Wsparcie dla klawiatury w Xbox One jest już dostępne od kilku miesięcy. Tym razem do testów wpadła nam klawiatura i myszka Lioncast.
Lioncast to niemiecka firma produkująca sprzęt przede wszystkim skierowany dla graczy. Myszka i klawiatura, którą otrzymałem do recenzji celuje właśnie w ten segment. Obie zajmują średnią półkę.
Klawiatura
Klawiatura wykonana jest w większości z plastiku. Podstawa pod klawiszami, czyli najbardziej widoczna jej część wykonana jest z aluminium. Podkładka wykonana jest w całości z plastiku. Pełny zestaw waży niewiele ponad kilogram, dokładnie 1050g. Z komputerem lub konsolą łączy się standardową wtyczką USB-A. Przewód ma 180 cm i jest w oplocie. Długość jest jak najbardziej typowa i trzeba mieć to na uwadze jeżeli chcemy ją podpiąć do konsoli. Wielkościowo klawiatura też się nie wyróżnia w swojej kategorii. Jej rozmiary to 44,5cm x 22cm x 3,7 cm liczone z podkładką. Klawisze są standardowego kształtu i rozmiaru. Odstają od podstawy na około 3 cm. Tak, zmierzyłem. Ta wysokość jest pewną wadą klawiatur mechanicznych – większość z nich ma bardzo wysokie klawisze.
Układ klawiatury to typowe qwerty. Jedyny dodatek to pięć klawiszy do macro, o nich za chwilę i sześć klawiszy do obsługi przeglądarki i usypiania komputera. Ich funkcjonalność w dzisiejszych czasach jest znikoma. Klawisze multimedialne i te do sterowania funkcjami klawiatury ukryte są pod dwuklawiszową kombinacją FN+F1-12 i kilkoma innymi. O tym też opowiem więcej za chwilę. Wracając do wspomnianych klawiszy makro. Niestety usytuowana są nad klawiszami funkcyjnymi, co jeszcze nie było by takie złe, gdyby nie fakt, że są 1/3 wielkości normalnych klawiszy i 1/3 ich wysokości. Trafienie w nie, bez zahaczenia o inne klawisze, graniczy z cudem. Samo nagrywanie makro jest proste. Przytrzymujemy klawisz „Rec” i jeden z G1-5, aż kontrolki z prawej, te od capslocka i reszty zaczną migać. Wtedy wykonujemy naszą akcję i ponownie przytrzymujemy „Rec” i wybrany G1-5. Kontrolki przestają migać, a my mamy zapisane nasze makro. Jeżeli korzystacie z makr w grach to uważajcie z tym przy grach muliplayer. Przykładowo Fortnite banuje graczy za ich stosowanie (w T&C jest to wyraźnie zabronione).
Lioncat LK300 jak przystało na rasową klawiaturę gamingową ma podświetlane klawisze. Do wyboru mamy 14 wzorów podświetlania plus dodatkowe pięć przygotowane specjalnie do grania. Każdy z tych 14 wzorów ma dodatkowe konfiguracje. Z reguły można edytować prędkość zmieniania i jasność lub kolor w przypadku jednolitego podświetlania. Po wciśnięciu FN+1-5 włączamy jeden z pięciu gamingowych wzorów podświetlania. Większość klawiszy jest wtedy niepodświetlonych, a święcą tylko te, które odpowiadają najczęściej stosowanym wzorom. Mamy tu pod jedynką podświetlenie tylko WASD i strzałek. Kolejne wzory to już wersje z najpopularniejszych gier, między innymi Counter Strike i League of Legends. Samo podświetlanie jest wyraźne. Nie, jest ani za jasne, ani za ciemne. Klawisze świecą jednolicie.
To co wyróżnia tą klawiaturę na tle innych to zastosowanie mechanicznych klawiszy. Wykorzystano Kailh Red, które są stosunkowo ciche, niestety nie mają żadnego mechanizmu informującego o zadziałaniu klawisza. Samo ich trigerowanie jest ustawione wysoko. Nawet powiedział bym bardzo wysoko. Wystarczy lekkie muśnięcie i klawisz zaczyna działać. Przydatne w grach, lecz przy normalnym użytkowaniu przeszkadza.
W pudełku, w którym przychodzi klawiatura, znajdziemy tylko nią, podkładkę z krótką instrukcją montażu i to wszystko. Instrukcję obsługi i oprogramowanie do zmieniania konfiguracji musimy sami pobrać ze strony producenta. Z jednej strony słabo, z drugiej strony, kto dzisiaj ma napęd w komputerze żeby odpalić coś z płyty. Sama instrukcja nie jest długa i opisuje wszystko co powinniśmy wiedzieć o klawiaturze.
Oprogramowanie to najsłabszy element tej klawiatury. Po pierwsze wygląda jak by było na szybko poskładane. Jest nieintuicyjne i dobór zielonej czcionki na tle czerwonych przycisków sprawia, że wszystko jest nieczytelne. Wszelkie wprowadzone zmiany są widoczne dopiero po kliknięciu Apply. Strasznie upierdliwe przy ustawianiu kolorów podświetlania. Klawiatura ma wbudowaną pamięć, która przechowuje trzy profile.
Myszka
Myszka, już na pierwszy rzut oka się wyróżnia. Trudno nie zauważyć, aż 12 klawiszy z jej lewej strony. Jest to typowy gryzoń przeznaczony do MMO. Ten „kalkulator” z lewej sprawia, że jest to wyjątkowo wysoka myszka. Góra niej jest wyprofilowana tak, by prawa strona była trochę niżej niż prawa. Sumarycznie sprawia to, że jest zaskakująco wygodna, nawet przy moich małych dłoniach. Niestety same klawisze z lewej strony nie są już takie wygodne. Pierwsze 6 z nich jest jeszcze w miarę wygodne. To druga grupa bliżej końca już nie do końca. U góry, obok standardowego zestawu przycisków i scrolla, znajdziemy jeszcze przyciski do regulacji DPI i przycisk Fire, którego zastosowanie nie do końca rozumiem. Całość myszki pokryta jest gumowatym materiałem. Dzięki temu na myszce nie widać żadnych odcisków palców i nie jest śliska.
Przewód łączący gryzonia z komputerem lub konsolą ma około 180 cm i jest w oplocie. Na końcu mamy najbardziej standardowe złącze USB. Z dołu myszki znajduje się przycisk do zmiany profili i pojemnik na odważniki. Jest ich osiem. Niestety nigdzie na znalazłem informacji ile ważą, a w domu nie mam wagi kucharskiej by sam to sprawdzić. Z pełnym zestawem odważników gryzoń nie należy do najcięższych jakie miałem w ręce. Wpasowuje się mniej więcej w średnią. Bez nich nadal wyraźnie czuć jej wagę, ale biorąc pod uwagę rozmiar to nie jest ciężka.
DPI można regulować w pięciu skokach. Najniższa wartość to 1000 DPI, a najwyższa to 16400. O ile górna granica większości graczy się nie przydaje. Szczerze nigdy nie ustawiałem tak wysokich wartości DPI, o tyle dolna granica trochę zawodzi. Mogło być trochę niżej.
Myszka na szczęście ma trochę lepsze oprogramowanie do konfiguracji. Przez lepsze mam na myśli czytelniejsze. Tu zastosowano białą czcionkę na tle czerwonych klawiszy, a nasze akcje od razu są przesyłane do gryzonia gdzie na szybko możemy przetestować czy to co ustawiliśmy nam pasuje. Jedyną sporą wadą jest ustawianie kolorów. Nie wiedzieć czemu Lioncast zdecydował, że podświetlanie scrolla jest z góry ustalone i przypisane do profilu. Każdy z pięciu dostępnych profili ma zgróry ustalony kolor scrolla, którego nie możemy zmienić. Kolor pozostałych elementów zmieniamy jednym kliknięciem. Nie możemy wybrać innego koloru dla logo, a innego dla klawiszy z lewej. Możemy jeszcze ustalić jasność i prędkość pulsowania, lub całkowicie je wyłączyć.
W aplikacji możemy też ustawić jakie akcje mają być przypisane do 12 przycisków z lewej. Opcji jest od groma. Możemy tam nawet ustawić dowolny klawisz z klawiatury lub makro. Nagrywanie makro jest trochę zakopane w aplikacji, ale pozwala na nagranie dowolnej sekwencji klawiszy z klawiatury, wyedytowanie ich i przypisanie do klawisza.
Klawiatura Lioncast LM300 to taki średniak wśród klawiatur. Nie wyróżnia się niczym, a pozycja przycisków makro sprawia, że są niewygodne. Do tego wszystkiego dochodzi słabe oprogramowanie. Zastosowane switche są dobrej jakości i znane na rynku. Ma to dodatkowy plus – bez problemu możemy kupić zamienniki. Nie zrozumcie mnie źle, to dobra klawiatura na której dobrze się pisze i gra. Po prostu brakuje jej te czegoś. Efektu WOW.
Myszka to już inna historia. Jest bardzo wygodna. Jej jakość wykonania jest bardzo dobra i w przeciwieństwie do klawiatury używam jej na co dzień. Oprogramowanie ponownie jest trochę słabe, a drugą wadą jest zakres DPI. Dolny próg jest wyżej niż moja prywatna preferencja, ale to akurat wam może nie przeszkadzać.
Za sprzęt dziękujemy Lioncast.














Dodaj komentarz