście wyjaśnienie motywacji działań naszych postaci i gangów, ale problem jest w stabilności tych scenek. Nierzadko będziemy mieć w nich do czynienia ze spadkami liczby klatek na sekundę, co jest skandaliczne w nagranym już materiale, który ma być jedynie odtworzony. Co ciekawe, sama rozgrywka nie ma takich mankamentów, przez co filmiki bardzo kontrastują z główną częścią gry.
Do naszej dyspozycji oddano dwa główne tryby rozgrywki. Pierwszym z nich jest kampania fabularna. Przygotowano w niej 15 misji. Prawdę mówiąc, zawiodłem się na przedstawianej opowieści. Misje są wtórne i nie ma większej różnicy między tym, co robimy przykładowo w zadaniu czwartym i dwunastym. Nasze cele to pozbycie się określonej liczby przeciwników, jednocześnie zachowując przy życiu określone postaci z naszej ekipy, zdobycie odpowiedniej liczby poukrywanych w skrzyniach surowców lub dotarcie do określonego punktu i przeżycie zadanej liczby tur. Szkoda jednak, że w kampanii mamy narzucony skład naszej drużyny i nie mamy żadnego wpływu na ich umiejętności. Możemy co prawda zmieniać wyposażenia, ale wyłącznie na takie, które znajdziemy w trakcie misji i będzie ono dostępne wyłącznie podczas tego zadania. Doprowadza to do tego, że poziomy fabularne polegają tylko na odnalezieniu jednego z narzuconych sposobów wykonania zadania i nasza swoboda jest niesamowicie ograniczona. Prawdę mówiąc, nie jestem w stanie polecić kampanii komukolwiek. Jeśli tylko ona byłaby zawarta w Necromunda: Underhive Wars, to tytuł nie miałby w moim przekonaniu niczego do zaoferowania. Odradzam ją także z innego powodu. Gra potrafi sama z siebie wyłączyć się w najmniej spodziewanym momencie. Nie ma niczego bardziej frustrującego niż wywalenie z komunikatem o błędzie i ponowne uruchamianie gry. Przyznaję, że przez błędy techniczne nie jestem w stanie przejść recenzowanego tytułu – dlatego też na końcu tekstu nie znajdziecie noty punktowej.
Znajdziemy też o niebo lepszy od kampanii tryb, w którym tworzymy własny gang. Tutaj produkcja zdecydowanie nadrabia i – mimo tego, że twórcy zalecają najpierw ukończyć tryb fabularny – można w nim całkiem przyjemnie spędzić czas. Pierwszym, co musimy zrobić jest utworzenie własnego gangu. Nadajemy mu nazwę i wybieramy kolorystykę, w jakiej mają być utrzymane poszczególne elementy wyposażenia członków naszej bandy. Warto zauważyć, że jeśli jeden styl wizualny, który sprawdziliśmy na jednej postaci szczególnie przypadnie nam do gustu, to będziemy mogli w prosty i szybki sposób nadać taki wygląd całemu naszemu gangowi. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby każdy prezentował się inaczej. Bardzo dobrą opcją jest możliwość nadania każdej postaci własnej nazwy – pozwala to odróżnić naszych bohaterów od przeciwnej drużyny na polu bitwy.
Jednak personalizacja wyglądu nie jest najważniejszym, co ma do zaoferowania Necromunda: Underhive Wars. Nasze postaci opisane są szeregiem statystyk, które odzwierciedlają ich umiejętności na polu walki. Dodatkowo bohaterowie dzielą się na różne… cóż… kariery (niestety, nie moja wina, że taka jest jakość tłumaczenia). Mamy więc sabotażystów, którym nieobce jest uszkadzanie tyrolek i zastawianie pułapek czy budowanie barykad, są tanki stawiające na brutalną siłę – każdy znajdzie coś dla siebie. Wszechstronna, uzupełniająca się ekipa to klucz do sukcesu. Niemałe znaczenie ma na szczęście pozycja względem przeciwnika. Postaci będące wyżej mają zdecydowanie wyższą szansę na trafienie w oponenta niż gangsterzy na tym samym poziomie z nieprzyjacielem albo pod wrogiem. Bardzo istotne jest chowanie się za przeszkodami terenowymi, a nawet kucanie na koniec naszej tury – pozwala to nierzadko uniknąć ognia przeciwnika. Oczywiście, jeśli mamy wystarczającą ilość punktów akcji, możemy aktywować czuwanie lub zasadzkę – ataki obszarowe aktywujące się automatycznie gdy nieprzyjaciel znajdzie się w odpowiednim polu. Jest to właściwie klasyka gatunku, ale bardzo dobrze się stało, że zaimplementowano tę mechanikę w recenzowanej produkcji.
Poruszanie się w Necromunda: Underhive Wars różni się od sporej części strategii turowych. Bliżej mu do Mordheim: City of the Damned niż do tytułów takich jak seria XCOM, Mutant: Year Zero – Road to Eden, czy Wasteland. Oczywiście turę rozpoczynamy od zdecydowania się, którą postacią chcemy zadziałać. Następnie powinniśmy wskazać miejsce docelowe, po czym potwierdzić wybór naciskając odpowiedni przycisk i wysyłając naszego wojownika w jedno z podświetlonych pół. Jednak w Necromunda: Underhive Wars wykorzystujemy do tego lewą gałkę analogową, obserwując przemieszczenia się naszej postaci odpowiednio wychylając prawą gałkę analogową. To my, płynnie i w czasie rzeczywistym, idziemy dokładnie tam, gdzie ma się znaleźć nasza postać. Podobnie wykonane jest strzelanie, a dokładniej celowanie. Wybierając akcje ofensywne i potwierdzając je właściwym przyciskiem oraz celując prawą gałką analogową, możemy precyzyjnie wskazać, gdzie nasza postać ma strzelić, rzucić granat lub wykonać ruch obszarowy. Oczywiście jeśli korzystamy z broni białej, to jedynie wskazujemy na przeciwnika.
Niestety, Necromunda: Underhive Wars jest trapione przez problem, obok którego nie da się przejść obojętnie. Jak wiadomo, jest to gra nastawiona na rozgrywkę turową. Jednak to, co brzmi dobrze wykonane zostało w najgorszy możliwy sposób. Okazuje się bowiem, nie ma możliwości pominięcia bądź przyspieszenia upływu czasu podczas wykonywania ruchów przez przeciwnika. Sprawia to, w połączeniu ze stosunkowo długim „namyślaniem się” SI, że tak naprawdę więcej czasu spędzamy, oczekując na naszą kolej niż faktycznie grając. Sytuacji nie ratuje też przełączanie się między postaciami naszymi i przeciwnika co turę. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem byłoby wykonanie całej serii tur jako jedna ze stron, po czym przełączenie się na stronę przeciwną. Niestety, mamy do czynienia ze schematem: nasze działanie – czekanie na koniec akcji przeciwnika – tura kolejnej z naszych postaci – kolej przeciwnika i tak w kółko. Rozgrywka w recenzowanej grze bardzo szybko zaczyna frustrować i muszę przyznać, że zmuszałem się, przechodząc kampanię fabularną.
Necromunda: Underhive Wars nie ratuje ogólnego odbioru gry swoją stroną techniczną. O ile sama grafika jest na przyzwoitym poziomie i modele postaci mogą się podobać, o tyle spójrzmy tylko na wszelkie elementy otoczenia, a pozytywne wrażenie natychmiast uleci. Obiekty rażą niskiej jakości teksturami, a plansze biją po oczach schematycznym układem przejść. Mało tego – do części miejsc nie dostaniemy się, więc musimy czekać aż SI łaskawie opuści przeciwnika wreszcie na niższe miejsce, abyśmy mogli go zaatakować. Dopóki tego nie zrobi, jesteśmy narażeni na ataki z podwyższenia i nie mamy często prawie żadnej możliwości osłonienia się przed tymi ruchami, jednocześnie mogąc samemu atakować. Absurd! Wisienką na torcie bzdur jest wymuszanie tworzenia nowego gangu przy złym przypisaniu punktów umiejętności przez gracza i przypisaniu profesji naszym wojownikom. Gra umożliwia stworzenie nawet całej drużyny składającej się z przywódców – myślałem, że zrobienie takiej ekipy zapewni mi profity na polu bitwy. A skąd! Musiałem stworzyć drużynę od nowa – tytuł nie przewiduje możliwości zdegradowania wojownika. Miałem więc wybór – przechodzić misje w trybie walk gangów od nowa, uważając, by tym razem odpowiednio rozwijać gang i nie zablokować sobie misji lub obserwować komunikat informujący o nieodpowiednim składzie drużyny. Mogłem też usunąć wojaka z gangu lub przenieść do alternatywnego zespołu. Zrobiłem to, ale również ta akcja niczego nie poprawiła – aby zatrudnić nowe postaci, są potrzebne stosowne punkty. Te zdobywamy, wykonując misje i opcjonalne cele. W misji nie mogłem jednak wziąć udziału, bo nie miałem odpowiedniego składu drużyny. Abstrakcja goni abstrakcję.
Necromunda: Underhive Wars to, ku mojemu ogromnemu rozczarowaniu, jedna z najgorszych produkcji z gatunku, w jakie grałem. Mam wrażenie, że powinna ona być na etapie bety lub Wczesnego Dostępu na Steamie. Multum błędów, jakie znajdują się w tej produkcji sprawia, że nie jestem w stanie komukolwiek polecić tego tytułu. Granie, nie wiedząc kiedy zablokujemy sobie dostęp do dalszej części misji i konieczność tworzenia gangów od zera połączone z ślamazarnym tempem rozgrywki sprawiają, że będę pełen podziwu dla osób, które zdobędą platynę w tej grze. Nie warto tracić na nią czasu. To niestety nie jest udane dzieło w uniwersum Warhammer 40,000.
Grę do recenzji dostarczyło Indygo Pearl Media.
Dodaj komentarz