Crimson Keep jest to przygotowane przez dwie osoby pierwszoosobowe RPG akcji z elementami gier rogue-like. Tytuł ten pod koniec listopada trafił na konsolę Nintendo Switch oraz pecety. Niestety, choć sam pomysł na rozgrywkę jest ciekawy, jego realizacja pozostawia sporo do życzenia.
Obecna w produkcji historia jest praktycznie cała zawarta w krótkim przerywniku, odtwarzanym zaraz na początku zabawy. Trzydzieści lat temu, po tym jak wiedźma zabiła królową, wieś Larckstead została przeklęta. Wcielamy się w postać zesłaną w lochy, której jedyną nadzieją jest eksploracja oraz walka z napotkanymi wrogami. Do samej fabuły nic nie mam – nie jedna gra posiadająca banalną historię potrafi dostarczyć zabawy na dziesiątki godzin. Sam przerywnik jest jednak kiepskiej jakości. Na ekranie widać artefakty, screen tearing, a do tego voice acting jest beznadziejny.
To jest jednak małe piwo w porównaniu z problemami związanymi z samą ”zabawą”. Rozpoczynając rozgrywkę możemy wybrać jedną z trzech postaci – wojownika-berserka, wojującego magią czarodzieja, czy też słabiutkiego włóczęgę, skierowanego głównie dla osób, które chcą sobie dodatkowo utrudnić grę. Wyruszamy więc przez kolejne, losowo generowane lokacje, walcząc po drodze z wszystkimi napotkanymi wrogami, a nasza śmierć oznacza powrót na start.
Szkoda jednak, że każdy z elementów rozgrywki jest równie zepsuty. Losowo generowane poziomy są teoretycznie świetnym pomysłem na przedłużenie zabawy. W przypadku Crimson Keep zawiodło wykonanie – etapy wyglądają niemal identycznie. W niektórych fragmentach łatwo pogubić się w podobnych do siebie korytarzach. Nie pomaga oczywiście brak jakiejkolwiek mapy.
System walki po prostu działa źle. Przez kiepskie animacje ciężko określić zasięg posiadanej broni. Unikanie ciosów wroga bywa niemożliwe, szczególnie, że ci potrafią pojawiać się za nami. Tarcza praktycznie nie działa – w przypadku większości uderzeń nie daje ona nam żadnej obrony. Jedynym ratunkiem jest odskok, który i tak nie zawsze działa. Strzelając z dystansu trzeba celować niezwykle dokładnie, inaczej marnuje się mocno limitowaną manę. Śmierć oznacza powrót na start. W przeciwieństwie do sporej grupy gier rogue-like, do kolejnej próby nie przenosimy praktycznie nic.
Graficznie produkcja wypada przeciętnie na TV, nieco lepiej w trybie przenośnym konsoli. 6-calowy ekran maskuje część wad. O problemach z cut-scenką, czy kiepskimi animacjami wspomniałem wcześniej. Sam port dla Nintendo Switch działa nieźle. Większych problemów z płynnością, czy samym sterowaniem nie zauważyłem. Niestety, tytuł nie zawiera polskiej wersji językowej.
Crimson Keep miało potencjał, by być ciekawą propozycją dla fanów gier rogue-like. Niestety, pierwsze problemy produkcji można odczuć już po kilkunastu sekundach od uruchomienia, a później się one tylko mnożą i mnożą. Słaby system walki, kiepskie animacje ataku utrudniające określenie zasięgu broni, przeciętna oprawa graficzna, monotonne, nudne etapy – to tylko nieliczne z nich. Gwoździem do trumny produkcji jest jej cena. 80 złotych to kwota, za którą można zdobyć parę świetnych gier niezależnych.
Grę do recenzji dostarczyło Merge Games
Dodaj komentarz