Wielu z nas jako dzieci miało koparki i wywrotki do zabawy w piaskownicy. Demolish & Build pozwala nam wsiąść do tych potworów i trochę porozwalać, ale czy na pewno jest to fajne?
Demolish & Build to gra, która próbuję przenieść do wirtualnego świata rzeczywiste prace. W tym przypadku wcielamy się w rolę właściciela firmy budowlanej. Jak w większości gier tego typu startujemy z niczym i niewielką ilością pieniędzy, za to długą listą potencjalnych zleceń. Tutorial jest krótki i wrzuca nas od razu do gry.
Rozgrywka
W grze mamy dwie kategorie pomocy w burzeniu i budowania: elektronarzędzia i pojazdy. Te pierwsze nie wymagają licencji, te drugie już tak. Egzaminy są całkiem proste, nie są ograniczone czasowo i stanowią małe samouczki dla każdego z nich. Na mapie rozrzucone są też pytajniki, które mają skrawki informacji o tym co i jak działa w grze. Samy zleceń nie dość, że jest od groma to są całkiem zróżnicowane. Obok prostych prac konstrukcyjnych, głównie demolowania i sprzątania, możemy też brać udział w usuwaniu wraków z mapy i dostarczaniu ich na złomowisko lub w zleceniach na rzecz miasta. Dodatkowo możemy też stać się właścicielami różnych posesji.
Niestety tu się plusy gry kończą. Owszem prac jest dużo, ale wszystkie są nudne i żmudne. Po pierwsze, każdy z etapów możemy wykonać tylko jednym, konkretnym narzędziem. Nawet jak wydaje się to idiotyczne. Dla przykładu jedno ze zleceń wymagało od mnie skucia fragmentu podłogi w czterech garażach. Proste i logiczne, wezmę młot pneumatyczny i skuje ją. Niestety gra wymagała ode mnie użycia robota budowlanego. Tu docieramy do drugiego problemu – pojazdy w tej grze są ważne, niestety ich fizyka jest daleka od tego co nazwał bym akceptowalnym. Poruszając się nimi często mam wrażenie, że przemieszczam sześcian. Co jest bardzo ciekawe, ponieważ fizyka wyburzania ścian jest całkiem dobrze zrealizowana. Wracając do pojazdów. Typ nawierzchni nie ma znaczenia, typ pojazdu też nie. Sterowanie nimi jest po prostu irytujące.
Samo nabijanie poziomu też doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Do tego stopnia, że po kliku godzinach grania porzuciłem grę i nie mam zamiaru do niej wracać. Nasza firma ma rating. Zaczynamy na E i pniemy się w górę. To jak dobrze wykonamy zlecenia nie ma znaczenia. Liczy się tylko to ile warta jest nasza firma. Wartość firmy zwiększamy przede wszystkim kupując posiadłości. Tymi zaś trzeba zarządzania, czyli co jaki czas przestają działać i tracą na wartości. Musimy się udać w konkretne miejsce, posprzątać i wszystko wraca do normalności, na chwilę. Oczywiście możemy też zatrudnić pracowników. Całość stanowi taki grind, że po prostu poddałem się. Po kliku godzinach nie udało mi się nabić poziomu D i ciągle jestem na początkowej mapie (na zwiastunie widać inne lokacje, do których nie miałem dostępu)
Grafika i dźwięk
Graficznie gra nie powala. Jest na poziomie GTA San Andreas. Nie ma zmiany warunków pogodowych. Nie ma cyklu dnia i nocy. W 2020 dosłownie k(ł)uje w oczy. Modele pojazdów są całkiem przyjemne. Sam świat gry jest spory i pełny easter eggów. Mamy kawiarnię z UFO na dachu. Zaparkowany wachadłowiec i kilka innych ciekawych miejscówek.
Dźwięk. Gdy siedzimy w pojazdach mamy dostępnych klika stacji radiowych. Coś tam grają. Nie powiem, żeby wpadało w ucho, ale też nie sprawiały, że krwawiły. W przeciwieństwie do dźwięków pojazdów, szczególnie tych, które nas mijają na ulicy. Gdyby to nie było złe, dźwięki są też nierówne. Pickup, nasz podstawowy sposób poruszania się po mapie, jest przeraźliwie głośny w stosunku do reszty otoczenia.
Gra ma potencjał. Niestety, błędy, zmuszanie do jedyne słusznej drogi i wizualna nieatrakcyjność sprawiają, że ciężko mi ją polecać. Dwie generacje temu, może, ale nie dzisiaj.
Grę do recenzji dostarczył Ultimate Games S.A.
Dodaj komentarz