Power Rangers uderzają na PS4, XONE i Nintendo Switch. Miałem okazję sprawdzić wersję na tę pierwszą konsolę. Niestety nie jest dobrze.
Power Rangers: Battle for the Grid to najnowsza drużynowa bijatyka stworzona przez kalifornijskie studio nWay. Inną produkcją Amerykanów jest jedynie mobilna gra Chrono Blade. Niestety, grając w Power Rangers: Battle for the Grid, niewielki dorobek wspomnianego studia jest odczuwalny. Tytułowi brakuje bardzo wiele, przez co szybko nuży i nie jest w stanie przyciągać przed ekran na dłuższe sesje.
Pierwszym trybem, jaki zobaczymy w menu Power Rangers: Battle for the Grid jest zręcznościowy – Arcade. Wybieramy w nim trójkę wojowników, których poczynaniami chcemy kierować, po czym toczymy 8 walk na zaledwie 5 różnych arenach. Produkcja teoretycznie stara się przedstawić jakieś tło fabularne, jednak robi to bardzo nieudolnie. O wydarzeniach informują nas statyczne plansze z tekstem, jaki „wypowiada” dana postać. O ile można to w ogóle określić jako mówienie – bohaterowie są niemi. Gdy uda się nam przejść zwycięsko przez wspomnianą liczbę starć, zobaczymy planszę oznajmiającą o naszej wygranie i ujrzymy napisy końcowe. Możemy następnie przystąpić do walki jako inny z dostępnych wojowników, ale szczerze mówiąc nie ma to większego sensu. Kolejność napotykanych przeciwników za każdym razem jest taka sama i jedna rozgrywka w Arcade nie różni się od innej zbytnio. Właściwie jedyną zmianą jest inny tekst powitalny naszego przeciwnika.
W Power Rangers: Battle for the Grid mamy do dyspozycji 9 postaci. Są to Tommy Oliver, Gia Moran, Kat Manx, Magna Defender, Lord Drakkon, Ranger Slayer, Mastodon Sentry, Goldar oraz Jason Scott. Jak widać, są to bohaterowie znani z 4 serii Power Rangers: Lost Galaxy, Super Megaforce, S.P.D. i klasycznej – Mighty Morphin. Zaskoczył mnie brak obecności niebieskiego Power Rangera, a wstawienie żółtego. Przecież niebieski (podobnie jak czerwony) występował w każdej serii Power Rangers. Mam wrażenie, że pula dostępnych wojowników jest zdecydowanie za mała. Taka marka powinna bez problemu wystarczyć na oddanie graczom do dyspozycji kilkudziesięciu postaci. Zamiast tego mamy do czynienia z dość ubogą liczbą 9 grywalnych postaci, z których część należy do „tych złych”, co jeszcze bardziej pogłębia poczucie zignorowania wielu istotnych Power Rangers.
Rozgrywka nie jest bardzo odkrywcza. Za ataki odpowiada zaledwie kilka przycisków, które możemy próbować łączyć w kombinacje. Nie da się jednak oprzeć wrażeniu, że łączenie ciosów jest nienaturalne i nie może być mowy o płynności połączeń, jaką znamy na przykład z serii Mortal Kombat. W Power Rangers: Battle for the Grid co prawda możemy połączyć kilka ataków w jedną serię, ale udaje się nam to jedynie, mieszcząc się w odpowiednim przedziale czasowym z wykonywaniem osobnych, zamkniętych krótkich sekwencji ciosów. Inną sprawą jest brak większego sensu w tworzeniu połączeń ataków – wskaźnik Combo na ekranie będzie zliczał następujące jeden po drugim uderzenia, ale nie zapewni nam to żadnych premii.
Nasi wojownicy mają oczywiście preferowane pozycje wyprowadzania ciosów. Są bohaterowi, którzy atakują z dystansu, są wielkie ciężkie kloce ceniące bliskość oponenta i nie brakuje pośrednich bohaterów, zadających umiarkowanie duże obrażenia i najlepiej radzących sobie ze średniej odległości.
Podczas walk, w miarę odnoszenia obrażeń i celnego wyprowadzania ciosów będzie rósł nasz wskaźnik SUPER. Jeśli zapełnimy jeden z trzech jego pasków, będziemy mogli wyprowadzić wzmocniony atak. Szkoda jednak, że nie da się tak ulepszyć dowolnego ciosu. Natomiast zapełnienie dwóch segmentów wskaźnika pozwoli nam zaatakować ruchem specjalnym, zadającym odpowiednio większego obrażenia. Pozostając przy rozgrywce, należy wspomnieć o możliwości przełączania się między naszą trójką wybranych postaci. Naciskając L1 lub R1, możemy przełączyć aktywnego Power Rangera nawet w trakcie ataku kombinacyjnego, dołączając jego ciosy do serii. Wygląda to dobrze i tu nie mogę się przyczepić. Drugie wciśnięcie L1 lub R1 sprawi, że przejmiemy kontrolę nad nowym wojownikiem. Sam proces zmiany aktywnego wojownika jest sprawny i nie mam do niego zastrzeżeń. Podczas walk, raz na mecz, możemy skorzystać również z obszarowego ataku zorda. Przy tworzeniu drużyny możemy wybrać jednego z trzech zordów. Ich ataki różnią się nieco między sobą, jednak nie są to na tyle istotne różnice, by spore znaczenie miało to, którego z zordów wybierzemy. Ich możliwości są bardzo podobne.
Power Rangers: Battle for the Grid oferuje też tryby rozgrywek wieloosobowych. Możemy grać wspólnie ze znajomym lokalnie (do czego nie mam zastrzeżeń) i, co nie powinno dziwić w przypadku gry z gatunku bijatyk, sieciowo. Tu tkwi jedna z największych wad recenzowanej produkcji. Samo wyszukiwanie meczu trwa na ogół dość długo (standardem są 2 – 3 minuty). Pół biedy, jeśli wyszukiwanie zakończy się sukcesem. Jednakże o wiele częściej zobaczymy komunikat o przekroczeniu czasu oczekiwania na odpowiedź serwera albo zostaniemy rozłączeni w trakcie starcia. Jest to nagminne i sprawia, że granie w Power Rangers: Battle for the Grid przez sieć jest istną męką. Nasi bohaterowie awansują w miarę odnoszonych postępów. Progres polega jednak niemal wyłącznie na zwiększeniu liczby określającej poziom postaci. Nie przynosi to ze sobą absolutnie żadnych możliwości dostosowania wyglądu bohaterów ani zwiększenia ich statystyk. Nasz globalny poziom również rośnie. Stanowi on sumę poziomów naszych podopiecznych. I podobnie jak w ich przypadku nie niesie ze sobą prawie żadnych zmian. Jedynym, co możemy zmodyfikować jest nasz baner, wyświetlany przy naszym nicku.
Graficznie tytuł, delikatnie mówiąc, nie zachwyca. O ile modele postaci mogą się podobać, o tyle szczegóły aren i elementy otoczenia są nierzadko w bardzo marnej jakości. Wisienką na takim torcie są tła – proste, wypełnione jednym kolorem, przywodzące na myśl wypełnienie obszaru znane z programu Paint. Jest jednak jeden element, który mogę pochwalić – animacje są płynne, a gra działa ze stabilną liczbą wyświetlanych na sekundę klatek.
O udźwiękowieniu również nie mogę napisać wiele dobrego. Mamy do czynienia z kilkoma wtórnymi, szybko irytującymi motywami muzycznymi. Odgłosy uderzeń są niesamowicie tępe, sprawiając, że nie czujemy siły naszych ataków. Nie bez znaczenia dla odbioru warstwy dźwiękowej pozostaje wspomniany brak języka w gębie bohaterów.
Power Rangers: Battle for the Grid zdecydowanie nie jest udaną produkcją. Bawi przez krótką chwilę, po której do rozgrywki wbija się z ogromną siłą nuda i znużenie. Szukając wyzwania w trybie sieciowym, odbijemy się od niego przez skandalicznie długi czas wyszukiwania meczu i ustawiczne problemy z zachowaniem stabilnego połączenia w grze. Tytuł mogę polecić tylko największym fanom Power Rangers, choć nie sądzę, by i oni mogli chcieć spędzić z tytułem długie godziny. Gra jest zaledwie przyzwoita wizualnie, a mała liczba dostępnych wojowników, a ich niewielkie zróżnicowanie i niewielki wpływ na różnorodność rozgrywki skutecznie zabija całą zabawę.
Dziękujemy za dostarczenie kodu recenzenckiego Spark PR.
Dodaj komentarz