Drugi dzień Gamescomu to kolejne gry do sprawdzenia. Mieliśmy okazję przetestować nieco tytułów indie. Zapraszam do czytania.
Kursowanie po stoiskach z produkcjami indie zaczęło się dla mnie od polskiej gry – Shing!. Rozgrywka jest widoczna w 2D, a do dyspozycji mamy oddanych kilka postaci, które bezproblemowo zmieniamy w trakcie gry naciskając każdy z kierunków na D-Padzie. Na pewno będziecie to robić, bo bohaterowie mają osobne paski zdrowia. Jeśli uda się nam atakować oponentów kilka razy z rzędu bez otrzymania obrażeń, będziemy mogli atakować specjalną postawę. Aktywując ją, naciskając R3, nasza postać będzie zadawała większe obrażenia. Broń, z jakiej korzystamy jest nastawiona na walkę kontaktową. Atakujemy, kręcąc odpowiednie figury prawą gałką analogową. Co jakiś czas pokonani przeciwnicy mogą upuścić przedmioty, chwilowo modyfikujące działanie broni. Niżej możecie obejrzeć film z rozgrywki. Grę tworzy studio Mass Creation Games. Tytuł wyląduje w przyszłym roku na konsolach PlayStation 4, Xbox One oraz Nintendo Switch.
Następnie sprawdziłem drugą polską grę indie – Ghostrunnera. Graficznie tytuł prezentuje się imponująco – nierzadko miałem ochotę stanąć i podziwiać widoki. Nie ma na to jednak czasu. Cyberpunkowy świat bynajmniej nie jest przyjaznym miejscem. Gra łączy dynamiczny parkour i intensywne, acz wymagające pomyślenia, walki. Jeden trafiony atak wykonany w naszym kierunku i padamy trupem. Punkty kontrolne są rozsiane bardzo często, więc zgony – a będzie ich sporo – nie irytują, a raczej coraz bardziej zagrzewają i motywują do walki. Mamy poczucie, że tym razem nam się uda. Albo tym. Ale tym to już na pewno. Bardzo przyjemnie jest zrealizowany parkour i przemierzanie terenu z wykorzystaniem przyczepionej do naszego nadgarstka liny. Nie można też zapomnieć o wykonywaniu uników – bez tego zginiecie marnie. Ghostrunner jest tworzony przez One More Level, a wydawcą jest All in! Games. Tytuł ukaże się w przyszłym roku na konsolach PlayStation 4 oraz Xbox One.
Kolejną sprawdzoną przeze mnie grą była również polska produkcja – Ancestor’s Legacy. Tytuł zaoferuje graczom kilka poziomów trudności tak, aby równie dobrze bawił się stary wyjadacz, który na RTS-ach zjadł zęby, ale i nowicjusz. Twórcy nie kryją faktu, ze trzeba będzie zbierać surowce, ale jednocześnie cały czas zaznaczają że priorytetem jest walka. Nawet surowce zdobywa się głównie w wyniku podbojów wiosek. Ancestor’s Legacy opowiada historię inspirowaną faktycznymi wydarzeniami, ale nie odwzorowuje ich 1:1. Gra ma dzięki temu oferować ciekawsze doznania i fabułę niż w przypadku podążania za faktami. Produkcja może się pochwalić kilkuset animacjami walki oraz kamerą akcji. Naciskając L3, widok na walkę zostanie przybliżony i będziemy mogli z bliska obejrzeć ataki, które wykonują nasze i wrogie jednostki. Widok ten możemy dodatkowo oddalać i przybliżać oraz obracać. Miałem okazję sprawdzić ten element i wygląda to naprawdę nieźle. Nie zabraknie też trybu rozgrywki wieloosobowej. Ancestor’s Legacy będzie działało w 30 klatkach na sekundę, co est warunkowane mnogością występujących jednocześnie jednostek na ekranie. Gra jest dostępna na konsolach PlayStation 4 Xbox One.
Kolejną grą indie, tym razem pochodzącą od belgijskiego Glowfish Interactive, była Trifox. Wcielamy się w niej w lisa, który może należeć do klasy inżyniera, maga lub wojownika. Zapewniają one inne ataki dystansowe i przedmioty użytkowe. Godne odnotowania jest możliwe łączenie klas. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby korzystać z dystansowych ataków maga i sprzętu inżyniera. W Trifox przemierzamy rysunkowy świat w 3D, walcząc z napotykanymi przeciwnikami (także bossami) i starając się przeżyć, co nie musi być łatwe. Trifox ukaże się na konsolach PlayStation 4 oraz Xbox One w przyszłym roku.
Sprawdziłem też prostą przygodówkę Resort. Nie mogę jednak stwierdzić, żebym czekał na premierę tego tytułu po tym, co zobaczyłem. Gra cierpi na szereg błędów technicznych, z których najczęstsze jest przenikanie tekstur. Dodatkowo udźwiękowienie wydaje się być nie do końca nagrane – postaci, z którymi rozmawiamy milczą, mimo że widzimy tekst, który wypowiadają. Resort zmierza na Nintendo Switch.
Pograłem też trochę w The Wanderer, ale szczerze mówiąc, nie wiem, o co chodzi w tej grze. Może Wy macie jakiś pomysł?
Sprawdziłem również Dungeon of the Endless. Wizualnie gra przypomina stare, klasyczne produkcje, aczkolwiek jeśli chodzi o rozgrywkę, to mamy do czynienia ze standardowym tower defense. Odwiedzamy coraz to nowsze obszary, zdobywając za to walutę. Tę wymieniamy na automatyczne wieżyczki i ulepszenia postaci. Celem każdego z poziomów jest odnalezienie wyjścia, po czym przyprowadzenie do niego kryształu, który mamy za zadanie chronić. grało mi się przyjemnie i może być to niezła odskocznia od poważniejszych tytułów. Dungeon of the Endless ukaże się na konsolach PlayStation 4 i Nintendo Switch.
Zagrałem też trochę w The Almost Gone od PlayDigious i, chociaż rozgrywka jest prosta, potrafi wciągnąć. Poruszamy się po kilku połączonych ze sobą pomieszczeniach, w których szukamy obiektów, z którymi możemy wejść w interakcję. Zagadki są na tyle proste i logiczne, że nie frustrują, chociaż nie uważam, żeby była to produkcja na długie sesje, a raczej jakaś odskocznia od innych gier.
Ostatnią pozycją indie, którą przetestowałem drugiego dnia Gamescomu było polskie Green Hell. To produkcja, która pochodzi od studia Creepy Jar i rzuca nas w amazońską dżunglę, wystawiając na próbę naszą wolę przetrwania. Będziemy musieli nauczyć się wytwarzać bronie ze znajdywanych przedmiotów, dbać o schronienie na noc, czy leczyć rany, abyśmy nie zginęli przez zgniliznę. Gra będzie zawierała tryby fabularny i przetrwania. Tytuł zostanie wydany na konsole, ale nie jest jeszcze znana dokładna data premiery.
Dodaj komentarz