Konsola Nintendo Switch dostała kolejną grę – Rack ‘n Ruin. Sprawdźmy, czym ona jest i czy warto się nią zainteresować.
Nie ukrywam, że nie miałem najmniejszego pojęcia o istnieniu Rack ‘n Ruin. Gdy dostałem kod recenzencki, nie wiedziałem, czego mam się spodziewać po tej grze. Okazało się, że tytuł bardzo miło mnie zaskoczył, a rozgrywka zdołała mnie wciągnąć. Ale nie uprzedzajmy faktów, po kolei. Zacznijmy od fabuły.
Rack ‘n Ruin powala nam wcielić się w demonicznego stwora, którego jedynym zadaniem jest przejmowanie kolejnych światów i ich mieszkańców. Nie jest to bynajmniej jego własna decyzja i pomysł. Nasz antagonista, tytułowy Rack, wykonuje jedynie polecenia swojego Pana. Nasz bohater jest bowiem szeregowym pomiotem piekła. Przyznaję, że uczynienie głównego bohatera marginalną postacią bardzo mi się spodobało i tym samym przyjemną odskocznię od wielkich gier, w których to my jesteśmy najważniejsi i to od nas zależą losy świata. W recenzowanym tytule nasza postać nie tyle jest mało istotna, co nie do końca radzi sobie z powierzonymi jej zadaniami. Nie to, żeby nie przykładała się do nich, co to, to nie. Wręcz przeciwnie – często zamiast jedynie zniewolić mieszkańców nawiedzanego świata Rack daje się ponieść emocjom i niszczy całą planetę. Nie na tym zależy Wielkiemu Złemu, więc wysyła Racka na misję, która jest jednocześnie ostatnią szansą bohatera na przekonanie jego Pana do zmiany opinii o wspomnianym pomiocie. Nie zostaje oczywiście sam i towarzyszy mu złośliwa dusza, służąca nieraz pomocą i radą, wyjaśniając nowe elementy rozgrywki. Jest to bardzo logiczne wprowadzenie samouczka i spodobało mi się umotywowanie fabularne wyświetlanych porad.
Rozgrywka w Rack ‘n Ruin skupia się na walczeniu z kolejnymi oponentami i rozwijaniu naszej postaci. Przemierzając świat, jaki mamy zdobyć natkniemy się na niezliczoną liczbę zróżnicowanych przeciwników. Naszym zadaniem będzie oczywiście pozbycie się ich. Rack preferuje ataki dystansowe i tak właśnie będziemy walczyć ze wspomnianymi nieprzyjaciółmi. Aby móc atakować przeciwnika, musimy zablokować się na nim, a następnie przystąpić do ataku. Przytrzymanie stosownego przycisku na lewym joy-conie umożliwia skupienie się na danym przeciwniku, natomiast prawy joy-con służy do wyprowadzania ataków. Zdecydowana większość nich jest dystansowa, ale jeśli wolicie bardziej osobiste zmagania, możecie też zaatakować szponami. Zróżnicowanie broni jest sporą zaletą produkcji. Mamy bowiem różnego rodzaju ataki dystansowe (jak choćby standardowy ostrzał, czy – zdobytą na bossie – błyskawicę przeskakującą z oponenta na innego nieprzyjaciela). To jednak nie wszystko. Przemierzając świat, będziemy zdobywać przedmioty jednorazowe, dzięki którym będziemy na przykład zostawiać za sobą trujący ślad, postawimy wieżyczkę atakującą samoczynnie przeciwników, czy rzucimy bombę. Na pewno nie można narzekać na małą liczbę narzędzi mordu.
Miłośnicy rozwijania postaci też znajdą coś dla siebie w Rack ‘n Ruin. Zabijając przeciwników, będziemy zdobywać ich dusze. Te są walutą w opisywanej grze i dzięki niej możemy odblokować nowe miejsca, czy kupić specjalne zdolności u dość intrygujących sprzedawców. Najbardziej zapadła mi w pamięci Baba Jaga, z którą możemy pohandlować, sprzedając jej część swoich przedmiotów i pozyskać od niej ognisty krąg, okalający naszą postać i zadający przeciwnikom niemałe obrażenia. Kobieta mieszka oczywiście w domku, który postawiono na kurzych stopach. Studia LifeSpark Entertainment i Secret Item Games stworzyły świat, który potrafi zachwycić małymi detalami, które nie biją po oczach, ale są na tyle subtelne, że niektórzy zdadzą sobie sprawę z inspiracji twórców.
Rack ‘n Ruin odznacza się niestety dość nierówną stroną dźwiękową. Odgłosy ataków są niesamowicie sztampowe i wydają się być wprost wyjęte z szablonu. Na szczęście sytuację ratuje dobry śmiech przypisany do Racka (napotykane postaci nie odzywają się, widzimy jedynie tekst, który chcą przekazać – jest to przerywane okazjonalnym demonicznym śmiechem Racka). Sporą zaletą gry jest również muzyka. Przemierzając tereny, na których szukamy okazji do czynienia zła słyszymy bardzo przyzwoite utwory, które nierzadko uprzyjemniały eksplorację. Jednak muzyka najbardziej błyszczy w starciach z bossami – wtedy słyszymy mocne gitarowe brzmienia. Nierzadko nawet zatrzymywałem grę, by posłuchać tych utworów – włączenie pauzy nie powoduje wyłączenia muzyki.
Do plusów produkcji zaliczam także niesamowicie przyjemną dla oka oprawę wizualną. Ręcznie rysowane sylwetki postaci, jakie widzimy podczas rozmów są bardzo dobrze wykonane i mogą się podobać. Niebagatelnie mocną stroną gry jest też płynność działania i dobre animacje. Samo obserwowanie ruchów Racka sprawia przyjemność i ułatwia zanurzenie się w świecie gry. Nie będzie to niestety długo trwało – tytuł można bez problemu ukończyć w zaledwie 6 godzin, a po przejściu gry nie ma czego w niej robić.
Rack ‘n Ruin bardzo mnie zaskoczyło. Włączyłem grę, nie spodziewając się po niej wiele, a otrzymałem jednego z lepszych reprezentantów klasycznych zręcznościowo-przygodowych gier akcji. Nie brakuje w niej zagadek, które nie są co prawda trudne i w większości przypadków polegają na odpowiednim przesunięciu kamiennych bloków na przełączniki, ale stanowią miłą odmianę w rozgrywce. Zdecydowanie warto sprawdzić ten tytuł – mimo swoich wad to nadal bardzo dobra produkcja, choć nie należy niestety do najdłuższych. Ostatecznie jednak nie żałuję spędzonego z nią czasu i polecam zagranie w nią samemu.
Dziękujemy Galaktus PR za dostarczenie kodu recenzenckiego.
Dodaj komentarz