Mieliście może okazję sprawdzić Darkestville Castle podczas wysypu wersji demo z okazji Summer Game Fest? Gra niewiele później doczekała się konsolowej premiery. Sam tytuł na PC dostępny jest od 2017 roku. Jeśli więc chcecie sprawdzić, ile kluczy potrzeba, żeby otworzyć skrzynię z demonami i do czego jeszcze może przydać się papier toaletowy… Przeczytajcie naszą recenzję.
Kot-demon czyli Cid, nasz główny bohater, przyciąga od razu takich ludzi jak ja. Uwielbiam ciekawe klikanki! A sama stylistyka sprawia, że to powiew świeżości przy ogromnej liczbie uroczych tytułów Artifex Mundi. Choć to nie tak, że i Cid nie jest uroczy! Na spokojnie jednak, od początku.
Fabuła
Cid to demon, o lekko kociej twarzy, który chodzi jednak na nogach i całą postawę ma raczej ludzką. Życiowym celem naszego demona jest sianie popłochu w miasteczku Darkestville – głównie robi on średnio-groźne psikusy swoim sąsiadom. Jego największym wrogiem jest Dan Teapot, lokalny dzieciak, zawzięty, by ukrócić złe uczynki Cida. Dan do pomocy zatrudnia łowców demonów, którzy mają zająć się kłopotliwym demonem.
Łowcy demonów włamują się do zamku bohatera i zamiast niego, zabierają jego rybkę, przekonani, że mają właściwego jeńca…
Rozgrywka
Jakie macie doświadczenie z klikanymi przygodówkami? Jeśli znacie klasyki jak Secret of the Monkey Island, to Darkestville Castle leży bardzo blisko. Same dialogi już przywołują na myśl chaotycznego pirata. Mnóstwo śmiesznych tekstów ukrytych w dialogach i jest to niewątpliwie wielki plus produkcji.
Grę rozpoczynamy w zamku, jeszcze przed atakiem łowców demonów. Eksplorujemy dom, zbieramy pierwsze przedmioty do ekwipunku i rozmawiamy z naszą pierwszą postacią. Nasze cele dość szybko się odkryją i tylko czasem zdarzy się, że nie będziemy pewni co konkretnie powinniśmy zrobić.
Sporo klikania, trochę czytania, trochę pyskówek do rozegrania. Przedmioty do łączenia i małe łamigłówki wymagające spacerów po mieście by znaleźć potrzebne elementy. Wszystko z dodatkiem całkiem uroczej muzyczki i pełnego dubbingu w języku angielskim.
Sterowanie
W odróżnieniu do „klasycznych” przygodowych klikanek, tutaj menu nie jest aż tak skomplikowane. W interakcjach z przedmiotami i ludźmi mamy trzy opcje. Pierwsza to akcja, druga „popatrz”, trzecia „porozmawiaj”. W zależności od tego na co klikamy, pierwszą akcją może być „użyj”, „otwórz” itp. Bardzo ułatwia to grę!
Zerkając na planszę z układem klawiszy dowiemy się też o szybszym wybieraniu przedmiotów z ekwipunku i klawiszu, który podświetli nam interaktywne elementy. Przydatne!
Oprawa audiowizualna
Pełny dubbing (choć chyba parę osób podkłada głos nie jednej postaci) jest w takich grach dość istotny. Grałam ostatnio w taką bez gadanych dialogów i było… dziwnie, żeby nie powiedzieć, że aż niekomfortowo. Dobrze więc, że twórcy postanowili zainwestować w czytających aktorów. Przygrywająca nam wiecznie muzyczka nie jest irytująca i stanowi dobre tło, przypominające (znów) o Secret of the Monkey Island.
Wizualnie jest fajnie. Grafika jest raczej urocza. Pewnie mogłabym się przyczepić do średnio widocznych napisów w niektórych momentach, ale to szczegóły.





Wrażenia
Darkestville Castle to solidna klikana przygodówka. Łamigłówki wymagają myślenia, czasem też abstrakcyjnego. Bo wiecie, żeby zdobyć trzy klucze do skrzyni i odzyskać z niej naszą rybkę Domingo, będzie trzeba na którymś etapie zmusić jednego ze spotykanych ludzi do wypicia drinka z papierem toaletowym. No właśnie! Cięty humor i rozgrywka wykraczająca poza samo odzyskanie rybki, o czym dość szybko się przekonamy docierając do tego etapu.
Fabuła podzielona jest na „akty” i „przerwy”, trochę jak teatrze. Pozwala to na konkretne zamknięcie danego etapu po wykonaniu wszystkich dostępnych interakcji.
To taka gra, że będzie Was korcić, żeby wrócić i dokończyć. Bo mnie korciło!
Grę do recenzji dostarczył Dead Good PR

Dodaj komentarz