Czy w 60 sekund zdążysz przygotować się na apokalipsę?
Pytanie w tytule recenzji nie jest często zadawanym pytaniem, podczas codziennych obowiązków. Jednak Robot Gentleman postanowił pochylić się nad tym konkretnym tematem. Owocem tego jest gra 60 Seconds!. Produkcja pierwotnie debiutowała na komputerach osobistych 25 maja 2015 roku. Teraz po prawie 5 latach gra trafiła na Xbox One oraz PlayStation 4. Pora zobaczyć czy po takim czasie tytuł nadal potrafi wciągnąć.

60 Seconds! rozgrywa się na typowym amerykańskim przedmieściu. Jeśli kojarzycie takie obrazki jak ładny, przytulny dom, klasyczny Cadillac przed domem oraz idealnie przystrzyżony trawnik, to odnajdziecie się w stylistyce od razu. Jako głowa rodziny, Ted, mamy jedno, bardzo ważne zadanie.
Przez 60 sekund musimy zebrać wszystkie potrzebne przedmioty oraz naszą rodzinę do schronu. Okazuje się bowiem, że w świecie gry właśnie rozpoczyna się wojna atomowa, więc to od nas zależy jak długo przetrwamy, po tym jak radioaktywny pył osadzi się na wszystkim co znaliśmy do tej pory.

Fabuła gry nie należy do zbyt oryginalnych. Ot musimy przetrwać w schronie, z zapasami, które zabraliśmy z domu, bądź zdobędziemy podczas ekspedycji na radioaktywne pustkowia. Produkcja podzielona jest na dwa moduły.
Pierwszy, polega na tym, że musimy w minutę zebrać z domu wszystko co jest nam potrzebne do przeżycia. W tym segmencie poruszamy się po naszym domu i zbieramy to co wpadnie nam w ręce. Przez tą krótką chwilę jesteśmy raczeni trójwymiarową grafiką, która może nie należy do najbardziej fotorealistycznych, jednak pasuje do przedstawionej konwencji.

Ogólnie sterowanie podczas sekwencji w trzech wymiarach, do skomplikowanych nie należy, więc każdy odnajdzie się bez trudu. Po zagraniu kilku scen, tym co może denerwować, jest kolizja z różnymi obiektami, przez co czasami nawet najmniejszy element wyposażenia naszego domu może stanąć między nami, a upragnioną puszką zupy, tak niezbędną w postapokaliptycznej diecie

Jednak to nie zwiedzanie naszego domu będzie czynnością, przy której spędzimy najwięcej czasu. Po zejściu do schronu, jesteśmy witani komiksowym obrazkiem, gdzie możemy zobaczyć naszą rodzinę, oraz zebrane w pośpiechu zapasy. Z biegiem czasu, widok naszych czterech ścian może zmienić się diametralnie. Każdego dnia jesteśmy stawiani przed szeroką paletą drobnych bądź dużych wyborów.
Komu rozdysponujemy racje żywnościowe, kto otrzyma lekarstwa, kiedy zmorzy go choroba, czy też decyzja o tym, czy wspomożemy innych potrzebujących. Każda decyzja ciągnie za sobą konsekwencje i to od nas zależy, jak zakończy się przymusowy urlop w schronie.

Siłą 60 Seconds! jest fakt, że za każdym razem możemy być świadkami innych wydarzeń. Na przykład podczas jednego przejścia cała nasza rodzina może umrzeć, ze względu na to, że nie mieliśmy wystarczająco zapasów. Innym razem do końca może wytrwać tylko jeden członek familii, a w kolejnym scenariuszu wszyscy mogą zwariować i rozbiec się na cztery strony świata. Pomimo kilku powtarzających się wydarzeń, ilość opcji jest porażająca.

Pomimo tego, że produkcja nie należy do półki wysokobudżetowej, to klimatyczna (choć prosta) grafika 3D, w połączeniu z dobrymi komiksowymi planszami, daje efekt nad wyraz udany. Muzyka przygrywająca podczas poszukiwania zapasów, oraz podczas siedzenia w schronie, bez problemu wprowadza w klimat i nim się obejrzycie, to będziecie odgrywać kolejny scenariusz.

Jeśli szukacie gry, która pomimo krótkiego czasu ukończenia, oferuje od groma alternatywnych przejść, to powinniście się zainteresować 60 Seconds!. Pomimo swojej prostoty produkcja jest szalenie grywalna i każde podejście oferuje odmienne doznania, czy to w kwestii mikropowieści, bądź wyzwań, które są przed nami stawiane. Jednymi słowy idealny tytuł do krótkich sesji, pomiędzy bardziej rozbudowanymi produkcjami.
Dodaj komentarz