Wśród czerwcowych premier dla PlayStation 4, Xbox One oraz pecetów znalazła się najnowsza produkcja ukraińskiego studia Frogwares, czyli The Sinking City. Trzy miesiące później ta przygodówka trafiła na kolejną platformę – Nintendo Switch. Sprawdźmy więc, jak wypada port dla hybrydowej konsolki Japończyków.
Głównym bohaterem produkcji jest Charles W. Reed – detektyw, którego zadaniem jest rozwiązanie sprawy tajemniczych wybuchów histerii i wizji, które dotykają wielu osób (w tym samego bohatera). Wyrusza więc do Oakmont w stanie Massauchusetts, gdzie cała sprawa ma swe podłoże. Zanim jednak osiągniemy nasz cel, wykonamy szereg zadań dla innych postaci – przykładowo przygodę rozpoczniemy od odnalezienia syna Roberta Throgmortona. Choć historia mogłaby być ciekawa, twórcy kompletnie zmarnowali potencjał.
Podczas śledztw przydadzą się umiejętności bohatera, pozwalające mu „widzieć rzeczy, które umykają innym” – czyli Oko Umysłu i Retrokognicja. Dzięki nim niektóre przedmioty pozwalają ujrzeć bohaterowi wizje, wśród których znajdują się wybrane sceny w przeszłości. Uporządkowanie ostatnich w odpowiedniej kolejności daje nam dostęp do dodatkowych dowodów.
Nieraz natrafimy także na potwory, z którymi możemy walczyć. Mimo sporej liczby dostępnego uzbrojenia nie jest to zbyt udana część produkcji. System walki wypada bardzo kiepsko i topornie, przez co najchętniej unikałoby się kompletnie potyczek. Niestety jest to niemalże niemożliwe.
Cieszy, że produkcja nie prowadzi gracza za rękę. Samodzielnie musimy poznać swój każdy kolejny cel. Mimo to, poziom trudności nie jest zbyt wysoki – i raczej każdy powinien poradzić sobie z ukończeniem gry bez większego problemu. Ogromna szkoda jednak, że reszta tytułu dość mocno zawodzi. Kolejne zadania są schematyczne, a całość staje się monotonna. Świetnie zbudowany klimat niestety to nie wszystko.
Wydanie dla najnowszej konsolki Japończyków niestety nie należy do najlepszych. Oprawa graficzna już na mocniejszych sprzętach nie była mocną stroną produkcji. Na Nintendo Switch została dodatkowo pocięta, przez co wygląda zwyczajnie źle. Tekstury są bardzo niskiej jakości, momentami wyglądają niczym się wcale nie wczytały, a nieraz zauważyć przenikające przez siebie tekstury.
To nie jedyny problem The Sinking City. Port nie potrafi utrzymać stałej płynności, a czasy wczytywania są ekstremalnie długie. Wszystko to powoduje, że w tę produkcję nie gra się zbyt przyjemnie. Port posiada polską wersję językową.
Świetny klimat oraz niezła część detektywistyczna niestety nie uratuje gry, gry reszta wypada zwyczajnie źle. System walki w The Sinking City jest beznadziejny. Dodatkowo port dla Nintendo Switch boryka się z wieloma problemami – od jakości tekstur, przez czasy ładowania, po najczęstszy problem wydań dla tej konsolki – płynność. Cena 199 złotych za tak niedopracowany produkt to jakiś żart z konsumenta.
Grę do recenzji dostarczyło Frogwares.
Dodaj komentarz