Czas chwycić za narzędzia i rzucić się w wir budowania
Wiele gier oferuje nam schemat, gdzie zaczynamy jako klasyczny bohater znikąd, żeby zakończyć naszą przygodę jako legenda i model do naśladowania. Przenieśmy to teraz na bardziej przyziemne realia, gdzie walkę z antycznym złem zamienimy na pomoc innym oraz rozwój warsztatu, a całość umieścimy w sielskim settingu, gdzie wszystko jest jawi się jak raj. Czas rzucić okiem jak spędzimy nasz czas z My Time at Portia.
My Time at Portia, to produkcja, która u podstaw jest symulatorem codziennego życia. Oczywiście mówimy o realiach gdzie wszyscy z uśmiechem na ustach wykonują swoją pracę, natomiast my trafiamy tam, żeby stać się częścią tego szczęśliwego ekosystemu. Ciekawostką w omawianej produkcji jest fakt, że po dłuższym obcowaniu z tytułem zobaczymy, że całość ma naleciałości z klasycznego fantasy. Mamy tutaj humanoidalne zwierzęta oraz różnego rodzaju przeciwników, którym daleko do normalnych elementów fauny i flory jakie znamy. Wynika to z tego, że gra rozgrywa się w świecie po apokalipsie, tylko że cierpienie i smutek już dawno odeszły w cień i teraz ludzie szukają zaginionych artefaktów w celu rozwoju swoich obecnych technologii.
W to wszystko jesteśmy wrzuceni my jako gracz. Fabuła jest tak naprawdę pretekstem, bo całość zamyka się w schemacie, że przybywamy do tytułowej Portii, gdzie zamieszkujemy warsztat, który niegdyś należał do naszego ojca. Od tego momentu rozpoczynamy przygodę, która na pewno przypadnie do gustu wszystkim fanom bardziej relaksującego grania. Tak naprawdę glównym zadaniem jest rozwój wspomnianego wyżej warsztatu oraz samego bohatera, a dodatkowo możemy pogłębiać nasze więzi z innymi mieszkańcami.
Na samym początku wszystko jest nam w prosty sposób przedstawiane. Nie mija kilka chwil, kiedy to zbudujemy nasze pierwsze narzędzia i ruszymy na eksplorację terenu w celu pozyskiwania surowców. Tutaj mechanika jest nad wyraz prosta, najpierw zbieramy najpotrzebniejsze materiały, wykonując przy tym proste zadania, główne oraz poboczne, żeby piąć się w hierarchii społecznej. Rozgrywka należy do tych, która idealnie sprawdzi się po całym dniu stresu, kiedy chcemy chwycić pada w dłoń i oddać się wesołemu kopaniu w opuszczonych ruinach, rąbaniu drewna bądź łowieniu ryb. Wszystko to jest intuicyjne oraz szalenie grywalne.
Jedynym mankamentem na początku naszej zabawy jest fakt, że wiele podstawowych czynności jak tworzenie cegieł bądź cięcie drewna wymaga czasu i tak naprawdę nim zbudujemy odpowiednie przedmioty, to lwią część czasu spędzimy na kopaniu w ruinach, żeby zdobyć materiały bądź będziemy rozmawiali z mieszkańcami, żeby pogłębić nasze znajomości. Od czasu do czasu możemy wyzwać ich na pojedynek w kamień, papier i nożyce, sparing bądź klasyczną grę planszową. Na początku taki schemat może znużyć, jednak im dalej tym więcej różnorodnych rzeczy musimy stworzyć, co przekłada się na zwiększenie eksploracji bardziej oddalonych terenów.
Oczywiście podczas zabawy możemy również walczyć z przeciwnikami, którzy przemierzają świat. Jeśli spodziewacie się rozbudowanego systemu walki, to muszę ostudzić wasz zapał. Całość opiera się na bezustannym wciskaniu guzika ataku, naprzemiennie z klasycznym rollem. Jeśli znacie żarty na temat zbyt dużej ilości fikołków podczas gry w Dark Souls, to tutaj otrzymacie mechanikę, która w pełni opiera się na tym zamyśle. Ogólnie pojedynki z przeciwnikami nie należą raczej do zbyt wymagających, więc nawet mniej wprawni gracze powinni sobie bez problemu poradzić.
Produkcja oferuje również rozwój naszego bohatera oraz warsztatu. Podczas podstawowych czynności jak kopanie w ziemi bądź rąbanie drewna otrzymujemy doświadczanie. Cały system progresu jest zaprojektowany bardzo organicznie, ponieważ im więcej pomagamy członkom społeczności oraz pracujemy, tym bardziej ewoluujemy i możemy tworzyć coraz bardziej spektakularne narzędzia.
Jedynym minusem jest fakt, że 24 godziny w grze są dosyć krótkie i tak naprawdę nigdy nie zrobimy wszystkich rzeczy, które sobie zaplanowaliśmy. Dodatkowym ograniczaniem nałożonym przez czas jest fakt, że wiele instytucji działa w konkretnych godzinach, a niektóre zadania musimy wykonać do wyznaczonego deadline’u. Pomimo tego, że takie mechaniki ograniczają liczbę aktywności podczas dnia, to całość idealnie podkreśla to, że cały otaczający nas świat żyje swoim życiem.
Tym, co moim zdaniem najmniej broni się podczas zabawy, jest oprawa audiowizualna. Grafika wygląda poprawnie, więc możemy zapomnieć o jakichkolwiek wodotryskach. Cały świat w pewnych miejscach sprawia wrażenie stworzonego z bardzo prostych klocków. W kwestii muzyki, to jest ona przyjemna dla ucha, jednak nie jest to ścieżka dźwiękowa, którą można słuchać poza środowiskiem gry. W kwestii dubbingu, można powiedzieć, że po prostu jest. Głosy postaci są poprawne, jednak w niektórych momentach podczas rozmowy nie będzie nam dane ich usłyszeć w pełni. Ot jakaś postać prowadzi z nami w pełni udźwiękowiony dialog, aż tu nagle dubbing znika i jesteśmy zmuszeni czytać suchy tekst.
Jeśli szukacie produkcji, która zafunduje wam przyjemny gameplay, gdzie cały czas będziecie czuli uczucie progresu, to My Time at Portia jest właśnie dla was. Pomijając początek, całość wypada bardzo dobrze jako gra, którą możemy odpalić po ciężkim dniu i się zrelaksować. Można oczywiście przyczepić się do oprawy, jednak wraz z kolejnymi godzinami zabawy możemy o tym zapomnieć i rzucić się w wir pracy, oraz rozwoju siebie oraz naszego warsztatu.
























Dołącz do dyskusji
Zaloguj się lub załóż konto, by skomentować ten wpis.