Peaky Blinders, popularny serial Netflixa, doczekał się growej adaptacji. Sprawdźmy więc, czy warto się nią zainteresować.
Nie ukrywam, że nie jestem fanem serialu. Peaky Blinders nie zdołało mnie zainteresować i mimo tego, że czasy, w których toczy się akcja przemawiają do mnie, to i tak program telewizyjny niezmiernie mnie nudził. Nie podchodziłem wobec tego do recenzowanego tytułu optymistycznie. Okazało się, że przeczucie mnie nie myliło. Ale po kolei.
Fabuła Peaky Blinders: Mastermind niestety nie zachwyca, nawet pomimo pozornie intrygujących założeń. Mamy do czynienia z prequelem pierwszego sezonu, a więc nikt nie powinien narzekać na wymóg rozumienia fabuły serialowej, aby móc korzystać z gry. Poznajemy w niej wydarzenia sprzed powrotu ekipy do miasta i powolną drogę do wyrabiania sobie pozycji. O ile sam pomysł jest dobry i nie mam do niego zastrzeżeń, o tyle już wykonanie, delikatnie mówiąc, nie jest najlepsze. Sama historia jest przedstawiana przez serię statycznych plansz, na których widzimy ręcznie rysowane tła i postaci. Ten element jest bardzo ładny i może się podobać. Dobrze też, że gra jest dostępna w polskiej wersji językowej, co z pewnością może ułatwić zrozumienie historii wielu osobom. Mam jednak zastrzeżenie do nadmiernej wulgarności tłumaczenia – nierzadko w oryginale nie było przekleństw, natomiast w polskiej wersji postaci rzucały mięsem na prawo i lewo.
Przejdźmy do najważniejszego elementu, a więc do rozgrywki. Peaky Blinders: Mastermind jest określane jako gra logiczno-przygodowa, w której kierujemy losami głównych bohaterów, realizując skomplikowane plany, wymagające doskonałego wyczucia czasu. Brzmi to dobrze, prawda? Niestety, nie zostało wykonane tak, jak się zapowiada. Oczywiście, w dziele studia FuturLab rzeczywiście występują znane z serialu postaci i wykonują to, co im polecimy. Mamy więc Adę, Polly, Tommy’ego, Johna, Finna i Arthura. Każdy bohater odznacza się innymi zdolnościami i możliwościami działania – mały Finn bez trudu dostanie się w ciasne przejścia, a Ada odwróci uwagę strażnika, zagadując go, podczas gdy reszta gangu przejdzie za plecami rozkojarzonego przeciwnika. Co do tych działań nie mam zastrzeżeń, są one sensowne. Problem jednak pojawia się, na przykład próbując spalić barykadę. Załóżmy, że jako Finn podniesiemy lampę naftową. Wystarczy rzucić nią w łatwopalną przeszkodę, aby się jej pozbyć i otworzyć dalszą drogę do celu. Tak by się przynajmniej wydawało. Okazuje się jednak, że rzucić lampą może jedynie John. Dlaczego nie ktokolwiek? Nie wiem. Podobnie jak nie rozumiem, dlaczego odwrócić uwagę przeciwnika może jedynie Ada, ale już nie Polly. Tego typu absurdów jest cała masa w recenzowanej produkcji i sprawiają one, że osiągnięcie celu jest niepotrzebnie komplikowane. Bardzo złym pomysłem twórców jest też to, że zawsze istnieje tylko jeden sposób na ukończenie zadania, co dodatkowo zniechęca do grania w Peaky Blinders: Mastermind po przejściu kampanii (jedynego dostępnego trybu).
Jednak nie to jest największym problemem, z jakim borykałem się podczas mojego przechodzenia wszystkich 10 poziomów. Z nieznanego mi powodu twórcy postanowili narzucić nam określony czas, w jakim musimy wykonać każdą z misji. Wiele razy musiałem cofać się do wcześniejszych etapów poziomu, aby wysłać postać inną drogą i spróbować zmieścić się w narzuconym oknie czasowym. Na szczęście samo cofanie czasu nie jest trudne – wystarczy nacisnąć trójkąt, a następnie lewym spustem na padzie DualShock 4 cofnąć się do momentu, od którego chcemy poprawić nasz plan. Warto zaznaczyć, że nasi podkomendni mogą realizować naszą koncepcję równocześnie – na przykład wysyłamy Polly, aby otworzyła drzwi spinką, a w tym samym czasie Finn przekrada się i zdobywa klucz, który następnie przekazuje Tommy’emu. Sam pomysł na takie działanie jest naprawdę dobry. Problem jednak w tym, że często musimy przedostać się do ustalonego miejsca każdą postacią. Musimy więc za każdym razem wybrać bohatera, przeprowadzić go po kolei do upatrzonego miejsca, po czym wejść w tryb planowania, cofnąć czas, przełączyć się na inną postać i tę samą trasę przejść inną postacią. Bardzo dobrym rozwiązaniem byłoby dodanie opcji zaznaczania kilku postaci, jednak niestety nie znajdziemy jej w Peaky Blinders: Mastermind.
Peaky Blinders: Mastermind sprawiło, że ogromnie męczyłem się, przechodząc tę produkcję. Mimo że nie należy ona do najdłuższych – jej ukończenie nie powinno zająć Wam więcej niż 5 godzin – to im dłużej grałem, tym bardziej miałem ochotę rzucić ją w kąt. Powtarzanie w kółko tych samych akcji, licząc, że tym razem zmieścimy się w czasie jest bardzo frustrujące. Gra co prawda wygląda całkiem przyzwoicie, zwłaszcza animacje prezentują się bardzo dobrze, ale udźwiękowienie jest bardzo nierówne. Z jednej strony mamy bardzo dobrą muzykę, natomiast z drugiej strony mamy do czynienia z przeciętnym udźwiękowieniem, na które bardzo szybko przestajemy zwracać uwagę. Tytuł oferuje co prawda znajdźki – poukrywane na poziomach kieszonkowe zegarki – ale nie stanowią one w moim przeczuciu wystarczającego argumentu, aby ponownie przechodzić poziomy. Nawet dodanie trzech progów czasowych, za których osiągnięcie dostajemy brązowy, srebrny lub złoty medal nie były w stanie przekonać mnie do gry. Peaky Blinders: Mastermind to tytuł, który raczej nie trafi ani w gust miłośników strategii, ani do fanów serialu. Nie jestem w stanie polecić go komukolwiek.
Grę do recenzji dostarczyło studio FuturLab.
Dodaj komentarz