Debiutująca 19 lat temu seria Trials doczekała się szóstej głównej odsłony. Trials Rising przy okazji jest także pierwszą częścią, która zawitała na konsoli od Nintendo. Oprócz Nintendo Switch, tytuł ten dostępny jest także na PlayStation 4, Xbox One oraz pecetach.
Podstawy rozgrywki wyglądają praktycznie identycznie jak w każdej odsłonie serii. Naszym głównym zadaniem jest jak najszybsze dotarcie do końca trasy. Aby tego dokonać musimy odpowiednio operować gazem, hamulcem oraz balansować ciałem motocyklisty. Dzięki temu możemy pokonać wszelakie rzucone przez twórców przeszkody na dziesiątkach kolejnych, szalonych torów. Wywrotka, czy spadnięcie w przepaść zmusza nas do powrotu do ostatniego punktu kontrolnego, co kosztuje nas 5 sekund doliczonych do naszego czasu.
Do naszej dyspozycji oddano ponad 100 szalonych, różnorodnych torów. Ścigać będziemy się po trasach porozrzucanych po całym świecie – spora część z nich inspirowana jest danym miastem, czy państwem. Jeżdżąc po Hollywood natkniemy się na plan filmowy, a w Paryżu ujrzeć można wieżę Eiffla. Trasy możemy pokonywać często na kilka sposobów, warto więc sprawdzać, która ścieżka umożliwia nam osiągnięcie najlepszego czasu. Poziom trudności stale rośnie, jednak bardzo częste punkty kontrolne powinny pomóc każdemu ukończyć produkcję, traci się wówczas jednak szansę na osiągnięcie dobrego wyniku i złotego, czy srebrnego medalu. Rozgrywka potrafi wciągnąć na wiele godzin, powtarzając etapy i walcząc o najlepsze możliwe wyniki. Fanom rywalizacji spodobają się też pewnie sieciowe tablice wyników przy praktycznie każdej planszy.
Oprócz standardowych wyścigów, produkcja oferuje także University of Trials, gdzie nauczyć możemy się podstaw rozgrywki oraz przydatnych podczas gry technik, czy też zabawy przypominające mi nieco szalone konkurencje z FlatOuta 2, gdzie wyrzucało się kierowcę, by ten służył jako kula do kręgli. Trials Rising pozwala w jednej z konkurencji wyrzucić motocyklistę z pojazdu, by ten złapał piłkę i trafił ją do kosza.
Trasy pokonywać możemy za pomocą kilku motocykli, które odblokowujemy wraz z rozwojem naszej postaci. Część z nich otrzymujemy po przekroczeniu określonego poziomu, inne musimy zakupić za walutę wewnątrz gry. Zbieranie kwoty potrzebnej na zakupy trwa dość sporo czasu – za zawody nie otrzymuje się zbyt wysokich nagród. Zdobywając kolejne poziomy otrzymujemy także skrzynki zawierające przedmioty kosmetyczne. Produkcja zawiera mikropłatności, umożliwiając opcjonalne zakupienie drugiej waluty.
Sporą liczbę z dostępnych tras można ukończyć także w co-opie. Dwóch graczy kieruje wówczas tandemem. Wymaga to umiejętnej współpracy, by w ogóle ukończyć poziom. Gracze muszą zgodnie balansować motocyklem, by się nie wywrócić. Tryb ten potrafi dostarczyć masę frajdy, gdy mamy z kim grać. Oprócz kooperacji dostępny jest także tryb Party, gdzie maksymalnie 4 osoby przed jedną konsolą rywalizują ze sobą. Wyścigi sieciowe są również dostępne, udział może brać maksymalnie 8 osób jednocześnie.
Warto też wspomnieć, że Trials Rising posiada bogaty edytor plansz. Zawiera on setki, jeśli nie tysiące elementów, z których budować możemy własne trasy. Nie brakuje oczywiście opcji wrzucenia gotowych etapów do sieci, po czym inni posiadacze gry będą mogli pobijać czasy na naszej mapie. Jest to świetny sposób, by przedłużyć zabawę – gdy ktoś osiągnie złoto na wszystkich etapach stworzonych przez twórców produkcji, nic nie stoi na przeszkodzie, by bawić się dalej, jeżdżąc po mapach innych użytkowników.
Przejdźmy więc do najważniejszego – jak tytuł ten sprawdza się na Nintendo Switch. Oprawa graficzna produkcji wypada nieźle. Nie jest to najpiękniejszy tytuł na tej platformie, jednak grafika wygląda ok. Gorzej wypadają przerywniki, które wydają się być przesadnie skompresowane. Niektóre etapy są dość mocno zamglone, jednak to nie wpływa na samą rozgrywkę. Czasem na początku rundy / po restarcie (jeszcze przed wyruszeniem) można zauważyć jak doczytują się tekstury, innym razem obiekt na ekranie potrafi chwilowo zniknąć.
Trials Rising na najnowszej konsoli Japończyków działa w 30 klatkach na sekundę. Przez zdecydowaną większość czasu produkcja ta utrzymuje tę liczbę, bywają jednak fragmenty, gdzie można odczuć spowolnienia – zarówno na TV, jak i przenośnie. Produkcja niestety nie posiada polskiej wersji językowej.
Sporą wadą kontrolerów dla Nintendo Switch w przypadku niektórych typów gier jest brak analogowych triggerów. Przyciski ZR/ZL działają zerojedynkowo, przez co nie mamy kontroli nad tym, jak mocno chcemy dodać gazu. Na dalszych etapach produkcja ta wymaga sporej precyzji, której tego typu sterowanie nie daje.
Na szczęście twórcy tytułu nieco obeszli ten problem. Oprócz możliwości przyspieszania przyciskami A i ZR, możemy kontrolować gaz prawą gałką analogową. Miłym dodatkiem jest pełna obsługa kontrolera do GameCube – posiadającego analogowe triggery.
Trials Rising to fantastyczna gra, wciągająca na wiele godzin. Każde nieudane podejście zachęca do jeszcze jednej, ”ostatniej” próby. Produkcja oferuje graczom ponad 100 dobrze zaprojektowanych etapów, bogaty edytor plansz oraz przyjemne tryby wieloosobowe. Zdecydowanie warto zagrać, szczególnie, że gra nie jest drogi – 104 złote za taką zawartość to dobra cena.
Wersja dla Nintendo Switch posiada parę wad, o których warto pamiętać decydując się na zakup. Brak analogowych triggerów w podstawowych kontrolerach utrudnia dokładne sterowanie, przez co lepiej przesiąść się na kablowy GameCube Controller. Liczyć trzeba się też z gorszą oprawą graficzną względem pozostałych platform oraz obniżeniem płynności do 30 klatek na sekundę (z okazjonalnymi, drobnymi spadkami).
Grę do recenzji dostarczył Ubisoft
Dodaj komentarz